animalka
Azkaban
Posty: 68
Tematy: 16
Cze 2016
Hufflepuff
07.09.2016 20:10
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2020 16:28 przez animalka. Edytowano w sumie 122 razy.)
Urodziła się 28 sierpnia 2037 roku, we Francji, a konkretnie w Metz znajdującym się w Lotaryngii. Jest jedną z pięciorga dzieci czystokrwistych czarodziejów- Uwe Fritz'a oraz Charlotte'y (z domu Lapointe). Obecnie jest żoną niejakiego Trevora Wright'a. Pracuje od ukończenia Hogwartu w klinice im. Św. Munga, gdzie pełni rolę Uzdrowicielki.
Luiza ma długie, lśniące włosy o barwie ciemnego blondu w które zaczęły siwieć i sięgają jej aż do połowy pleców. Dawniej nosiła je frywolnie rozpuszczone, lecz obecnie coraz częściej spina je w kok pozostawiając jedynie dwa kosmki z przodu nie upięte.
Najbardziej charakterystyczne w jej wyglądzie są jednak żółte oczy, przez które będąc nastolatką, bywała zwana "złotooką". Dodają jej sprytu i pewnego rodzaju niepowtarzalnego uroku, a zarazem owiewają jej osobę tajemniczością i ściągają zainteresowanie dociekliwych czarodziejów. Co więcej- niektórzy podejrzewali ją przez nie o wampiryzm i wypytywali o to w młodszych latach. Z kolei mugole zdają się sądzić, że nosi nietypowe soczewki.
Ma owalną twarz, jej nos nie jest zadarty, za to drobny i zgrabny. Jej usta mają barwę malinową, są dość małe, lecz pełne. Ma nieco odstające uszy co obecnie z racji tego, że zaczęła upinać włosy, jest dobrze widoczne. Brwi zaś ma dość wąskie, łukowate, nieco ciemniejsze od włosów. Delikatne piegi które były widoczne na jej nosie i w jego okolicach, z wiekiem zbladły prawie całkowicie, lecz spostrzegawcze oko dostrzeże je. Szczególnie latem gdy dużo przebywa na słońcu. Dodatkowo na jej skórze wraz z wiekiem pojawiło się więcej znamion barwnikowych. Poza tym gdy się uśmiecha, na jej polikach uwidaczniają się dołeczki.
Jej ciało ma wprost typowo kobiece kształty. Biodra są szerokie i kościste. Barki natomiast wąskie, a w tali ma widoczne wcięcie. Jest szczupła, a obecnie nawet chorobliwie chuda, ni mniej nie na tyle, aby być pozbawiona kręgłości, ni mniej z racji tego, że nie ubiera się w obścisłe, czy nadto wydekoltowane stroje nie jest to szczególnie widoczne. Poza tym warto wspomnieć, że jest stosunkowo niska i nie jeden uczeń może z na nią patrzeć z góry - w dosłownym znaczeni tego zwrotu. Jej dłonie są drobne i zadbane, a paznokcie krótkie, spiłowane.
Jej czterdziestoletni wiek, daje o sobie znać i choć nie obszedł się z nią jeszcze bez litośnie, to jednak jej skóra traci jędrność, a na jej twarzy zarysowują się powoli coraz wyrazniej zmarszczki. Poza tym jej cera stała się chorowicie blada, a pod oczami pojawiły się sińce przez troski i rzadkie przebywanie na słońcu.
Na jej lewym obojczyku można dostrzec pieprzyk i choć nie rzuca się w oczy, należy do jej znaków szczególnych podobnie jak znamię barwnikowe, które z wiekiem pojawiło się na jej prawym poliku. Kolejną charakterystyczną cechą owej kobiety są dość liczne blizny, jednak te zwykle kryje przed światłem dziennym pod ubraniem. Jedna z nich znajduje się na plecach i ciągnie się od prawej łopatki, aż do końca korpusu po przekątnej. Zasadniczo są to cztery równoległe linie, które są stosunkowo daleko od siebie. Mają fioletowawą barwę i są wypukłe. Nie trudno odgadnąć, że są pamiątką po bliskim spotkaniu z łapą wielkiego "zwierza". Trudniej natomiast domyślić się jakie stworzenie mogło mieć aż tak potężny narząd ruchu wyposażony w pazury. Poza tym ma również bliznę na lewym przedramieniu. Różni się jednak znacznie od tej na plecach. Stanowi ją jedna cienka, prosta linia, która ma jaśniejszą barwę niż skóra dookoła niej, jest zupełnie płaska i ciągnie się od 3 cm poniżej zgięcia łokcia, aż do około 5 cm powyżej nadgarstka. Kolejna z blizn, którą tak często nie zakrywa, lecz jest mimo to stosunkowo słabo widoczna, znajduje się po prawej stronie jej szyi, a stanowią ją dwa punkciki o jasnym zabarwieniu przy czym nie trudno domyśleć się, że pozostały po dawnej ranie zadanej przez wampirze kły. Dodatkowo jej ciało korywa jeszcze kilka tajemniczych blizn, lecz te kryją się w miejscu nie dostępnym dla oczu ciekawskich.
Co do ubioru kobiety- zazwyczaj zakłada ciemne suknie i szaty. Ubiera się bardziej elegancko niż w młodzieńczych latach i z racji przesiadywania poza murami szkoły, w końcu przestała paradować wszędzie w swym lekarskim kitlu, jednak gdy już go założy nie kwapi się do przebierania w bardziej codzienny strój. Pod spód zakłada obecnie zazwyczaj czarną koszulkę, a nogi okrywa ciemnymi spodniami. Zwykle zakłada kruczo czarne, matowe buty z niskim obcasem. Poza tym od kilku lat niezmiennie nosi na palcu srebrny pierścionek z szafirami. Ponadto ze względu na żałobę po swych synach, zaczęła na powrót (a o czym nie wiele osób z pewnością jeszcze pamięta) stroić się w czerń.
Można by pomyśleć, że nie boi się okazywać uczuć, z natury jest otwarta i przyjacielska, wyraża zarówno smutek jak i szczęście. Można to odebrać również w inny sposób i nie jeden widząc jej zachowanie zapewne ma o niej takie oto zdanie- "to kobita o słabych nerwach, którą łatwo wyprowadzić z równowagi". Trudno zaprzeczyć temu stwierdzeniu, rzeczywiście łatwo ulega emocjom i w kluczowych momentach traci zimną krew, przez co trudno jej w sytuacjach kryzysowych zapanować nad sobą i bieżącymi sprawami. Nie jest tu jednak mowa o napotkaniu zmasakrowanego ciała obcej osoby, czy konającego człowieka (zdłała przywyknąć do takich widoków w związku z tym jaką pracą się trudni), a raczej sprawach prywatnych, które to ostatnimi czasy szczególnie zaprzątają jej głowę. Mowa tu głównie o śmierci jej dwojga synów.
Zawsze stara się wykonywać rzetelnie powierzone jej obowiązki, jednak przeszkadza jej w tym zapominalstwo oraz jej słaba orientacja w terenie. Szczególnie dobrze było to widoczne w jej latach młodzieńczych. Nieustannie błądziła po zamku nie potrafiąc odnaleźć odpowiednich pomieszczeń. Bywały nawet sytuacje, w których prawie godzinę wcześniej wyruszała szukać salę lekcyjną, ale i tak przychodziła spóźniona. Przez długi czas nie potrafiła trafić do własnej sali lekcyjnej. Kolejną przeszkoda w jej przypadku bywają strapienia, które nie raz sprawiły, że nawet najprostsze czynności okazywały się być nie do przeskoczenia.
Jeszcze do niedawna zdecydowanie cechowała ją wręcz nie po hamowania ufność i łatwowierność. W przeciwieństwie do większość osób dojrzałych, przyświecała jej iście dziecięca myśl- "zaufanie do kogoś można nie tyle zdobyć, co stracić". Podobnie postrzegała również kłamstwo - "skoro ktoś nie ma interesu w tym, aby skłamać, mówi prawdę lub jest to coś niewartego uwagi". Nie raz sparzyła się na tym postępując pochopnie. Dopiero z czasem na skutek przeżyć, które mocno wstrząsnęły jej stosunkowo wrażliwą psychiką, odeszła nagle od tych prawideł i stała się zdecydowanie ostrożniejsza i podejrzliwsza, a czasem wręcz chorobliwie nieufna. Dlatego też bardzo długo nie sposób było ją spotkać samą na ulicy pozbawioną towarzystwa narzeczonego, mimo że dawniej nie wahała się nawet wstąpić w pojedynkę do mieszkania nieznajomej osoby. Teraz z kolei momentami, w tych nielicznych sytuacjach kiedy to zdecyduje się sama wyjść z domu, można u niej zaobserwować wręcz paranoiczny lęk. Rozgląda się wtedy zazwyczaj co rusz nerwowo, jakby kogoś wyczekiwała lub obawiała się, że lada moment wyskoczy zza rogu jakiś morderca z kuszą w dłoni. W takich chwilach stara się czmychnąć nie spostrzeżona tylnymi drzwiami i szybkim krokiem, czy nawet biegiem, oddalić się.
O wiele częściej, niż w nastoletnim wieku, czuje potrzebę pobycia w samotności izolując się od bieżących spraw oraz wszelkiej ludności czarodziejskiej. Zazwyczaj w takim wypadku zaszywa się w swoim gabinecie, jednak nie siedzi bezczynnie. Co jednak robi? Tego zasadniczo nie wie nikt poza nią samą. Nierzadko odpływa myślami gdy nie czuje na sobie niczyjego wzroku rozbudzając w sobie smutek i radość zarazem, raz śmiejąc się przy tym skrycie, a raz roniąc gorzkie łzy, co znowuż wskazuje na jej zmienność w odczuciach, które niejednokrotnie są skrajne. Nie raz można dostrzec, że z tylko jej znanych przyczyn, zaczyna zachowywać się dziwacznie. Milknie, nieruchomieje, aż w końcu (zwykle ówcześnie usuwając się w jakiś cichy kąt) daje upust swym emocjom.
Abstrahując od tego - wielką wartością zawsze byli dla niej bliscy, zarówno ci spokrewnieni jak i poznani z biegiem lat, jednak większość z nich utraciła i pozostała jej po nich pustka, która nie daje się niczym wypełnić. Z jednymi urwał się jej kontakt, inni wyjechali w nieznane jej miejsca, a jeszcze inni zwyczajnie umarli. Najdotkliwiej przeżyła śmierć swych ukochanych, która sprawiła, że czuje ogromny żal i zmieniła swój sposób bycia.
Jej pasją jest magomedycyna, dlatego też praca, którą się trudni, sprawia jej w wielu aspektach przyjemność. Można nawet powiedzieć, że lubi ingerować w ciało ludzkie, a sekcje, czy operacje fascynują ją, sprawiają pewien rodzaj rzadko spotykanej przyjemności. Wciąż załamuje się gdy nie zna lekarstwa na jakieś schorzenia, które doskwierają, czy to uczniom, czy pacjentom Munga. Zainteresowanie tą nauką wzmocnił u niej Jason Ellefson podczas, zasadniczo jednorazowej, rozmowy w gabinecie z Victorem gdy ten miał problemy z oczami. Zaintrygował ją i zainicjował w niej myśl, „gdy dorosnę chcę leczyć ludzi jak on”. Kto wie, możliwe, że gdyby nie to na pozór nic nie znaczące spotkanie, w ogóle nie zainteresowałaby się do tego stopnia tą dziedziną.
______________________________________________________________________________________
Odkąd straciła pierwszego syna, Acaelusa Lorcana Wrighta, w związku ze znacznym nadszarpnięciem jej kruchej psychiki, w jej zachowaniu zaszły radykalne zmiany. Stała się markotna, wiecznie przybita i zamyślona. Często zdarzają jej się wybuchy emocjonalne, kiedy to zaczyna krzyczeć, czy płakać. Stała się również bardziej oziębła w stosunkach z innymi ludźmi. Bywa porywcza. W jednej chwili jest bardzo stanowcza i ostra, a w kolejnej gotów jest zignorować wszystko co dzieje się w okół i siedzieć w zamyśleniu, nie reagując na nic. Dodatkowo z jednej strony czuje potrzebę rozmowy na temat śmierci swych ukochanych potomków, a z drugiej bezcelowość takich rozmów. Poza tym nie chce obarczać innych swoimi bolączkami.
Urodziłam się w starej, czarodziejskiej rodzinie o niemieckich korzeniach w Lotaryngii, krainie położonej we Francji na granicy z Niemcami. Dzięki temu specyficznemu położeniu mojego domu nauczyłam się zarówno Niemieckiego jak i Francuskiego. Mój już nie żyjący ojciec, był lokalnym magnatem handlowym, a nazywał się Uwe Fritz, można rzec, że to od niego zaczęła się moja historia, bo to on wraz z moją matką, która z resztą jak ja była uzdrowicielką, dał mi oraz moim braciom początek. Ojciec zabierał nas na wyprawy po historycznych miejscach mających znaczenie dla czarodziejów w europie, ale mimo to jakoś nie przypadł mi do gustu przedmiot prowadzony w Hogwarcie- Historia Magii, z resztą to było coś zupełnie innego, ale nie o tym chciałam opowiedzieć. Podczas jednej z takich wycieczek o mało co mój brat- Egon - nie został zamordowany przez wampira, jednak uratowali go austriaccy aurorzy, a miał wtedy ledwie siedem lat. Nie trudno się domyśleć, że odbiło się to na jego psychice i jak teraz nad tym się zastanawiam, to nie dziwię się, że z tego właśnie względu w Hogwarcie zawsze nosił przy sobie srebrny widelec, często zachowując się wprost irracjonalnie. Jednak wracając do wydarzeń z dzieciństwa- rok później, zaczęła podupadać firma taty, byliśmy na skraju bankructwa i dlatego mój ojciec musiał zatrudnić się we Francuskim Ministerstwie Magii jako auror, a gdyby nie to, nie doszłoby do najgorszego, do tego co po dziś dzień budzi we mnie lęk i grozę. ❀ Pamiętam to jak przez mgłę, ale pewne szczegóły jawią mi się bardziej wyraźnie. Noc była przeraźliwie mroźna, wiatr wyginał drzewa, a krople deszczu trzaskały z łoskotem w okna. Wszyscy spaliśmy już gdy nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi, natychmiast zbiegliśmy do salonu i stając w połowie schodów zaczęliśmy przysłuchiwać się rozmowie matki z obcym nam mężczyznom o basowym, przeraźliwie zachrypniętym głosie. Okazało się, że nasz ukochany ojciec został wezwany do oszalałego czarodzieja, który zaczął siać chaos na środku ulicy. Pomimo, że sytuacja wydawała się być opanowana, coś poszło nie tak i nasz ojciec zginął zabity przez budkę telefoniczną ożywiona przez obłąkanego. Ta wiadomość wstrząsnęła całą rodziną, nie potrafiłam w to uwierzyć. Całe zajście wydawało mi się być podłym żartem lub marą nocną, jednak ojciec faktycznie nie powrócił już z tego wezwania. Ponura atmosfera utrzymywała się przez kolejne miesiące. W zasadzie najbardziej odbiło się to na Egonie, najmłodszym z braci, który od tego zdarzenia miał już nie tylko fobię na punkcie wampirów, ale i ożywionych przedmiotów. Czas upływał i zaleczył częściowo rany, a smutek po stracie ojca zastąpiła duma z jego bohaterskiej śmierci za dobro ogółu, bo jak mawiała matka, tata zginął za wielu innych ludzi i dobro kraju. ❀ W końcu nadeszły jedenaste urodziny i przyleciała sowa z listem, który odmienił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Z rodzinnego domu, w którym mieszkałam wraz z matką i czwórką rodzeństwa od dnia narodzin, przeniosłam się do starego zamku pełnego tajemnic, jednak o tym nieco później. Oczywiście w liście była zawarta wieść o przyjęciu do Brytyjskiej Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Już następnego dnia pojechałam z mamą na ulicę Pokątną by zakupić najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak różdżkę, plecak czy szatę, a ledwie kilka dni później na stację. W końcu po chwili poszukiwań ujrzałam filar prowadzący na peron 9 i 3/4, początkowo bałam się, ale Charlotte przekonała mnie i wraz z nią wbiegłam na peron z opuszczoną głową, z całych sił zaciskając powieki. Pamiętam dokładnie moją reakcję, byłam tak zdumiona, że uchyliłam usta rozglądając się wokół z uniesioną wysoko głową, a potem wsiadłam do pociągu żegnając matkę, jednak wtedy nie potrafiłam pojąć, że przez kolejne długie lata nie będę jej wcale widywać.
W końcu nadszedł ten przełomowy moment w moim życiu. Pociągiem dotarłam do zamku, który mimo tak wielu majestatycznych miejsc odwiedzonych przeze mnie wraz z ojcem za młodu, zrobił na mnie niemałe wrażenie. Zaprowadzono mnie wraz z resztą nowo przybyłych uczniów na ceremonię przydziału, gdzie oczekiwałam swojej kolei, aż w końcu zasiadłam na stołku, a tiara nałożona mi na głowę wykrzyczała "Hafflepuff!". Jednak, mimo że ten dom przez wielu jest uważany za niszowy, a osoby do niego należące są nazywane ziemniakami, wcale mnie to nie zawiodło, a nawet w pewnym stopniu ucieszyło. Tylko jedno mi w tym doskwierało- reszta mojego rodzeństwa (nie licząc Saigona) została przydzielona do innych domów, dwoje do Ravenclow, a jeden do Ślizgonów. ❀ W pierwszej klasie początkowo nie znałam nikogo w szkole poza moimi braćmi oraz wujem. Dopiero z czasem poznałam ciekawą zgraję z którą jeszcze wiele lat później utrzymywałam kontakt (nie licząc zmarłej Emili Skeet oraz Ayi). Niejedno przeskrobałam do czego obecnie, byłoby mi wstyd się przyznawać, lecz nie będę się rozdrabniać nad pierwszą klasą. Normą była nocna gra w butelkę wymyślając najgłupsze z możliwych wyzwań i pytań, głównie będąc w dormitorium Puchonów. Czemu akurat tam? Mało kiedy zaglądali tam nauczyciele, a z prefektów jedyni ci, którzy sami byli puchonami. Ah tak, zawsze brały w tym udział osoby ze wszelakich domów co czyniło zabawę ciekawszą. Jednak pozwolę sobie zatrzymać się na wydarzeniu z około czwartej, może piątej klasy... To wtedy zakochałam się bez opamiętania w Victorze Rivim, będąc szczerze przekonana, że nic nas nie rozłączy, jednak jak widać był to raczej przejaw mojej łatwowierności i nie obycia z życiem, niż jeżeli czegokolwiek innego (notabene zniknął w połowie ostatniego roku szkolnego i jak się okazało, wymazał sobie pamięć za pośrednictwem Mike'a). Pierwszy raz zobaczyłam go na lekcji, gdy moja koleżanka o nim wspominała, a jakiś czas później poznaliśmy się bliżej między innymi przebywając w skrzydle szpitalnym. ❀ W między czasie przeżyłam jeszcze coś niezwykłego, a mianowicie wraz z Victorem, Mike'em oraz nauczycielem ONMS'u, a więc moim wujem, poszłam do Zakazanego Lasu. Nie obyło się bez przerażenia uczestników "wyprawy". W lesie panował mrok, a jedyne światło płynęło z naszych różdżek. Wokół było słychać szelest poruszanych przez powiew wiatru roślin, a może i stąpających między nimi ostrożnie stworzeń. Trudno było odróżnić w momencie, gdy serce uderzało z zawrotną prędkością sprawiając wrażenie, jak gdyby miało lada moment wskoczyć do grdyki. W pewnym momencie zza krzaka wyłoniła się pewna sylwetka, którą nie sposób było jednoznacznie określić. Nagle troje "śmiałków" jednocześnie zachłysnęło się powietrzem tracąc dech w piersiach. Jedynie Timerin Yrell zachował zimną krew. Wyjął maleńką komódkę z licznymi szufladkami, która się powiększyła (Sama, a może i za pośrednictwem różdżki wuja?) W końcu zwierzę ujawniło się. Jego ciało było smukłe na kształt węża, jednak czym było? Nie jestem w stanie powiedzieć. Nie znałam go z lekcji, a zanim zdążyłam choćby rzucić na nie dłuższe, choć przerażone, spojrzenie, zostało wciągnięte przez drewniany mebelek. ❀ Czas szybko zleciał, jak się zdawało, nadszedł ostateczny moment pożegnania z murami Hogwartu. Nie brakowało psikusów i występków. Chociażby w piątej klasie, kiedy siedziałam w miejscu na wzór strychu z Victorem. Właśnie otworzył wino, gdy nagle przez klapę wystawił głowę mój wuj, ten sam, który zabrał nas do zakazanego lasu. Na szczęście to nie miało zbyt wielkich konsekwencji, raczej było nauczką na przyszłość, przestrogą. Z kolei innego razu (jak to dawniej miałam w nawyku), bodaj w piątej klasie, przechadzałam się po ciszy nocnej wraz z Emilii Skeet po zamku. Ku naszemu nieszczęściu przyłapał nas nauczyciel, nie pamiętam już dokładnie który, czyżby Ben Procter? A może Orivin Margel? Jak to porywcze nastolatki początkowo przeraziłyśmy się, przytaknę łyśmy, że pójdziemy do dormitorium w zasadzie bardziej dukając się niż mówiąc, by koniec końców zlekceważyć polecenie, wdrapać się na posąg przed Wielką Salą i zacząć na nim tańczyć śpiewając przeróżne piosenki. Ah tak , łezka się w oku kręci wspominając nasze wspólne odpały, a zarazem aż głupio przyznawać się do takich głupstw. No ale... Mogłabym wymienić jeszcze ze sto takich sytuacji, ale poprzestanę na jeszcze jednej, ostatniej sytuacji z lat szkolnych. Otóż jak zwykle graliśmy w dormitorium w butelkę (ba, standardowo u puchonów), gra toczyła się w najlepsze, wszyscy byli rozbawieni, aż tu nagle padło na... Victora, który to dostał zadanie by wykrzyczeć przez radiowęzeł "kocham Margeli". Nie pamiętam już dokładnie jak to wynikło, ale w końcu zamiast niego Emili wykrzyczała przez radiowęzeł "ilgram cabej" (grubo po północy)- radości była co nie miara. W końcu wszyscy się rozeszli do spania. Nadszedł kolejny dzień, który okazał się już nie być taki różowy. Do naszego dormitorium zawitał Herpon Margel, właśnie ucinał sobie "pogawędkę" z Rivim, gdy nagle usłyszeliśmy wrzask "Victor, idziemy jebać Margeli?!!" -tak, głos ten należał do... Emili Skeet. Ostatecznie została zawieszona w Hogwarcie na jakiś miesiąc i sowicie ukarana przez wuja, jej opiekuna prawnego. Była to dla mnie nie lada przestroga, jednakże…
Czas mijał jak w locie, prędko nadszedł czas OWM'etów, które przebiegły pomyślnie, a zaraz po nich przyszła pora na ostateczne pożegnanie się z murami Hogwartu. Był to dla mnie dość niepokojący i przykry czas, bo zwiastował porzucenie tego, co znane i wyruszenie w nową przygodę- dorosłość, w dodatku jak mi się wydawało samotnie. Jednak wkrótce przekonałam się, że to nie do końca prawda. Zamieszkałam w domu Mike'a Johansson, którego wciąż traktuje jak kuzyna, mimo, że nie jest już nawet przybranym synem mego wuja. Przez wakacje w tym samym domu nocowała również Anna Andrews, Dawid Williams oraz przez kilka nocy Orivin Margel. Już pierwszego dnia wakacji, Edward Dragovich zaprosił mnie do Herbaciarni, gdzie, ku mojemu zdziwieniu wydawał się zachowywać inaczej niż w Hogwarcie. Po wypiciu herbaty i pogawędce zaprosił mnie do swojego domu, gdzie poznałam go ze zgoła innej strony- zdawał się być zadziwiająco miły. Co więcej, nawet wybrałam się z nim na wyjazd do Egiptu. Tam też spotkałam spore grono osób, które poznałam w murach szkoły, między innymi Stuarta White wraz ze swoim synkiem, Oskarem. Nie kwapił się do opieki nad nim i w gruncie rzeczy ten obowiązek zepchnął na mnie mimo, że malca widziałam pierwszy raz na oczy. ❀ Wakacje minęły, a poza murami zostali tylko Mike Johansen, James Morgan i Edward Dragovich (lecz on akurat jedynie wieczorami) i oczywiście ja. Bieg życia jakgdyby przyhamował. Zatrudniłam się w Mungu, jako pielęgniarka na oddziale urazów Poza Zaklęciowych i tak płynął dość spokojnie czas, nie licząc zrywania się do pacjentów w Mungu i pewnego wieczoru, w który nieźle nabałaganił smok przemieniający ludzi w zwierzęta. Tej samej nocy było mi dane zajrzeć ponownie do Hogwartu, jednak, mimo że praktycznie od samego opuszczenia szkoły, tęskniłam za nią, zdenerwował mnie fakt, że gdy wezwał mnie do zamku mój brat, przybiegłam czym prędzej przez tunel by dowiedzieć się, że jednak nie jestem potrzebna w Wielkiej Sali. Swoją drogą obiektem, który wywołał zamieszanie był struś, który okazał się być uczniem, dlatego też potrzebna była osoba znająca trudne do opanowania zaklęcie. Jakiś czas później spotkałam w trzech miotłach Stuarta White, którego starałam się unikać od czwartej klasy. Mimo wciąż utrzymującej się w tym czasie niechęci do niego, tym razem to ja zaczęłam rozmowę odnośnie tego, że w wakacje byłam zmuszona zajmować się jego synem podczas gdy on beztrosko oddawał się zabawom. Jeszcze tego samego dnia dotarł do mnie patronus o obliczu fenka. Na jego polecenie stawiłam się w Mungu, a tam czekał na mnie nie kto inny niż brat Stuarta i on sam nieprzytomny z raną zadaną nożem. Krótko po mnie przyszedł Ed. Zabraliśmy nieszczęśnika na salę, a samo wydarzenie musiało wyglądać komicznie. Na stole nieprzytomny Stuart bez koszulki z całym zakrwawionym ramieniem, a na sali pielęgniarka i uzdrowiciel. Przy czym to ja, pielęgniarka, zajęłam się zamknięciem rany, natomiast Edward stał sobie tylko i patrzył dyskutując w żartobliwy sposób rzucając nie wybredne żarty. W tym okresie zatrudniłam się w szkole, a tym samym powróciła do ukochany murów zamku. Poza tym wydarzyło się coś jeszcze, co z resztą wciąż ma niebagatelny wpływ na moje życie, jednak o tym opowiem za chwilę. ❀ Mój pierwszy rok szkolny w Hogwarcie na posadzie pielęgniarki chylił się ku końcowi, już dwa dni później miało być uroczyste zakończenie, a ja jak zwykle nocą wróciłam do domu. Jednak nie zastałam tam nikogo, cóż się dziwić. Wystarczyło wyjrzeć przez okno by poznać tego przyczynę, na niebie widniał okrąglutki księżyc, a że mieszkam tylko z Edwardem, dom był jak zwykle w te noce pusty. Siedziałam na kanapie z grubą książką z medycyny na kolanach, początkowo nic nie zapowiadało tego, że to właśnie tą noc zapamiętam. W końcu zaczęło się... W domu rozległ się huk tłuczonego szkła i krzyki, dokładniej rzecz ujmując były to moje wrzaski. Na szczęście miałam przy sobie przezornie eliksir przeciwbólowy po którym to spadła pusta fiolka stłuczona na ziemi. Po męce wydającej się trwać wieczność, w końcu ujrzałam ją, moją córeczkę. Sprawiła mi wtedy nie mały kłopot gdy byłam pozbawiona czyjejkolwiek pomocy. Od momentu gdy pojawiła się na świecie zaczęły mną miotać skrajne uczucia i zaczęłam jeszcze bardziej zauważać jak bardzo moje poglądy różnią się od Edwarda, szczególnie jeśli chodzi o wychowanie dziecka. Elenore była taka delikatna i bezbronna... a słuchając Edwarda odnosiłam wrażenie, że gdy tylko nieco podrośnie będzie ją traktować o wiele zbyt surowo. ❀ W końcu minęło kilka lat, nie było tak źle, choć kłótnie, z tym, który mylnie zdawał się być tym jedynym zaostrzały się. Z resztą zdaje mi się, że jego niewiele to obchodziło, a dodatku w jego oczach stałam się jedynie zrzędzącą kobietą, która mimo braku racji wszystkiego się czepia. W końcu wzięłam rozwód. Właśnie w tych ostatnich latach zostały skompresowane moje największe rozterki i historie miłosne, które wciąż rodzą w mej głowie największy z możliwych mętlików, jednak nad tym nie będę się rozdrabniać, bo choć właśnie to namieszało mi niezmiernie w głowie i wpłynęło bardzo znacząco na moje zachowanie, to jednak byłoby niedorzecznym zdradzać te tajemnice, o których wiedzą tak nieliczni, a w zasadzie znają jedynie wyrywki. Czas mijał mi aż nadto nie spokojnie, wiecznie wkradało się coś, co mnie niepokoiło, a to rozterki, często nękał mnie płacz własnego dziecka niezdolnego pogodzić się z rozwodem rodziców... No i w końcu fakt, że Nora dorasta z ojcem i (jak się później dowiedziałam) przyrodnim braciszkiem poczętym z drugiej narzeczonej, żony, czy też kochanki Edwarda, który z resztą w moim odczuciu wcale się nie zmienił. W końcu dochodzi fakt, iż chciał mi wtedy powierzyć moją ukochaną córkę, lecz nawet nie miałam w ówczesnej chwili warunków na jej wychowanie- byłam samotna i nie zamierzałam tego zmienić. W dodatku pracowałam w Hogwarcie, który stał się moim jedynym domem. Pozostawała mi możliwość wyjazdu do Lotaryngi- w rodzinne strony, gdzie wciąż zamieszkuje moja ukochana matka i tam wychowania córki, jednak to równałoby się z wydarciem Elenory z jej dotychczasowego miejsca życia i separacją od ojca z możliwością rzadkich odwiedzin lub pozostawiania jej przy nim samemu jedynie z rzadka powracając do niej.
Trevor Wright [Rocky]
Jest jedną z ciekawszych osób które poznałam pod względem charakteru. Stanowczy, sprytny i momentami, jak przystało na ślizgona- zadziorny. Zawsze walczy o swoje i niejednokrotnie potrafi dopiec, ale jednak ma też cieplejszą stronę, a pod płaszczem oschłości skrywa dobre serce. Zawsze stara się dawać z siebie wszystko i niejednokrotnie sam przez to cierpi, albo doprowadza swój organizm do skraju wytrzymałości, a na domiar złego, nawet wycieńczony do granic możliwości stara się nie ukazywać słabości i zmęczenia. Właśnie to mnie w nim martwi i niejednokrotnie zdaje mi się, że w końcu sam doprowadzi się tym do zguby. Pod tym względem w moich oczach ukazuje się obraz zranionego wilka alfy, który stara się obronić swą watahę, a nie chcąc pozwolić się zdominować komuś innemu, kryje chorobę przed światłem dziennym tak długo, jak tylko to możliwe. Zresztą zdaje się, że nie jest to tylko moje subiektywne odczucie, bo w końcu nie raz, jeszcze będąc prefektem, oberwał w obronie innych, a mimo to wciąż kwapił się do opuszczenia skrzydła szpitalnego po możliwie jak najkrótszym pobycie. Zupełnie tak, jak gdyby nie chciał zostać tam zauważony. Jednak co do samej naszej znajomości... ❀ To zdumiewające jak bardzo relacje międzyludzkie mogą się zmienić na przestrzeni lat. Gdyby ktoś dawniej powiedziałbym mi chociażby "kiedyś go pocałujesz", z pewnością bym go wyśmiała. W końcu dawniej był to dla mnie mały, trzynastoletni smyk o brązowych włosach, który skręcił sobie kostkę przy egzaminie z latania i prosząc mnie o kule rwał się czym prędzej na egzamin z eliksirów! Porywaczy chłopiec o zapalczywym charakterze z dużą dozą charyzmy i nieposkromionym przekonaniu, że musi wszystkim w okół coś udowodnić, ni mniej jedno muszę przyznać - mimo że wielu rannych uczniów przewinęło się w mojej pracy, a ich imiona i nazwiska niebawem wylatywały mi z głowy, to akurat jego imię zapamiętałam wprost natychmiast i rozpoznałam go ponownie po upływie około dwóch, może trzech lat. Z czasem ten smyk wyrósł na wybitnego, nie tuzinkowego prefekta, który nie raz przeceniał swoje siły. A ile razy wtedy trafił do mnie do skrzydła szpitalnego! Tego nawet nie jestem w stanie zliczyć. Ni mniej wciąż był to dla mnie tylko "jeden z uczniów". Nie powiedziałabym, że "jeden z wielu", bo jednak coś go wyróżniało. Już wtedy miał swój własny niepowtarzalny charakter i uporczywie dążył do celu. Powiedziałabym nawet, że należał do tych, którzy napotkawszy przeszkodę, albo ją usuną, albo niechybnie się o nią rozbiją, niczym pikujący na miotłach po znicz szukający. Z boku zawsze wyglądał na poważnego. Doroślejszego od swoich rówieśników, a przy tym odważnego jak wychowanek Godryka Gryffindora. W końcu nie każdy rzuciłby się na ratunek uczniom w zawalonym Hangarze, który na domiar złego płonął. ❀ Ni mniej w żadnym wypadku nie utrzymywałam z nim w tym okresie głębszych relacji, choćby przyjacielskich, a już z pewnością nie nadałbym mu miana kochanka. W dodatku gdy jeszcze był prefektem, za każdym razem gdy się u mnie zjawiał, przekazywał złe wieści i ze względu na to, a nie na samą jego osobę, na jego widok wpadałam w podły nastrój. Mimo to czułam, że wyrośnie z niego ktoś więcej niż przeciętny czarodziej, a zarazem zdążyłam dostrzec, że pod wierzchnią skorupą powagi, którą większość postrzegała jako całokształt jego osobowości, kryje się wrażliwa dusza skłonna do pomocy innym. Po części miałam również przed oczyma wciąż to samo widmo rozbrykanego chłopca sprzed lat i kto wie? Może i nawet właśnie to widmo skłaniało mnie bardziej do pozytywnych spostrzeżeń niż jeżeli realne obserwacje. Wspomnę jeszcze, że jak na ironię - jego ówczesna dziewczyna, Isabella Granth, zdawała się postrzegać mnie jako swoją rywalkę, co w owym czasie było dla mnie najzupełniej nie zrozumiałe. ❀ Ni mniej po tym jak ukończył szkołę, nasz kontakt doszczętnie się urwał. Przywrócił go dopiero niespodziewany list, a było to około roku 2062. Proponował mi w nim pracę w Ministerstwie Magii w charakterze medyka, a że w tym czasie musiałam doglądać dwoje maleńkich bliźniąt (Leona i Nicolasa), a zarazem uczyć Podstaw Magomedycyny w Hogwarcie, byłam nawet skłonna odmówić na drodze sowiej poczty i dopiero w ostatniej chwili zmieniłam zdanie. Nieoczekiwanie rozmowa przeszła na temat dawnych lat szkolnych, a potem... Cóż. Było ciekawie, jednak szczegóły pozwolę sobie zachować dla siebie. Jednak kto wie, może gdy ktoś zapyta mnie o to osobiście wypaplam to sama nie opatrznie? ❀ Na ten moment nie wyobrażam sobie, abym mogła normalnie funkcjonować bez niego. Cieszy mnie jego widok i uspokaja bliskość, która daje poczucie bezpieczeństwa, a moment w którym mówi potulnym głosem do naszych dzieci, prawie za każdym razem mnie rozczula. Szczególnie gdy przypominam sobie przy tym początki naszej znajomości i przyrównuję posturę nastoletniego smyka z gładką cerą, do wyrośniętego mężczyzny, którego twarz i całe ciało pokrywa niezliczona ilość blizn. ❀ Sielankowe zakończenie, prawda? Jednak koniec końców tak właśnie to wygląda z mojej perspektywy.
Elenore Dragovich [Allia]
Urocza córeczka, czuję potrzebę ją chronić i czuwać przy niej. Najchętniej nie spuszczała bym jej z oczu. Wcześniej uniemożliwiał mi to fakt, iż ciągle działo się coś w skrzydle szpitalnym Hogwartu, a ona sama harcowała w zamku, miała swoje zajęcia i znajomych. Z kolei po powrocie z wyjazdu do babci, zamieszkała w końcu ze mną, Trevorem i rodzeństwem, ale nie potrafiła przywyknąć się do nowego miejsca i domowników, a w szczególności do przebywających u nas zwierząt. Od małego bała się psów. Poza tym doskwierał jej fakt ograniczonej swobody, jednak zważając na wydarzenia, które miały miejsce nie wiele przed jej przyjazdem do nas, wprost nie mogłam pozwolić jej na samowolkę w takim stopniu jakby tego oczekiwała, w obawie o katastrofalne skutki. Niestety to wszystko sprawiło, że najwyraźniej poczuła się przytłoczona i ponownie postanowiła wyjechać już jako dorosła kobieta za co wciąż skrycie się obwiniam.
Leonard i Nicolas Fritz [Pygostyl i Urstyl]
Samym pojawieniem się na świecie obrócili mój świat o 180 stopni. To przez nich musiałam zrezygnować z posady pielęgniarki w szkole. Początkowo okazali się też być punktem zapalnym w mojej relacji z córką, Elenore, która nie akceptowała możliwości pojawienia się nowego rodzeństwa, ale cóż miałam zrobić? Utopić własnych synów? Mimo wszystko pokochałam ich od momentu narodzin i podobnie jak córkę, staram się chronić. Tym razem próbując unikać błędów wychowawczych popełnionych w stosunku do Elenory, ale i to sprawia mi pewne trudności. Dlatego też nie bez powodu robię tajemnicę z tego, kto rzeczywiście jest ich ojcem i będę to utrzymywać w sekrecie do momentu, w którym uznam to za właściwe, mimo że uderzył mnie już płacz własnego, niespełna kilku letniego syna, pytającego o to kim i gdzie jest jego tata, a w późniejszym czasie widok zdruzgotanego nastoletniego potomka. Choć zdaje się, że odkąd jestem z Trevorem, ta kwestia odeszła na dalszy plan. Kocham ich oboje i żywię szczerą nadzieję, że się im powiedzie.
Acaleus Wright [Acaleus]
Cóż by o nim powiedzieć... Im stawał się starszy, tym bardziej dostrzegam w nim odzwierciedlenie cech jego ojca- Trevora. Nawet wygląd odziedziczył w znacznym stopniu po nim. Jedynie oczy go od niego różniły- śliczne zielone. Zdawał się nie być zbyt rozmowny, a nawet wycofany w stosunku do rówieśników, ale mimo to nie stronił od drobnych kawałów. W rodzinnym domu wszelkie pomyłki zazwyczaj obracał w żart twierdząc, że zrobił to na umyślnie. Zdaje się, że był dość zżyty z bliźniaczymi synami, szczególnie Leonem, ale za to bez ustanku darł koty z młodszym braciszkiem, Benem i przyrodnią siostrą, która obecnie wyjechała, Elenore. Wydaje mi się, że w zamku zaczęłam lepiej dostrzegać jego cechy charakteru, a więc zdystansowanie i powagę, a nawet pewnego rodzaju oschłość, z która bardzo przypomina mi zachowanie jego ojca. Trudno mi jednak sądzić podczas gdy, z racji jego szkolnych i moich własnych obowiązków, nie mam z nim obecnie wiele kontaktu. Odnoszę wrażenie, że nieco odtrąca mnie jako matkę, ale i Trevor ma rację i nie ma się czym martwić, a to jeden z objawów dorastania młodego mężczyzny? Jeśli tak, powinnam się z tym najwyraźniej pogodzić, ale przychodzi mi to z ogromnym trudem po tym co przeżyłam z córką.
Wszystko to przeminęło. Odeszło, a jednak zdaje się być tak bliskie. Zginął, na własne oczy widziałam jego ciało otulone czarnym workiem, a jednak wciąż w to nie wierzę. Nie potrafię uwierzyć w to, że ten którego szczerze pokochałam i niemalże wychowałam, odszedł na wieki. Właśnie- niemalże. Wszakże był jeszcze tak naprawdę dzieckiem. Dopiero kończył Hogwart. Jakieś kilka miesięcy później miał wyjść za mury szkoły i rozpocząć na nowo życie poza opiekuńczymi skrzydłami rodziców, a jednak... W zamian został wyniesiony przez matkę nie żyw. Wyniesiony w czarnym worku. Czyż to możliwe? Czy możliwym jest, aby moje dziecię, które przecie to mnie miało pochować, zmarło? Miał jeszcze tyle przed sobą... Tyle jeszcze nie zdołał doświadczyć. Wiem, że nie byłyby to jedynie dobre rzeczy, lecz i tych życie z pewnością by mu nie poskąpiło. Może to i samolubne z mojej strony, egoistycznie, lecz wiele bym oddała, aby sprowadzić go z powrotem na ten świat. Abym nie musiała uwierzyć w jego śmierć, która mimo upływu czasu zdaje mi się być najzupełniej abstrakcyjną.
Zapytasz może: Jak nie mogę wierzyć w słowa, które sama tyle razy wypowiadam? To rzecz dziwna, lecz tak właśnie jest. Nie wierzę samej sobie, moim zmysłom i słuchom. Wiem, a jednak zarazem nie wiem, że jest nie żyw. Wiem co oznacz, że zmarł, lecz zarazem nie pojmuję tego znaczenia.
Ben i Bella Wright [Rockmal i Nemika]
Isabella Samara Wright i Ben Charles Wright to dwoje moich najmłodszych szkrabów. Oboje urodzeni w dość, a może i nawet bardzo... Niecodziennym miejscu, bo Skrzydle Szpitalnym Hogwartu. Od początku cieszyłam się w oczekiwaniu na przyjście ich na świat. Nie jako spajają naszą rodzinę krwią która w nich płynie, a więc Fritzów i Wrightów, aczkolwiek w praktyce... Zdaje się, że jedynie Bella rzeczywiście łączy gromadkę naszych dzieci. Łagodzi spory między braćmi, ale za to Ben... Sam ma tendencję do ich prowokowania. Raz nawet podpalił Acaelusowi szatę, a innym razem złamał palec Nicolasowi, a przede wszystkim- uwielbia wdawać się w prowokacyjne dyskusje z rodzeństwem i zalazł Nikosiowi na tyle za skórę, że kilka razy prosił mnie, abym wysłała go do Afryki! Ni mniej mam nadzieję, że mimo tych kłótni, pomogliby sobie wzajemnie w trudnej sytuacji. Poza tym jest zapatrzony w ojca, ale ciężko mi stwierdzić, czy to coś dobrego, czy może jednak złego... Wiem tylko tyle, że bardzo nie chciałabym, aby podzielił jego los. Życie miałby nie wątpliwie ciekawe, ale za to ile razy otarł by się o śmierć, a może i... Zginąłby. Dla mnie to przerażająca wizja, ni mniej jest też w nim coś jak najbardziej pozytywnego- chłopak ma ciągoty do pochłaniania wiedzy i czyta książki od małego.
Charlotte Fritz [IC]
Nie wiele osób o tym wie, zdaje się, że nawet Trevor nie zdaje sobie z tego sprawy, ale nie raz koresponduję z nią na drodze sowiej poczty i cieszę się z każdego otrzymanego od niej listu. Czasem aż głupio przyznać mi się przed nią, do jakich stanów się doprowadzałam poza granicami moje małej ojczyzny, a więc dawnego domu rodzinnego leżącego w Lotaryngii wciąż piastowanego przez moją matkę. Jest moim azylem, tą jedną z tak nielicznych osób, przy której mogę znów poczuć się jak maleńkie dziecko i bez poczucia wstydu, choćby roniąc przy tym gorzkie łzy, zwierzyć się z wszystkiego co mi doskwiera. Nie raz żałuję, że mieszka tak daleko ode mnie, lecz zarazem czuję, że tu, w Wielkiej Brytanii, gdzie sama spędziłam wiele czasu, prysnął by ten czar niepowtarzalnej, matczynej troski, która już nie raz okazała się być zbawienna. To właśnie u niej, na nowo mogę poczuć, jak to było beztrosko żyć i bawić się w latach dziecięcych, nie będąc zmuszoną do tego, aby martwić się o to co przyniesie jutro.
Uwe Fritz [IC]
Gdy byłam jeszcze mała, był tą jedną jedyną osobą, która szczególnie starała się pokazać mi wielki czarodziejski świat. Zabierał mnie, wraz z moim rodzeństwem, w nieznane zakątki, do obcych krajów, pokazując cudzą kulturę. Otaczał zarówno mnie, jak i moich braci, ojcowską miłością, ale zarazem był moim pierwszym nauczycielem. Wskazywał co wolno, a czego nie. Karcił, ale i nagradzał zależnie od czynów. I choć z biegiem lat przywykłam do tego, że nie jest już ze mną, to wciąż doskwiera mi jego brak. Lecz cóż począć? Kamienie wskrzeszenia nie posiadam, a gdyby jednak... To już nie byłoby to samo.
Egon Fritz [Hrabia]
[spoiler]Kochany braciszek, wyrósł na mężczyznę, ale dla mnie pozostał chłopcem tyle, że z zarostem. W zasadzie z wyglądu jakby ktoś zupełnie inny. Niby oczy te same, żółte jak moje, ale szaty i sylwetka nie te. No i wystrzelił w górę, a ja przy nim jestem taka niska... W Hogwarcie został przydzielony do gryfonów, ale czy faktycznie tam pasował... Zawsze zdawało mi się, że nie, bo miał wiele fobii, jednak trudno mi stwierdzić, czy pod tym względem zmienił się na przestrzeni lat. Nie miałam z nim zbyt wiele okazji do rozmów od czasu jego wyjazdu do Japonii, mimo że już sporo czasu temu wrócił do Anglii. Właściwie gdy nad tym dłużej pomyślę, to aż głupio mi przyznać, że przez tyle czasu, właściwie już nawet nie miesięcy, a lat, nie wysłałam do niego choćby jednego listu, ale z drugiej strony... On przecież również milczy, prawda? Poza tym zdaje mi się, że ponownie wybrał się za granicę i nie znam jego dokładnego miejsca pobytu...
Hugon Fritz [niemiecman]
Pamiętam go wciąż jako rozrabiakę, to on zadawał się z tym zwariowanym czarnoskórym Vincentem Vegą, który nazwał mnie jako jedyny "Fritzówną". Na dodatek był gryfonem. Chyba ze względu na jego odwagę, lecz zdaje się, że źle ją użytkował. Jeszcze w szkole czasem dochodziły mnie słuchy o tym, że coś przeskrobał. Długo go nie widziałam, oj długo. Gdzie właściwie się podziewa? Miał przecież wrócić z Egonem, może faktycznie zatrzymali go na granicy za jakiś przemyt dla jego dawnego znajomego Vincenta? Przynajmniej tak zażartował Egon niedługo po jego własnym powrocie do Anglii. Mam nadzieję, że mimo jego długiej nieobecności w końcu pojawi się w Wielkiej Brytanii.
Saigon Fritz [Saigon]
Kochany braciszek, był tym milutkim grubaskiem z naszego w sumie dość... Niesfornego rodzeństwa? Wiecznie coś pałaszował. Był jedynym pochonem wśród moich braci i zachowywał się jak typowy, a właściwie może i nawet stereotypowy, ziemniak. Niech jednak nikt nie pomyśli, że mówię to z pogardą. Co to to nie, w końcu sama byłam wychowanką domu Helgi Hufflepuff! Zdaje się, że rozrabiał najmniej z całej naszej piątki. Co właściwie u niego słychać, gdzie się podział? Chyba już czas spróbować się z nim skontaktować, z reszta tak jak i pozostałymi braćmi. Jak jednak to uczynić nie znając nawet kraju pobytu?
Mandragon Fritz [Jpgainza]
Odnoszę wrażenie, że jest wiecznie pomijany w rodzeństwie. No i w zasadzie... Nawet reszta moich braci z tego co słyszałam, będąc pytani o rodzeństwo jakoś zapominali o nim wspomnieć gdy jeszcze uczyli się w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W zasadzie... Jak się miewa? Przecież nie mógł od tak zapaść się pod ziemię. Jednak co do samej jego osoby... Kocham go tak jak i resztę braci mimo, że to był jedynym wychowankiem Salazara Slytherina, którego uczniowie przez wielu są uważani za nagannych.
Timerin Yrell [Hebanisko]
Przez pewien czas był niezastąpiony, w zasadzie po części ułożył mnie, pokazał granice, które będąc jeszcze z Victorem nieustannie przekraczałam w myśl młodzieńczej nie frasobliwości i choć początkowo, ani mi się śniło by mnie pouczał i karał, to właśnie w dużej mierze jego zasługą jest to, że w końcu wydoroślałam i zaczęłam doceniać to co robił. Zdaje się, że swego czasu zastąpił mi ojcowską rękę, którą tak wcześnie straciłam. Do dziś pamiętam te żenujące sytuacje, w których to mnie przyłapał. W pewnym czasie odnosiłam nawet wrażenie, jak gdyby mnie śledził, bo zjawiał się zawsze w najdziwniejszym momencie. W zasadzie mój kontakt z nim urwał się praktycznie od kiedy przybyło mu obowiązków, w końcu już wcześniej sprawował pieczę nad sporą gromadką dzieci, a później przybyła mu jeszcze dwójka podopiecznych. O jego śmierci dowiedziałam się w zasadzie przypadkiem, bo co prawda wcześniej słyszałam jakieś pogłoski, lecz nie dawałam im wiary, jednakże koniec końców natrafiłam na nagrobek z jego imieniem i nazwiskiem, a kuzyn utwierdził mnie w przekonaniu, że jest autentyczny i należy właśnie do niego... Brakuje mi jego opowieści z wypraw, szczególnie, że obiecał mi jeszcze jedną, gdy byłam jeszcze uczennicą, lecz zanim doprosiłam się o nią- zaginął.
Lisa Yrell [PrawdziwyZiela]
Poważna, ale zazwyczaj uprzejma i miła kuzynka. Zawsze była tą niby grzeczniejszą i uczynną, a przede wszystkim, piastowała stanowisko żeńskiego prefekta, a w późniejszym czasie dyrektora Munga. Zdawała się być bardziej rozważna i opanowana ode mnie, ale z drugiej strony słyszałam sporo o jej rzekomych ekscesach. Jak to w końcu jest? Początkowo nie chciałam dać im wiery, ale teraz, biorąc pod uwagę za co została skazana i zdając sobie sprawę z tego jak wyglądały zwłoki jej ofiary, jestem skłonna uwierzyć niemalże we wszystko na jej temat. Może i niesłusznie, ale jednak...
Mike Johansen [Mike12]
Przyjacielem stał się dla mnie jeszcze gdy byliśmy uczniami. Nadal uważam go za swego kuzyna, a można wręcz rzec, że traktuję go jak brata, pomimo, że jego ojcem nie jest już mój zmarły wuj i zmienił nazwisko. Często odnosiłam przy nim wrażenie, że martwi się o mnie, a przy tym jest przemiły, choć z drugiej strony wydaje się być w pewnych sytuacjach chłodny... Nigdy nie zapomnę gdy mówił mi o śmierci Ayi nawet nie drgnąwszy. Żałuję, że wciąż nie powrócił do kraju, ale chociaż co jakiś czas dostaję od niego listy.
Avery i Larkin Dragovich [LeniwiecHere i Ferith]
Początkowo nieustannie mieszałam ich imiona, a zarazem od początku uważałam, że są niezwykle podobni do ich wuja - Edwarda, a co więcej... Od tej negatywnej strony. Sama nie wiem już który z nich, albo i oboje, przychodzili jedynie po kieszonkowe utrzymując, że to Edward im powiedział, że otrzymają je ode mnie. W dodatku Avery zaczął rozwiązywać wszystko co jest mu nie na rękę siłą utrzymując, że to jedyny skuteczny, a zarazem słuszny sposób, a jednak koniec końców to Larkin stał się przestępcą. Co więcej- Avery wyparł się brata bliźniaka... I mimo moich początkowych przypuszczeń, Larkin "przewyższył swego nauczyciela", a Avery jednak wrócił się na dobrą ścieżkę. Co jednak o samej relacji między nimi, a mną...? Ciężko stwierdzić. Larkin prawie, że od samego początku traktował mnie jak powietrze. Teraz może i nawet słusznie, w końcu jestem dla nich od strony pokrewieństwa niczym woda po piątym odwarze z dyptamu. Z kolei Avery był dla mnie pewien czas nawet życzliwy, a teraz... Nie utrzymuję z nimi kontaktu.
David White [David]
Jest energicznym chłopcem. Nie potrafię pojąć dlaczego związał się ze mną aż tak, a przede wszystkim czemu niegdyś zaczął do mnie mówić "mamo". To urocze, ale jednocześnie zastanawiające i dość krępujące. No ale... W końcu i on nieco wydoroślał, no i został ojcem, choć w moim mniemaniu wciąż sam jest dzieckiem i traktuję go po ciotecznemu. A jednak- potrafi mi czasem pomóc, choćby dawniej oferując swoją opiekę nad dziećmi, kiedy Leo i Niko byli jeszcze mali. Cieszy mnie to, jednak nie tak bardzo, jak jego dobroduszność. Niestety od dawna go nie wiedziałam.
Edward Dragovich [Shaanz]
Przestałam się nim zupełnie interesować. Jedynie czasem gdy usłyszę jego imię, czy nazwisko staje się nieco ciekawska, bądz na twarz ciśnie mi się skwaszony wyraz, ale w gruncie rzeczy zdaje mi się, że wolę nie znać dalszych jego losów, a po zauroczeniu i nędznym zakochaniu, pozostał jedynie niesmak. Czuję do niego dystans, pewien rodzaj odrazy, w gruncie rzeczy nie tylko dla niego, ale i dla siebie samej. Wyczuwam u niego egoizm i arogancję. Zdaje się, że nawet gdybym miała usłyszeć o tym, że stała mu się niewyobrażalna krzywda, nie poruszyło by mnie to, bo z tyłu głowy miałabym jego potworne przewinienia. Jedyne co mogłoby mi w takim wypadku doskwierać to myśl o tym, że Elenore może się ze względu na to załamać psychicznie. Jednak mimo tych wszystkich zarzutów skierowanych w jego osobę mogę zaświadczyć, że kochałam go szczerze, a nawet ślepo. Wolę unikać jego obecności, co z resztą nie jest trudne. Mimo to jest jedna rzecz, a właściwie osoba, którą z nim dzielę, a którą kocham- nasza córka Elenore, lecz nawet i ona w gruncie rzeczy już mi do końca nie pozostała, bo jest poza granicami Wielkiej Brytanii.
Christopher Stronghold [peve]
To do niego żywiłam najskrajniejsze uczucia. Nienawidziłam go, a zarazem... Coś ciągle ciągnęło mnie do niego, czy to same moje zmysły, czy los- sama nie wiem. Jedno jest pewne- wyrządził mi krzywdę, której łatwo mu nie zapomnę. To właśnie przez to czułam się w jego obecności nieswojo, przez to i jego, zdające się być silniejsze, emocje, które czuł do mnie. Niesłychanie trudno mi się o nim mówi, a w szczególności starając się zachować obiektywaność, lecz jeśli nie wiązałyby mnie z nim pewne wspomnienia, jeśli tyle bym nie odczuła z jego strony, a spojrzała jedynie na jego charakter, rzekłabym, że jest porywczy, a przy tym... Zmienny? Niezaprzeczalnie uparty i wytrwały... Lecz nie koniecznie pozytywnym tych słów znaczeniu. Skolei znów kierując się tym co podpowiadają mi uczucia, na usta ciśnie mi się jedno słowo- egoizm, egoizm ze względu na to, że zdaje się być w stanie zrobić wszystko by sam nie cierpiał, nie zważając na innych, a jednak wciąż utrzymując, że właśnie na osoby trzecie zwraca uwagę, ale to już zapewne moje... Po części wyolbrzymione odczucie... Tak, wyolbrzymione. Aż sama czasem dziwię się, jak wielki lęk ogarnia mnie na myśl o tym, że zaistniałe okoliczności, mogłyby się powtórzyć, a zarazem mimo powszechnej opinii, mówiącej o tym, że zginął, a nawet mimo otrzymanego listu, wciąż mam co do tego wątpliwości i może właśnie to, wyprowadza mnie z równowagi, przeraża. Powoduje, że w mojej głowie krąży myśl o tym, że może być każdym i wszędzie.
Vincent Maxim [kiter96]
Przesympatyczny mężczyzna, wprost promieniujący radością i empatią, aż dziw bierze, że mimo dojrzałości i umiejętności zachowania powagi w chwilach krytycznych, jest wciąż tak pozytywną osobą, pełną szczecią, które u większości przyćmiewane jest z biegiem lat brutalnością życia. Podziwiam go za to, jak pożytkuje tę radość- dzieli się nią z ludźmi wokół i przywraca tym, którzy ją utracili służąc radą i możliwością wygadania się. Stoję w jego cieniu, a zarazem jestem mu wdzięczna za to, że otworzył mi na nowo oczy ukazując, że ten mrok, który zdawał się mnie zewsząd otaczać, stał się już przeszłością, ale także za to, że mimo moich notorycznych potknięć służył mi radą i oparciem, dając ciepło, którego tak bardzo potrzebowałam, a zarazem to, którego się wypierałam... Jedynie jedno doskwiera mi w związku z jego osobą, a mianowicie... Gdzie się podziałeś? Zniknąłeś z mego życia równie prędko jak się pojawiłeś, lecz najwidoczniej tak to już ma wyglądać w moim nędznym żywocie- ludzie pojawiają się, dają szczęście, a potem... Znikają bez słowa pożegnania, ni mniej jednak zważając na obrót spraw w moim życiu, nie doskwiera mi już jego brak.
Victor Rivi Wynne [Victor]
Jeszcze w Hogwarcie byłam w nim zadurzona, jednak po feriach w ostatniej klasie zniknął bez słowa, a gdy w końcu po dwóch latach równie nagle się pojawił, twierdził, że w ogóle mnie nie zna. To już przebrało miarkę. Jednak gdy poznałam tego przyczynę zmieszałam się- poprosił Mike’a o usunięcie pamięci, o czym mój kuzynek nie powiedział mi, ani słowa. Nie widziałam go już od lat, ale z resztą... Nie dziwi mnie już ten fakt i jakoś specjalnie nie intertuje. Nie ma go- okej, tylko niech później czegoś nie odstawi jak ostatnio, najlepiej niech wcale się już nie pokazuje, skoro tyle czasu go nie było i to już po raz drugi. Zaoszczędzi mi tym nerwów, a jeśli jednak miało by być inaczej... Nie miałabym już ochoty wznawiać z nim znajomości. Na zbyt wiele nerwów mi napsuł.
Emiel von Everec [XxDraconirXx]
Na samą myśl o nim do oczu napływała mi nie raz w osamotnieniu, niezliczona ilość łez. Mogłabym powiedzieć o nim tak wiele... A zarazem tak niewiele chcę zdradzić. To bez niego czułam potworny ból, z którym z czasem zaczęłam się oswajać, lecz zarazem on sam nie jest tego świadomy, a przyczyna tego, najbardziej mnie dobijała. Jednakże... Wolę ją przemilczeć, a kto chce poznać me prawdziwe odczucia w stosunku co do niego i historię, która nas łączy- niech zapyta mnie samą. Zdradzić jednak mogę tutaj jedynie tyle, że sprawy te zdecydowanie są już przedawnione...
Anne Andrews [emokotek]
Miła osóbka, zdecydowanie nie jest kłótliwa. Można z nią od czasu do czasu szczerze porozmawiać, co więcej- powierzyć sekret i wyżalić się. Zdaje się być dość troskliwa i pełna chęci niesienia pomocy, choć czasem lubi się podroczyć, chociażby z Emielem, którego nazywała prześmiewczo wkurzakiem. Była mi bliska, ale z czasem przestałam zupełnie ją widywać, a teraz zdaje się, że pozostały mi po niej wyłącznie przyjemne wspomnienia, a gdybym miała na powrót ją spotkać, zdaje się, że nasza rozmowa nie wyglądałaby już tak jak dawniej. Byłaby płytsza, jak dwóch obcych osób, lecz mimo, że zdaję sobie z tego sprawę, z ochotą ugościłabym ją u siebie w domu i zaprosiła na wspólną pogawedkę przy herbacie. Choćby ze względu na fakt, że brakuje mi osób, z którymi mogłabym porozmawiać o zdarzeniach z przed laty. Może i to objaw starzenia...
James Morgan [MrGibster]
Jest jedną z niewielu osób, które jeszcze do nie dawna pozostały mi z tych poznanych jeszcze w latach szkolnych jednak, mimo że tak jak ja jakiś czas pracował w Hogwarcie, nasz kontakt zdecydowanie urwał się. Ni mniej nie zważając na to, wciąż jestem w stanie powierzyć mu nie jedną tajemnicę, lecz o nim samym powiem tak- w młodości nie należał do rozważnych i nie jedną historią równie interesującą, co głupkowatą, mógłby się pochwalić lub opowiedzieć z malującym się na twarzy wstydem, a jednak teraz jakby spoważniał, nabrał rozumu i ochłonął z młodzieńczych zapałów, choć wciąż nie nazwałabym go sztywniakiem, a jedynie uznałabym to za zmianę w dobrym kierunku. Jest z nim tylko jeden problem- zniknął gdzieś równie nagle co Victor, nie wiedzieć czemu zwalniając się z Hogwartu, lecz mimo to, mam cichą nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
Adrien Cooper [Anonek]
Potrafi wywinąć niejedno głupstwo, a jednak mimo wszystko, to on zdawał się być tym bardziej rozważnym z rodzeństwa Cooper. Niejednokrotnie bawił mnie, a innymi razy nieco wadził, jednak co by nie mówić- czuję się dobrze w jego obecności. Momentami, przed kilkoma, czy też teraz już kilkunastoma laty, odpychałam go chcąc pobyć sama, lecz to właśnie w tych chwilach czułam chęć pobycia z nim, by jak zwykle miał w zwyczaju, rozweselił mnie czy to swoimi opowieściami o wybrykach, czy samą swoją osobą. Wprost uwielbiałam prowadzić z nim dyskusje przy ciepłym kominku i kubku herbatki. O dziwo przy większości spraw religijnych, społecznych, czy politycznych, jesteśmy wręcz jednogłośni. Poza tym dawał mi poczucie bezpieczeństwa i czułam, że przy nim mogę spać spokojnie nawet w najpodlejszą pełnię, czy w czasie ataków na ludność czarodziejską. Nie potrafiłabym sobie wybaczyć, gdyby wpakował się w jakieś tarapaty, przy których mogłabym mu pomóc, a nie zdołam. Mimo pewnego niezwykle przykrego zajścia (jeśli w ogóle można to tak nazwać), którym sama nie rozważnie sprawiłam mu ogromną przykrość, żywię cichą nadzieję, że pozostaniemy przyjaciółmi.
Michael Cooper [Dovah]
Jeszcze jako uczeń był zawsze uśmiechniętym i zabawnym chłopcem, co prawda czasem... Głupawym, ale pociesznym. Mimo jego licznych nieprzemyślanych zachowań, które nie jednego irytowały, lubiłam go i wciąż lubię. Był nawet taki dziwaczny moment, w którym to mnie nazwał swoją mamą, a Emiela tatą. No ale... Potrafi rozbawić nie jedną kuriozalną historyjką wymyśloną na poczekaniu, która przypomina spiskowe teorie, a zarazem kompletnie nie trzyma się kupy. Jest jeszcze coś co w nim cenię- otwartość na nowe kontakty i niezmierny dystans do siebie. Jeśli jest coś co mógłby mnie nauczyć na nowo, to właśnie tego. Nie potrafiłam wyobrazić sobie zamku bez niego, mimo że pod koniec jego nauki widywałam go rzadziej niż dawniej, a jednak- ukończył szkołę i widuje go jedynie od świata, lecz za każdym razem niezmiernie cieszy mnie jego widok.
Jason Ellefos [Jason]
Nie miałam z nim zbyt wiele styczność, lecz z tego co zdążyłam zauważyć... Jest poważny, ale nie "zionie jadem". Chętnie chodziłam na jego lekcje, a jeszcze chętniej przyglądam się jego pracy w Mungu. Od początku go polubiłam, ma to coś odmiennego w charakterze, może to dlatego, że był pierwszą poznaną przeze mnie osobą (rzecz jasna za wyjątkiem mej matki) zajmującą się magomedycyną? Pewne jest jedno- ma niesamowicie dużą wiedzę na temat swojego fachu. Niestety dawno go nie widziałam, co więcej... Po tak długim czasie nie pozostał po nim nawet ślad w formie tabliczki nad gabinetem w klinice, lecz mimo to w mym umyśle wciąż jego osoba pozostaje żywa, nadal chętnie wspominam jedną z jego lekcji transmutacji kiedy to jeden z uczniów prawie zwymiotował, a dwaj inni użyli swojego kolegi jak tarana przebijając jego głową drzwi po tym jak się spóźnili i nie otworzono im drzwi.
Gabriel Aartsengel [Aartsengel]
Człowiek znający się na swoim fachu, prawdziwa skarbnica wiedzy. Nie należy do sztywniaków, potrafi zażartować, a momentami dogryźć swoim studentom. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że go szanuję i przepadam za nim. Zawsze można go dopytać o materiał z wykładów, czy też wykraczający poza nie, ale pośrednio z nimi powiązany. No i w końcu zapamiętałam jego imię, jednak… Nie pracuje już na uniwersytecie, nigdzie się nie pokazuje, a jednak mimo to wciąż mam nadzieję, że będę miała jeszcze okazję spotkać go na swojej drodze i co nieco się od niego nauczyć.
Lorcan Procter [modno]
Zna dobrze swój przedmiot i zdaje mi się, że zasługuje na miano najlepszego nauczyciela eliksirów. Trudno określić mi jego charakter, który zdaje się być dość specyficzny- niepowtarzalny, ale obojętnie co by o nim nie mówić mam do niego szacunek, a zarazem czuję potrzebę trzymania od niego pewnego dystansu, by nie zrobić przy nim czegoś nietaktownego.
David Williams [SirLexPLAY]
Mówię do niego po nazwisku, ale nie dla formalności, a z przyzwyczajenia, bo dawniej, gdy mówiłam do niego po imieniu nie było wiadomo, czy mowa jest właśnie o nim, czy o jego imienniku- Davidzie White, lubię go niezmiernie. Potrafi zażartować, ale gdy jest taka potrzeba zachowuje powagę. Był odpowiedzialnym prefektem, wydaje mi się, że kiedyś zajdzie wysoko. W zasadzie przestałam go widywać, ale kto wie, zapewne za jakiś czas ujrzę go ponownie.
Cesare Wright [MrMajami]
Sprawia wrażenie sympatycznego, ważne jest dla niego dobro ogółu, ale też zwierząt i istot, co w nim cenię. Ogólnie rzecz biorąc w latach szkolnych był grzecznym chłopcem, poza tym, że wymykał się z dormitorium po ciszy nocnej, zresztą tak samo jak ja dawniej. No a teraz... Wydoroślał, to trzeba przyznać. Stracił dłoń... No i nabrał specyficznego charakterku, który ciężko mi opisać, a mimo to zdaje się, że można mu zaufać. Poza tym zdaje się, że z biegiem lat wykształcił swój własny, dość skrajny system oceniania ludzi, za którymi nie przepada.
Rafael Granth [Rafael]
Cichy, ułożony chłopiec, prefekt sumiennie wykonujący swoje obowiązki- to powiedziałbym o nim dawniej, gdy jeszcze był uczniem. Raczej nie należy do tych, którzy lubią rozrabiać, a w zamian porozmawiać o obecnej sytuacji, czy też ludziach wokół. Zasadniczo raczej znam go jedynie powierzchownie, głównie z widzenia, lecz czasem miło z nim podyskutować, choćby po to, by w moim przypadku wyrwać się z transu- nieustannego myślenia o przeminionym, a więc i po to, aby rozpatrzyć bardziej przyziemne sprawy.
Lynn Dragovich [Kya]
Słodka i pełna energii dziewczynka, w sumie aż dziwnie często przytulała się do mnie dawniej, mówiąc, że ma "złamane serduszko", po części brzmiało to dla mnie zabawnie, szczególnie, że zdawała się wtedy być małą, nie winną dziewczynką, ale też wywoływało we mnie współczucie, mimo tego, że nie zawsze faktycznie działa się jej krzywda, ale w zasadzie to już przeszłość- wyrosła z tego i nie jako sama starała się dawać mi rady, z resztą... Utwierdzając mnie w moim postanowieniu co do rozwodu z Edwardem, co w zasadzie mnie dość zdziwiło, bo przecież jest jego siostrzenicą.
Marysia Draytron [Ouia]
Kochana, ale i zwariowana dziewczynka. Zawsze wesoła, a przy tym, jak to dziecko, nie winna i nawet nieco naiwna. Ma ogromną fantazje i zawsze powie coś zabawnego. Opieka nad nią to czysta przyjemność, a do tego robi pyszne kanapeczki. Cieszy mnie fakt, że polubiła moich synów i córkę.
Quincy Avory [Garberekk]
Jego osoba jest dla mnie niewyjaśnioną zagadką. Niejednokrotnie przychodził do mnie do skrzydła, zdawał się być wręcz przewrażliwiony, ale uroczy, jednak innym razem jego zachowanie było zastanawiające. Wiecznie nerwowy, pochłaniający łapczywie eliksir uspokajający. No i jeszcze do tego oskarżenia skierowane wprost w jego osobę. Aż dziw bierze, że aż tak mógłby zmienić osobowość.
Oskar Volkodav [Oskar]
Zabawne i przeurocze dziecko. Potrafi narozrabiać, a wyglądem aż za bardzo przypomina ojca- Stuarta. Mimo tego, że przy opiece nad nim straciłam czas, który miał być przeznaczony na odpoczynek, zaopiekowałabym się nim i drugi raz. Ciekawe jak się miewa, pewnie podrósł od naszego ostatniego spotkania, choć zasadniczo straciłam rachubę czasu i zapewne nie rozpoznałabym go już.
Emili Skeet ✞[Paula1010]
Zawsze pogodna i energiczna, idealna kompanka do wygłupów. Dawniej niezmiernie pragnęłam powtórzyć któryś z naszych wspólnych odpałów by choć na chwilę powrócić do czasów nastoletności, w których wszystko co robiliśmy, było traktowane z pewną dozą pobłażliwości i zwykle nie rzutowało w radykalny sposób na naszym późniejszym życiu. Fakt jej śmierci w tak młodym wieku, przypomina mi, jak kruche jest życie ludzkie i jak łatwo je stracić. Tęsknię za Tobą Emili i wciąż skrycie mam tę nieszczęsną nadzieję, że jeszcze ujrzę ciebie. Choćby pod postacią ducha.
Aya Flowerclow ✞[muzzy]
Miła, ułożona dziewczynka- przeurocza. Zawsze lubiła wspinać się gdzieś wysoko. Chyba najczęściej po dachu zamku. To metafora tego, że mierzyła wysoko, czy raczej wyraz dziecięcego dążenia do niemożliwego? W zasadzie nadal nie dowierzam w to, że w tak młodym wieku zmarła. Kto mógł skrzywdzić tak niewinne dziecko? W dodatku sposób w jaki dowiedziałam się o jej odejściu... Zupełnie pozbawiony emocji... Wciąż przywołując w mym umyśle moment, w którym doszła do mnie ta wieść, przechodzą mi ciarki. Żałuję, że już nigdy nie dowiem się na kogo byś wyrosła. Żegnaj, wciąż trzymam pod sercem wspomnienie o tobie.
Xavier Jallywall ✞ [Xahias]
Dość dziwaczny chłopak, skory do wygłupów, ale w pewnym czasie również do agresji. Miał wielką fantazje i wyróżniał się wśród rówieśników. Ogółem ciekawy i w stosunku do mnie, miły chłopak, podchodzący do życia z dużym dystansem. Lubiłam z nim od czasu do czasu porozmawiać. Z biegiem lat jego zachowanie pogorszyło się, ale z tego co mi wiadomo, krótko przed śmiercią zaprzestał kłótni. Szkoda mi go i wciąż nie przestaje mnie zadziwiać jak wiele osób umiera w młodym wieku i czemu akurat on? Chłopak trafiony mnóstwem nieszczęść, stracił nogi i oczy, jednak aż do samego końca pozostało mu jedno- wielkie poczucie humoru, ale i dystans do samego siebie. Jednak jedno mnie w tym pociesza- egzystuje wciąż na ziemi jako duch, wciąż pozostając tym zwariowanym i teraz jeszcze bardziej oryginalnym. W końcu nie na co dzień widuje się duchy wampiry i to o takim charakterze.
Orivin Margel ✞ [MrKarmal]
Sprawia wrażenie doświadczonego i dość zagadkowego, szczególnie zważając na to, że praktykował czarną magię. Niby miły, w wakacje po ukończeniu szkoły nawet zachęcał do tego by mówiac od niego "dziadzio Ori", co w zasadzie wciąż wydaje mi się zabawne, a jednak po pewnych słowach mam co do niego mieszane uczucia, ale czy faktycznie ktoś taki jak on może być kobieciarzem? W sumie zważając na pewne sprawy... Wydaje mi się, że tak, lecz z resztą cóż z tego skoro tak długo go nie widuję.
Freed Skeet ✞ [MrKarmal]
Dość tajemniczy mężczyzna, bez oka z protezą nogi. Chodząc przy lasce, wzbudzał we mnie trochę niepokój, choć też przykuwał uwagę i ożywiał ciekawość. Nie było mi dane poznać go bliżej, lecz jego postura zostawiła głęboki ślad w mym umyśle.
Lawiet Gingerblade [Veniqi]
Nie przepadałam za nim. Można powiedzieć, że był kłopotliwym uczniem- wiecznie wdawał się w bójki, a przy tym używając prostackiego języka wykłócał się zawsze stawiając na swoim, nawet nie mając racji, wyrażając swoją opinię, którą mieszał innych z błotem. Nie rzadko używał siły zamiast słów, a jeśli już tego drugiego. to zazwyczaj wdając się w niepotrzebne dyskusje. Nie jeden trafił z jego winy pod moją opiekę do skrzydła szpitalnego. Jednak nie rozdrabniając się nad jego osobą- nie mam pewności co do tego, czy zmienił się z biegiem lat, lecz raczej są co do tego marne szanse, więc choć zabrzmi to okrutnie- wcale nie ubolewam nad jego śmiercią.
Carter Draytron ✞ [Carter]
Mimo jego popędliwego charakteru i skłonności do pakowania się w tarapaty przepadam za nim. W zasadzie, gdyby nie jego znajomość z Norą, nie poznałabym go bliżej i zapewne dostrzegała bym w nim jedynie osobę, która pakuje się zawsze tam, gdzie nie trzeba, przez co nieraz ma ogromne problemy, a przecież potrafi też być zabawowy i troskliwy, choćby w stosunku do mojej córki, czy własnych dzieci, które z resztą tworzą ciekawą gromadkę. Gdy był jeszcze uczniem, nie raz było mi go żal widząc, jak jest traktowany przez rówieśników, ale i też przez to, że nawet przy najcięższych ranach, odpychał pomoc, jakby bał się okazania najmniejszej słabości. A jednak- w rzeczywistości jest silny psychicznie jak mało kto i z tego co zdążyłam u niego dostrzec, tuszuje wszelkie słabości albo uśmiechem, albo użyciem siły przeciwko drugiej osobie. Jednak to wszystko przeminęło. Umarł, lecz nie wiem nawet w jakich okolicznościach, ale domyślam się, że był to wynik jego sposobu bycia- ciągłego pakowania się w tarapaty.
✿ W przeciwieństwie do swego brata, Egona, nie traktuje wampiry jak gdyby były wyłącznie morderczymi bestiami, intryguje ją ich egzystencja i ciekawi fizjologia. Stara się podchodzić do nich indywidualnie. ✿
✿ Wilkołaki podobnie jak wampiry traktuje indywidualnie i z niejednym nawiązała bliski kontakt. ✿
✿ Posiada kilka fobii, lecz prawie nikt poza nią samą nie wie czym są, ani co je zainicjowało ✿
✿ Wspomniano o niej w jej zdaniem najbardziej zakłamanej czarodziejskiej gazecie "Venus", gdzie mimo braku wywiadu napisano "jej" opinię ✿
✿ Odkąd rozpoczęła pracę w Mungu jest najczęściej wołaną do odbierania porodów uzdrowicielką, a niektóre z dzieci, którym pomogła przyjść na świat, są już dorosłe ✿
✿ Zajmuje się labradorem imieniem Lili, który należał do jej córki, Eleonore, i zwraca się do niego po niemiecku. ✿
✿ Interesuje się zarówno mugolską jak i magiczną medycyną ✿
✿ Jej ulubiony kolor to niebieski ✿
✿ Gdyby zajrzała do zwierciadła Ain Eingrap prawdopodobnie zobaczyłaby w nim siebie, narzeczonego i wszystkie swoje dzieci, łącznie z Acaelusem oraz Benem i wnukami ✿
✿ Bogin w jej obecności prawdopodobnie przybrałby postać bazyliszka, do którego paszczy po kolei wchodzi cała szóstka jej dzieci. ✿
✿ Jej patronusem jest wilk ✿
__________________________________________________________________________________
Postać odgrywana na kącie głównym - animalka - od 29.06.2016 roku
Drobna niespodzianka dla tych, który zajrzeli do karty - sen z przed wielu lat
God
Azkaban
Posty: 531
Tematy: 83
Gru 2014
Slytherin
PrawdziwyZiela
Udzielający się na forum
Posty: 1,341
Tematy: 59
Mar 2015
750
Hufflepuff
Ja jej tu chatę ogarniam a ona "Neutralna" XD Nie no spoczko! Repka już dawno poleciała
Schrodinger
Czarodziej
Posty: 568
Tematy: 29
Gru 2014
643
Ravenclaw
fajna kuzynka, polecam ją
animalka
Azkaban
Posty: 68
Tematy: 16
Cze 2016
Hufflepuff
08.09.2016 17:59
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.09.2016 18:32 przez animalka.)
Pisałam to już jakiś czas temu, ale dopiero teraz wstawiłam i dlatego miałam tam tylko tyle napisane o Lisie i jako obecną klasę podaną [1 OOC].
muzzy102
peepoopoo administrator peepoopoo czemu
Posty: 98
Tematy: 9
Paż 2015
127
Gryffindor
Repka!
:>
mam p*erdolone love hate relationship z tym serwerem
animalka
Azkaban
Posty: 68
Tematy: 16
Cze 2016
Hufflepuff
Refresh
Wprowadzone spore zmiany, a przy tym jest jeszcze wiele do poprawy i uaktualnienia w związku z upływem długiego czasu od ostatnich zmian.
Dodatkowo proszę o przeniesienie wątku do działu postaci dorosłych
Mapi
Antychryst Alchemista
Posty: 451
Tematy: 62
Sty 2016
712
Slytherin
Błagam, wyśrodkuj wszystko i usuń te wszystkie [.b][./b][.i][./i], bo to, co widać w relacjach to sodoma i gomora. Ale oprócz tego jest dość dobrze, ładne zdjęcie postaci.
animalka
Azkaban
Posty: 68
Tematy: 16
Cze 2016
Hufflepuff
Mapi napisał(a): (11.03.2017 14:56)Błagam, wyśrodkuj wszystko i usuń te wszystkie [.b][./b][.i][./i], bo to, co widać w relacjach to sodoma i gomora. Ale oprócz tego jest dość dobrze, ładne zdjęcie postaci.
Problem w tym, że to [.b][./b][.i][./i] pojawiły się po aktualizacji i nie były widoczne w trakcie edycji, a jedynie na podglądzie, a poprawa była niemożliwa, więc spróbuję to teraz uporządkować. No i oczywiście muszę poprawić relacja i kilka innych rzeczy, ale mam zamiar część zrobić nieco później.
Mapi
Antychryst Alchemista
Posty: 451
Tematy: 62
Sty 2016
712
Slytherin
animalka napisał(a): (11.03.2017 15:03)Mapi napisał(a): (11.03.2017 14:56)Błagam, wyśrodkuj wszystko i usuń te wszystkie [.b][./b][.i][./i], bo to, co widać w relacjach to sodoma i gomora. Ale oprócz tego jest dość dobrze, ładne zdjęcie postaci.
Problem w tym, że to [.b][./b][.i][./i] pojawiły się po aktualizacji i nie były widoczne w trakcie edycji, a jedynie na podglądzie, a poprawa była niemożliwa, więc spróbuję to teraz uporządkować. No i oczywiście muszę poprawić relacja i kilka innych rzeczy, ale mam zamiar część zrobić nieco później.
Zaznacz cały tekst i wciśnij "Usuń Formatowanie", a następnie wszystkie pogrubienia, kursywy itd. wstaw na nowo.
|