11.01.2015 05:15
Zapowiedź nadchodzącej kontynuacji Trudno być Bogiem.
Mężczyzna miał długie blond włosy, niegdyś piękne niczym wodospad barwy szczerego złota, dziś przetłuszczone i pozlepiane brudem. Przez przymrużone niebieskie oczy rozglądał się tajemniczym wzrokiem. W trzęsącej się dłoni trzymał taniego papierosa z rosyjskiego importu. Jego kurtka nosiła ślady szarpaniny, a spodnie miał przetarte na kolanach. Oto jak nisko może upaść wielki człowiek - pomyślał mężczyzna z różdżką w dłoni. Gdy spojrzał w kałużę zobaczył zniszczonego człowieka z długimi, siwymi włosami, w obszarpanej szacie. Kiedyś pamiętałem twoje imię. Jesteś... Jordan Stone, prawda? I sam dobrze wiesz jak nisko może upaść wielki człowiek. Rozmowy w myślach z samym sobą były na porządku dziennym u Jordana. Gdyby nie to już dawno by oszalał. Optymistycznie zakładając oczywiście iż nadal był przy zdrowych zmysłach.
- Dan Kuso. Profesor Daniel Kuso. Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył. - wymamrotał Stone chrapliwym głosem.
Blondyn uniósł wzrok na przybysza i wyjął z kieszeni różdżkę, celując w niego.
- Kto idzie?
- Swoi. Ledwo ale idą.
Kuso prześwidrował mężczyznę wzrokiem od stóp do głów, po czym otworzył szeroko oczy.
- Bez jaj. Że... że to niby... Jordan Stone?
- Bardzo mała namiastka niegdysiejszego Jordana Stone’a. Tak samo jak w twoim przypadku.
- Jak to się stało? Przecież miałeś tyle bogactw, taki talent...
- Wyczerpałem się. A bogactwa... przepadły. Musiałem odpocząć. Ale odpoczęliśmy już chyba wystarczająco długo, nie sądzisz?
Kuso zmarszczył brwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Czas wracać, Danielu. Czas wracać do domu.
- Nie mamy już domów.
- Nie, bo ktoś zabrał nasz dom. Obsadzili idiotów na naszych
stanowiskach, po to tylko by czerpać z nich zyski. Wiesz kto za tym stoi, prawda?
- Gingerblade. Bohemian Grove.
- Oni... oni i ich poplecznicy... a jest ich wielu, uwierz... to jeden z najlepiej zorganizowanych spisków na skalę masową o jakim miałem nieprzyjemność słyszeć. Ale pamiętaj że nas też jest wielu. Wyklętych, zapomnianych, upadłych. Vamolf, Drakonian, Salicti. Pamiętasz ich, wiem że pamiętasz. Wszyscy szanowali Ivana. Ale teraz Ivan nie żyje, a jego synalek obraca kraj w ruinę. To naszym zadaniem jest przywrócić porządek.
- Hah... - Kuso wydał z siebie nieartykułowany dźwięk który miał chyba przypominać śmiech - A co my możemy? Nie mamy tyle forsy co oni, nie mamy takich wpływów, nie mamy...
- DANIELU! - ryknął Stone - czy zapomniałeś już kto walczył w Bitwie o Hogwart? Kto walczył z Vergiliusem i Morthifierem? Jesteśmy cholernymi, zasranymi wojownikami sprawiedliwości.
- Tia...
- Cholera. Czy myślisz że te młokosy mogą równać się z nami w różdżkach? Odzyskamy dawną świetność, a jeśli nie chcesz, siedź dalej w tym rynsztoku i podkradaj żarcie z baru pod Kameleusem.
Kuso spojrzał na niego z wyrzutem.
- Pamiętam. Pamiętam, Jordan. Ale ta ręka - tu spojrzał na nią - nie ma już tyle mocy.
- Czas leczy rany, Danielu. My mieliśmy go aż nazbyt dużo.
Mężczyzna miał długie blond włosy, niegdyś piękne niczym wodospad barwy szczerego złota, dziś przetłuszczone i pozlepiane brudem. Przez przymrużone niebieskie oczy rozglądał się tajemniczym wzrokiem. W trzęsącej się dłoni trzymał taniego papierosa z rosyjskiego importu. Jego kurtka nosiła ślady szarpaniny, a spodnie miał przetarte na kolanach. Oto jak nisko może upaść wielki człowiek - pomyślał mężczyzna z różdżką w dłoni. Gdy spojrzał w kałużę zobaczył zniszczonego człowieka z długimi, siwymi włosami, w obszarpanej szacie. Kiedyś pamiętałem twoje imię. Jesteś... Jordan Stone, prawda? I sam dobrze wiesz jak nisko może upaść wielki człowiek. Rozmowy w myślach z samym sobą były na porządku dziennym u Jordana. Gdyby nie to już dawno by oszalał. Optymistycznie zakładając oczywiście iż nadal był przy zdrowych zmysłach.
- Dan Kuso. Profesor Daniel Kuso. Nie uwierzyłbym, gdybym nie zobaczył. - wymamrotał Stone chrapliwym głosem.
Blondyn uniósł wzrok na przybysza i wyjął z kieszeni różdżkę, celując w niego.
- Kto idzie?
- Swoi. Ledwo ale idą.
Kuso prześwidrował mężczyznę wzrokiem od stóp do głów, po czym otworzył szeroko oczy.
- Bez jaj. Że... że to niby... Jordan Stone?
- Bardzo mała namiastka niegdysiejszego Jordana Stone’a. Tak samo jak w twoim przypadku.
- Jak to się stało? Przecież miałeś tyle bogactw, taki talent...
- Wyczerpałem się. A bogactwa... przepadły. Musiałem odpocząć. Ale odpoczęliśmy już chyba wystarczająco długo, nie sądzisz?
Kuso zmarszczył brwi.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Czas wracać, Danielu. Czas wracać do domu.
- Nie mamy już domów.
- Nie, bo ktoś zabrał nasz dom. Obsadzili idiotów na naszych
stanowiskach, po to tylko by czerpać z nich zyski. Wiesz kto za tym stoi, prawda?
- Gingerblade. Bohemian Grove.
- Oni... oni i ich poplecznicy... a jest ich wielu, uwierz... to jeden z najlepiej zorganizowanych spisków na skalę masową o jakim miałem nieprzyjemność słyszeć. Ale pamiętaj że nas też jest wielu. Wyklętych, zapomnianych, upadłych. Vamolf, Drakonian, Salicti. Pamiętasz ich, wiem że pamiętasz. Wszyscy szanowali Ivana. Ale teraz Ivan nie żyje, a jego synalek obraca kraj w ruinę. To naszym zadaniem jest przywrócić porządek.
- Hah... - Kuso wydał z siebie nieartykułowany dźwięk który miał chyba przypominać śmiech - A co my możemy? Nie mamy tyle forsy co oni, nie mamy takich wpływów, nie mamy...
- DANIELU! - ryknął Stone - czy zapomniałeś już kto walczył w Bitwie o Hogwart? Kto walczył z Vergiliusem i Morthifierem? Jesteśmy cholernymi, zasranymi wojownikami sprawiedliwości.
- Tia...
- Cholera. Czy myślisz że te młokosy mogą równać się z nami w różdżkach? Odzyskamy dawną świetność, a jeśli nie chcesz, siedź dalej w tym rynsztoku i podkradaj żarcie z baru pod Kameleusem.
Kuso spojrzał na niego z wyrzutem.
- Pamiętam. Pamiętam, Jordan. Ale ta ręka - tu spojrzał na nią - nie ma już tyle mocy.
- Czas leczy rany, Danielu. My mieliśmy go aż nazbyt dużo.