25.08.2016 22:05
Jillian aka Jin
Jillian nie była ani trochę świadoma problemów w mieście. Na farmie odcięli prąd a to właśnie na niej obecnie siedziała. Lubiła pracę na farmie, szczególnie gdy mogła po prostu wskoczyć na oklep na swojego wierzchowca i zniknąć na kilka dni u boku jakiegoś innego farmera. Tym razem zamiast tego postanowiła wrócić do swojej klitki na 12 piętrze kamienicy. Stary Jeep po ojcu stał pod domem nienaruszony, a i paliwo się znajdzie. Spakowała multum kobiecych przydasiów do torby i wrzuciła do środka by następnie kanister z pokarmem dla czarnusa wstawić po bagażnika a sama po sprawdzeniu, czy wszystko działa wskoczyła za kierownicę z piskiem opon wyjeżdżając w stronę miasta. Właściwie było to niedaleko, dosłownie 10 kilometrów lecz ten teren i tak można nazwać pustkowiem - farmę bowiem otaczał, otacza i będzie otaczać las, którego wszyscy przez jakieś idiotyczne legendy panicznie się boją. Jej opowiadano to jako bajeczki na dobranoc.
Podróż minęła oczywiście wesoło - Nirvana na fulla, łoś spod kół uciekł a auto jakoś żyje przy tych 140 na godzinę nic więc dziwnego, że w dobrym nastroju zatrzymała się przy swojej kamienicy sięgając po rzeczy z siedzenia, a wtedy też zauważyła nóż myśliwski ojca. Bez namysłu wzięła go i schowała do torby następnie rozglądając się wokół. Sporo ludzi zachowywało się jak idioci łażąc niczym lunatycy po ulicy, lecz szczerze miała w *****. Pewnie kolejny trend niczym Tumblr Girl bądź inne ustrojstwa. Ruszywszy po schodach na górze znalazła się szybko w swoim domku, wypiła piwo z lodówki i włączyła radio. Tym razem zamiast nut do tańczenia usłyszała komunikat o chorobie.
-Ja jebie, *****ło ich? Jeszcze nie czas wyborów. - zbulwersowała chwyciła urządzenie w dłoń i bezpretensjonalnie rzuciła je przez otwarte po wejściu okno. Nie wnikam co się z nim stało, ale trochę szumu hihi .
Jillian nie była ani trochę świadoma problemów w mieście. Na farmie odcięli prąd a to właśnie na niej obecnie siedziała. Lubiła pracę na farmie, szczególnie gdy mogła po prostu wskoczyć na oklep na swojego wierzchowca i zniknąć na kilka dni u boku jakiegoś innego farmera. Tym razem zamiast tego postanowiła wrócić do swojej klitki na 12 piętrze kamienicy. Stary Jeep po ojcu stał pod domem nienaruszony, a i paliwo się znajdzie. Spakowała multum kobiecych przydasiów do torby i wrzuciła do środka by następnie kanister z pokarmem dla czarnusa wstawić po bagażnika a sama po sprawdzeniu, czy wszystko działa wskoczyła za kierownicę z piskiem opon wyjeżdżając w stronę miasta. Właściwie było to niedaleko, dosłownie 10 kilometrów lecz ten teren i tak można nazwać pustkowiem - farmę bowiem otaczał, otacza i będzie otaczać las, którego wszyscy przez jakieś idiotyczne legendy panicznie się boją. Jej opowiadano to jako bajeczki na dobranoc.
Podróż minęła oczywiście wesoło - Nirvana na fulla, łoś spod kół uciekł a auto jakoś żyje przy tych 140 na godzinę nic więc dziwnego, że w dobrym nastroju zatrzymała się przy swojej kamienicy sięgając po rzeczy z siedzenia, a wtedy też zauważyła nóż myśliwski ojca. Bez namysłu wzięła go i schowała do torby następnie rozglądając się wokół. Sporo ludzi zachowywało się jak idioci łażąc niczym lunatycy po ulicy, lecz szczerze miała w *****. Pewnie kolejny trend niczym Tumblr Girl bądź inne ustrojstwa. Ruszywszy po schodach na górze znalazła się szybko w swoim domku, wypiła piwo z lodówki i włączyła radio. Tym razem zamiast nut do tańczenia usłyszała komunikat o chorobie.
-Ja jebie, *****ło ich? Jeszcze nie czas wyborów. - zbulwersowała chwyciła urządzenie w dłoń i bezpretensjonalnie rzuciła je przez otwarte po wejściu okno. Nie wnikam co się z nim stało, ale trochę szumu hihi .