Witaj!

[M]Wiedźmin
Kolorowo15
Czarodziej




Posty: 278
Tematy: 28
Gru 2014
Ravenclaw

#21
Nick: Kolorowo15
Imię: Anthina 
Wiek: 450 - niedawno skończone.
Wygląd:
Historia: Anthina w czasie swojej magicznej edukacji mieszkała w Aretuzie, umiejscowione ono było na pięknej wyspie Thanedd. W wolnych czasach skrywała się na wzgórzach Niflgardu, zanim naszło nowe zagrożenie. Ze względu na mniejszą liczebność magicznie uzdolnionych osób, musiała się ukryć. Zapieczętowała ostatnie wejście do jaskini i skryła się w azylu. Czekała dobre kilka lat w śpiączce aż sprawa się nie ucichła, w międzyczasie też tworzyła nowe bronie przeciw złym mocą. Po jakimś czasie, wyszła z kryjówki czując zimnny chłód powietrza... Powróciła do szkoły by pomóc w walce....
Przynależność: Czarodzieje
Miasto początkowe:  Szkoła magii w Aretuzie na wyspie Thanedd/Wzgórza Niflgardu kamienna szczelina w której ma swoją kryjówkę.

Cechy charakteru: 

~ Wady: *Ofiarność - KLIK KLIK KLIK
*Słabość/Paranoiczka - KLIK KLIK KLIK
*Zdzirowata/Impulsywna - KLIK KLIK KLIK

~ Zalety: *Miłość/Protekcyjność - KLIK KLIK KLIK
*Potężna/Zna swoje siły - KLIK KLIK KLIK
*Dyplomatka - KLIK KLIK KLIK

Broń:  - Księgi zaklęć walające się po jej komnatach.
- Amulety, artefakty i inne przedmioty. 
- Magia której nadużywa.
Thalia20017
Czarodziej




Posty: 31
Tematy: 3
Lip 2016
12
#22
Kolorowo15: Kolorowo, czy sprawdzałeś listę postaci? Brak miejsc dla czarodziejów i czarodziejek. Cała karta do przebudówki. Odrzucam
Thalia20017
Czarodziej




Posty: 31
Tematy: 3
Lip 2016
12
#23
Uwaga Uwaga! Zaakceptowani mogą pisać posty początkowe. Jednak nic ostro związanego z fabułą. Typu: Walczą z nowym zagrożeniem tu i teraz. Jeśli ktoś chce może skrobnąć, że otrzymał jakiś list czy co, z wezwaniem gdzieś tam. W tekście poniżej jest sporo zalążków fabuły. A raczej w drugim akapicie tekstu, powinno być to dla was pomocne. Karty postaci dalej są przyjmowane!
 
Reyna od dawna nie była taka rozluźniona. Leżała sobie w bali wypełnionej po brzegi parującą wodą, jej rektorstwo w Aretuzie nie było lekkie, zwłaszcza ostatnio. Zaraza by wzięła tych obcych. Pomyślała odchylając głowę i przymykając oczy. Przeleżała tak dobre pół godziny nim woda ostygła, z wyraźną niechęcią opuściła balię i wytarła ciało bawełnianym ręcznikiem po czym następnym owinęła swoje długie „nocne” włosy, po czym zasiadła za toaletką zaopatrzoną w sporej wielkości owalne lustro wbite w jasną ramę. Na samej toaletce widniała imponująca kolekcja fiolek, flaszeczek, ceramicznych i porcelanowych pojemniczków oraz innych pudełek i buteleczek. Kierowana przyzwyczajeniem zajęła się najpierw makijażem, który poszedł jej ekspresowo. Następnie sięgnęła po niedużą fiolkę o asymetrycznym kształcie i wyjęła z niej korek zaopatrzony w szklaną pałeczkę, powietrze wypełnił intensywny zapach lotosu i pomarańczy. Lekka a zarazem mocna mieszanka destylowanych perfum. Zakropiła perfumy za uszami i na nadgarstkach. Zawartością następnej butelki zakropiła oczy. Ostatni pojemnikiem po jaki sięgnęła okazała się nieduża szkatułka wykonana w całości z kawałków złączonych ze sobą szmaragdów w dokładny odcieniu jej oczu. Podniosła wieczko i wyjęła zeń okrągły amulet będący stopem srebra ze stalą meteorytową, całość zawieszona była na cieniutkim łańcuszku, którego ogniwa wykonane były z czarnego kryształu. Zapiąwszy łańcuszek na łabędziej szyi wstała z obitego zamszem krzesła i podeszła do ogromnego łoża z którym piętrzyły się poduszki a na ułożonej magicznie pościeli ułożony został jej dzisiejszy strój. Sukienka ze średnim dekoltem wykonana z ciemnogranatowego materiału, w tali przecięta gorsetem wykonanym z czarnej tłoczonej, ale diabelnie miękkiej skóry, zasznurowanej z tyłu. Spódnica na długość sięgała kostek, jednak była rozcięta na boku. Tyle, że był jeden mały szczegół moda stanowiła, że rozcięcie miało być do połowy uda, a Elvares miał rozcięcie powyżej biodra. Całość tu i tam miała wszyte onyksy i malutkie płatki srebra, tworzące coś na kształt łusek. Na nogi włożyła szpilki wykonane ze skóry wiwerny królewskiej. Kto by pomyślał, że to właśnie przez te buty, będzie miała powody do sprzeczek z niektórymi czarodziejami, którzy murem stali za ochroną „zagrożonych” wymarciem śmiertelnie niebezpiecznych drakonidów, typu widłogon czy właśnie wiwerna. Natomiast Reyna taką obrończynią stworzeń mogących pożreć dziecko na raz nie była. Włosy tego dnia magicznie wysuszyła i puściła wolno na plecy. Przed wyjściem zwinęła z półki parę czarnych skórzanych rękawiczek, które założyła na dłonie. Po wyjściu ruszyła zdobionym korytarzem, górnej kondygnacji pałacu jaki przypadał na komnaty mieszkalne Aretuzy, była mijana przez adeptki na różnym poziomie zaawansowania, ale żadna nie zapomniała się przywitać. O rektorce krążyły plotki, ale jedna na pewno była faktem, nie należało De Elvares ignorować. Szła dobre kilka chwil nim dostała się przed drzwi Sali przeznaczonej do zebrań Najwyższej Rady Czarodziejów, Kapituły oraz rektorek szkoły. Przybierając na twarzy wyraz całkowitej obojętności weszła do środka lekko rozkołysanym  krokiem, jak się okazało była ostania, nikt nie skomentował. Beth zajęła miejsce miedzy dwoma pozostałymi rektorkami szkoły Ingrid Wenhaven oraz Alicante Terres. Wyprostowana założyła nogę na nogę. 
–Skoro jesteśmy już w komplecie, należało by przyjąć posłańca Cesarza.. Orzekła Ingrid. Wszyscy przytaknęli milcząco, rektorka dała znak paziowi przy drzwiach, ten zniknął by wrócić po chwili prowadząc za sobą postawnego mężczyznę po trzydziestce, odzianego w ciężką nilfgaardzką zbroję. Zimno zielone oczy Elvares zalśniły krótko lustrując posłańca. No był niczego sobie, chociaż przez ten poważny grymas na twarzy mógł wydawać się zbyt sztywny.. Nilfgaardczyk skłonił się sztywno i czekał na pozwolenie do odczytania trzymanego w ręce zwiniętego pergaminu z Cesarską pieczęcią. Przewodniczący Kapitule Sylven van Eremeis dał mu prosty znak ręką. Nilfgaardczyk rozwinął pergamin. 
–Jego Cesarska Mość, Cesarz Einhyr var Emreis Pierwszy tego imienia, Cesarz Nilfgaardu, Władca Metinny, Geso, Etoli i Gemery, Suweren Nazairu, Ebbing, Maecht, Toussaint i Vicovaro, Pan Północy i Południa, Najwyższy kapłan kultu Wielkiego Słońca.. Reynabeth nie mogła powstrzymać przewrócenia oczami na wszystkie tytuły Jego Cesarskiej Mości, została za to spiorunowana wzrokiem przez Derwana Aep Callacha młodego członka Rady, nawet w jednym procencie się tym nie przejęła. Młody Derwan był od niej dwa razy młodszy i najpewniej nie miał wielu doświadczeń z kobietami, zresztą według tego co słyszała, a miała różne wtyczki, to czarodziej niezbyt interesował się płcią przeciwną. 
– W związku z pojawieniem się sił zbrojnych pod nieznanym sztandarem, wykazujących ostrą agresję wobec ludu Nilfgaardzkiego, Cesarz pod wpływem agresji zmuszony został wydać wojnę nowemu zagrożeniu, nadciągającym zza Gór zwanych Smoczymi. Jego Cesarska Mość, wysłał gońców na wszystkie strony świata w poszukiwaniu sprzymierzeńców do walki z agresorami.  I właśnie teraz Cesarz prosi Najwyższą Radę Czarodziejów oraz Kapitułę o odpowiedzenie na wezwanie do wojny.. Posłaniec zakończył wypowiedź milknąc i czekając na reakcję śmiertelnie poważnego zgromadzenia.
 – Mamy rozumieć, że Cesarz chce pomocy ze strony Czarodziejów? Właściwie to czemu? Z tego co nam wiadomo to siły Nilfgaardzkich dywizji i chorągiew, wynoszą jakieś osiemdziesiąt tysięcy zbrojnych.. Odezwała się Reyna, przerywając ciszę. 
– Z tego co wiadomo Cesarstwu, siły wroga mają znaczną przewagę..  Odrzekł mężczyzna.
 – Najwyraźniej var Emreis boi się, że nie zrobi drugiego Sodden.. Wysyczał Derwan
 – Derwanie, jeśli był byś tak łaskaw ruszyć swoją średniej jakości głową i pomyśleć zdrowo przez chwilę lub dwie, byłabym niezwykle wdzięczna.. Odrzekła słodko kpiącym głosem Elvares. – Pod Sodden nie obeszło się bez interwencji Czarodziejów, a przecież i tak zwycięstwo zostało okupowane śmiercią trzynastu z nas. Poza oczywistym zagrożeniem, nie mamy pojęcia o tej.. Armii.
 – Ta wojna nie leży w naszym interesie! Młody czarodziej podniósł niebezpiecznie głos. 
– Jeśli tak naprawdę myślisz jesteś większym głupcem niż sądziłam.. Ta wojna leży i to głęboko w naszym osobistym interesie. Jak myślisz, co się stanie jeśli siły Cesarza zawiodą? Wtedy nie będziemy mieli szans na jakąkolwiek obronę. Jeśli miałabym zginąć to na polu walki a nie kryjąc się jak szczur po kątach! Odparowała mu znacznie zimniejszym głosem. Młodzik od razu spokorniał. Kolejną ciszę przerwała Ingrid.
 – W takim bądź innym razie należy zarządzić głosowanie.
 – Za pozwoleniem ja je zacznę.. Zaczęła Reynabeth kładąc dłoń na grawerowanym, okrągłym oraz wykonanym z marmuru stole. – Jestem za. Kolejne pięć osób również było za, przeciw pozostał Derwan oraz starsza członkini Kapituły. Posłaniec, który przyglądał się temu jakże ciekawemu widowisku, milczał dopuki większość głosów nie zawarzyła na tak. Jednak nim się odezwał ubiegła go Alicante. 
– W takim razie co dalej. Przecież musimy działać w jakimś konkretnym schemacie, inaczej będzie to tylko bezmyślna rąbanina.
-Jeśli mogę zabrać głos pani.. Cesarz zarządził, radę wojenną w Pałacu królewskim w Wyzimie. Mają na nią przybyć przedstawiciele każdej strony poparcia..
-W takim bądź razie.. Ja się stawię, jako przedstawicielka, Bractwa Czarodziejów i Czarodziejek. Od razu zabrała głos Reyna. Bądź co bądź chciała się wyrwać z tego miejsca i zrobić coś poza sprawdzaniem stanu szkoły. Czarodzieje popatrzyli po sobie przez chwilę.
- Dobrze więc. Reynabath de Elvares, niniejszym zostajesz powołana na stanowisko przedstawiciela Bractwa na dworze Cesarza Einhyra var Emreisa. Orzekł Sylven van Eremeis. Reyna skinęła głową z podziękowaniem po czym wstała.
-W takim bądź razie jeszcze dzisiaj stawię się na zamku w Wyzimie. Postanowiła bez większych ekscesów. Jedynym zaskoczonym okazał się sam posłaniec.
-Jak to pani? Przecież do Wyzimy jest bez mała dwa tygodnie konno..
-A kto powiedział, że pojadę konno? Od czegoś jest teleportacja. Uśmiechnęła się ciepło do posłańca, ten najwyraźniej czując się jak ostatni niedorozwój ukłonił się i opuścił salę. Reyna nie mogła powstrzymać się od lekko rozbawionego uśmieszku. Oddała skinienie pożegnalne głową dla Rady i Kapituły po czym opuściła salę i udała się do swojej komnaty. Musiała się przygotować przed teleportacją.
ozzyIiggy
Częsty bywalec



Donator

Posty: 362
Tematy: 22
Lut 2015
179
#24
**Południe  jakże pięknego dnia . Monthy tradycyjnie wstaje i leniwym krokiem rusza się w strone szafy gdzie ubiera się w swoje ekstrawaganckie ciuchy, bierze drewnianą lutnie i wychodzi z domu kierując się do baru z myślą o zarobieniiu kilku groszy. Będąc w barze, usiadł na stole i zaczął grać balladę usłyszaną od pewnego marynarza. Istoty znając już Montiego i jego utwory z chęcią zamilki i spojrzeli się w jego strone czekając na jego twórczośc**

-Zaśpiewam wam balladę,
Którą przyniósł mi wiatr,
Ocean ją wyrzucił
Na brzeg z poszume, fal.

Ref.: Hej, ludzie, chodźcie tu, zaśpiewam wam,
Niech znów naleją nam wina pełen dzban.
Hej, ludzie, wrzućcie grosz do torby mej,
Niech zabrzmi dalszy ciąg ballady
Łaj, daj, da...

**tutaj ludzie wrzucili kilka florenów do sakwy barda**

Jak kiedyś rudy marynarz
Kamratów zebrał swych
Długą łódź zbudował,
I pożeglował w dal.

Płynęli w dal przed siebie,
Szukając przygód wciąż,
Aż w końcu zapomnieli
Gdzie ich rodzinny dom.

Ref.: Hej, ludzie, chodźcie tu, zaśpiewam wam,
Niech znów naleją nam wina pełen dzban.
Hej, ludzie, wrzućcie grosz do torby mej,
Niech zabrzmi dalszy ciąg ballady
Łaj, daj, da...

**ponownie wrzucili kilka florenów**

A kiedy chcieli wrócić
Do Nilfgaardu i do żon,
Nie było już powrotów,
Najbliżej było dno.


I Ty pamiętaj o tym,
Gdy zechcesz płynąc w dal:
Najcięższe są powroty
Z tych fal pieszczonych przez wiatr.

Łaj, da dam daj...

[ [Wideo: http://https://www.youtube.com/watch?v=X9Url_z_oHo] ]
[przerobiłem kilka slów wyższej ballady, nie jestem jej autorem. Muzyka dla klimatu]

**Montiego owinęły gromkie brawa i ucieszone wrzaski pijanych już ludzi. Wzial kilka florenów z sakwy i rzucił na lade zamawiając trunek alkoholowy, jednocześnie chowajac sakwe do kieszeni. **
mateuszwwl
Czarodziej




Posty: 69
Tematy: 14
Wrz 2015
159
Ravenclaw
#25
    
      Aiden obudził się jak co dzień  w swojej małej chatce w centrum Oxenfurtu. Jak to na rynku głównym bywa , już od samego rana pod oknem Aiden’a  kupcy zaczęli swój ,,rytuał’’ jak to mężczyzna miał w zwyczaju nazywać. Po ciężkiej nie przespanej nocy, czarodziej był nieprzytomny. Wokół niego leżały stosy, walających się po całej sypialni ksiąg, w tym połowa bezużytecznych lektur. Czarodziej do później nocy, a nawet i rana studiował jeden z działów w jego księdze, problem nie była jednak wiedza zawarta w fragmencie księgi , lecz fakt iż tekst był napisany w językach elfów, których Aiden prawdę mówiąc nie potrafił rozszyfrować… Po nie przespanej nocy, podobnie jak zwyczajnemu człowiekowi nie chce się wstać z jakże wygodnego łoża. Lecz nie ważne czy jest się wyspanym czy tez nie, czas przywitać świat… Mężczyzna po chwili namysłu podniósł się z łoża i pierwsze co zrobił to podszedł do otwartego okna w jego sypialni.

*Westchnął*  

- Cóż za piękny mamy dziś dzień…

Pogoda naprawdę była cudowna. Czyste błękitne niebo, niczym woda w morzach Skellige, promienie słońca padające na liście wśród drzew i krzewów, i sama fauna zielona, pełna życia. Dzisiejszego dnia także na rynek zawitały różnorodne, kolorowe kwiaty o aromatycznych zapachach roznoszących się po okolicy, gdyż jeden z kupców był florystą. Mężczyznę w oknie od razu dostrzegła Eddia, miejscowa właścicielka karczmy, dobra znajoma Aidena.

- W stał i nasz ranny ptaszek *Kobieta uśmiechnęła do Aiden’a, kierując słowa do stojącego w oknie mężczyzny*
- Daj już z tym spokój Eddi’o, jak zawsze studiowałem moją księgę, i zastał mnie ranek.
- Ta nauka kiedyś Cię wykończy, a teraz nie zwlekaj tylko schodź na dół i pomóż mi w karczmie
- Dobrze już idę- *Uśmiechnął się do Eddii*

Po krótkiej konwersacji z Eddi’ą, Aiden szybko się wymył i założył swoje ubranie-  luźną, jedwabną, białą koszule, z szafirowymi guzikami, brązowe, zwyczajne spodnie oraz  jego ulubione czarne długie buty. Jak zwykle w jego stroju nie mogło zabraknąć także toreb przy pasie z fiolkami pełnymi wody.
Mężczyzna już ubrany powolnym krokiem dotarł pod karczmę, gdzie czekała już na niego Eddi’a

- Nareszcie ,dłużej nie mogłeś się wlec? *Uśmiecha się* Dobra do rzeczy, widzisz te cztery dzbany wody? Chciała bym żebyś wodę zgromadzoną w nich przelał do beczki na zapleczu, gdyż muszę z czegoś zrobić wino *Uśmiecha się* Do roboty!
- Łatwizna *Aiden  zaczął używać magii by kontrolować wodę w dzbanach*
- Chwila! *Krzyknęła  Eddi’a* Żadnego używania magii, zrób to ręcznie, no chyba że chcesz by wino był gorzkie…
- Ehm… *westchnął* No dobrze, jak chcesz bym zrobił to ręcznie to i tak będzie
     
     Aiden wziął się do pracy… Minęła raptem godzina a już mężczyzna skończył prace, z racji iż dzbany nie miały wielkiej pojemności płynów. Podczas gdy czarodziej przelewał wodę, Eddi’a przygotowała dla niego pożywną i lekka strawę, jako nagrodę za wykonana pracę. Gdy Aiden zobaczył cudnie wyglądający posiłek przygotowany przez karczmarkę od razu zaczął go spożywać. Pod czas gdy mężczyzna konsumował posiłek, na rynku zjawił się nifgardzki, cesarski posłaniec z listem od władcy. *Posłaniec zaczął czytać list, zaadresowany do ludu całego cesarstwa.*

– Jego Cesarska Mość, Cesarz Einhyr var Emreis Pierwszy tego imienia, Cesarz Nilfgaardu, Władca Metinny, Geso, Etoli i Gemery, Suweren Nazairu, Ebbing, Maecht, Toussaint i Vicovaro, Pan Północy i Południa, Najwyższy kapłan kultu Wielkiego Słońca…

Zdawało by się że tytułów cesarza nie było końca…

-W związku z pojawieniem się sił zbrojnych pod nieznanym sztandarem, wykazujących ostrą agresję wobec ludu Nilfgaardzkiego, Cesarz pod wpływem agresji zmuszony został wydać wojnę nowemu zagrożeniu, nadciągającym zza Gór Smoczych. Jego Cesarska Mość, wysłał gońców na wszystkie strony świata w poszukiwaniu sprzymierzeńców do walki z agresorami. Z każdego miasta cesarstwa, ma zostać wydelegowywany jeden śmiałek, który wraz z wojskami cesarstwa oraz czarodziejami stawi czoło nowemu zagrożeniu, owi śmiałkowie stawić się maja za dwa tygodnie w pałacu 
królewskim w Wyzimie. **Koniec wypowiedzi posłańca**

Ludzie na targu zaczęli rozmyślać, nad wyborem  śmiałka. Nagle na piedestale w centrum targu stanął  burmistrz Oxenfurtu, Moris de Copie.

- Mieszkańcy Oxenfurtu! *Burmistrz dumnie kieruje słowa do ludu zgromadzonego na placu* Jako jedno z miast cesarstwa zostaliśmy poproszeni o wydelegowanie jednego śmiałka, reprezentującego nasze wspaniałe miasto na wojnie ze wspomnianym już ,,nowym zagrożeniem’’, czy wy ludności oxenfurcka wiecie już kogo wyślemy po Wyzim? 

*Nagle na placu rozległa się błoga cisza*

- Aiden’a *Krzyknęło parę osób*
- Tak, Aidena!
- Aiden
*Aiden słysząc skandujących jego imię wyszedł z karczmy*

*Tłumy zaczęły nagle skandować imię jedynego obecnie, maga w Oxenfurcie*

A więc wybraliście Aidena, naszego jednego żyjącego maga w Oxenfurcie? Dobrze więc, nasz Aiden wyruszy jeszcze dziś wieczorem do Wyzim! *De Coppie, mówi z dumnym głosem*
- Ja mam wyruszyć do Wyzim? *Mówi z przerażeniem  Aiden* Jesteście pewni? W Oxenfurcie mieszkają bardziej waleczni ludzie od mnie *Próbował przekonać lud*
- Przykro mi Aidenie, lud wybrał właśnie Ciebie – Rzekł burmistrz do Aidena

     Aiden z jednej strony przerażony wizją wojny, zaś z drugiej dumny z wielkiego zaufania, którym obdarzyli go mieszkańcy, udał się z powrotem do swojego domu, by przygotować się do wieczornej wędrówki do Wyzim…

[img=0x200]https://media.giphy.com/media/kdMfU6X2mLVUA/giphy.gif[/img]
Thalia20017
Czarodziej




Posty: 31
Tematy: 3
Lip 2016
12
#26
Psychokineza była jednak pomocną rzeczą. Jednak w środowisku Czarodziejów i Czarodziejek uchodziła za iście jarmarczą sztuczkę, co nie zmieniało faktów, była przydatna zwłaszcza podczas pakowania. Reynabeth de Elvares jak przystało na Czarodziejkę z prawdziwego zdarzenia, nie zamierzała teleportować się do Wyzimy od tak z pięty, bez choćby jednej torby czy kuferka… Tyle, że jak przystało na Czarodziejkę Reynabeth zapakowała ponad kilka.. naście kufrów i toreb.. Najdelikatniej obchodziła się z zawartością swojej toaletki, tam były naprawdę prawdziwe majstersztyki, niektóre destylaty były i magicznie i bardzo drogie, a niektóre nie magicznie i również bajecznie drogie. Kiedy wszystko było gotowe, co nawiasem mówiąc potrwało jakąś godzinkę z haczykiem.* Reyna użyła przydatnego w takich monstrualnych bagażach zaklęcia, które pieszczotliwie nazywano pakowaniem. Zapakowała cały bagaż, w zgrabną bryłkę kryształu górskiego, mieszczącego się w jej dłoni. Jak już było powiedziane, drobne zaklęcia, a bardzo pomocne. Odkreśliwszy ze swojej mentalnej listy ostatni krok Reynabeth była już praktycznie gotowa do podróży. Ukryła kryształ pod lekką iluzją, przedstawiającą nie dużą kopertową torebkę z diamentowym zapięciem.* Iluzja to jednak cudowna rzecz..* Reyna uniosła obutą w czarną rękawiczkę dłoń i wymruczała zaklęcie robiąc zabiły gest dłonią. Przed Czarodziejką pojawił się owalny teleport, przypominający świetlisty wir wodny. Elvares przeszła przez wir jak dyby nigdy nic. Jej oczom ukazała się bogato zdobiona, ogromna sala tronowa pałacu w Wyzimie. Do jej uszu dobiegły ochy i achy służby oraz miejscowej szlachty. Portal zamknął się za nią. Oparła pięść na odsłoniętym biodrze, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przeciwnej. W końcu podszedł do niej szambelan, minę miał o tyle nie tęgą o ile przerażoną.*
- Mości Czarodziejka jak wnioskuję.. Na końcu języka Reyna miała kąśliwą uwagę, którą zdławiła, nie była tutaj prywatnie więc musiała się kontrolować.
-Reynabeth de Elvares, przedstawicielka Bractwa Czarodziejów i Czarodziejek. Odrzekła mu beznamiętnie
- Rozumiem. Tak. Oczywiście, proszę za mną.. Szambelan odwrócił się i z pięty ruszył w głąb korytarzy. *Nie ustępując mu pola Czarodziejka ruszyła za nim, oglądając z ciekawskim błyskiem oczu gobeliny, freski i obrazy.* Mimo iż Wyzima należała do Temerii, która była przecież lennikiem Cesarstwa, to jednak Cesarz mógł sobie pozwolić na zorganizowanie czegoś w rodzaju rady czy zjazdu, w końcu był Cesarzem. Szambelan zaprowadził de Elvares do skrzydła z salami  gościnnymi, stanął przy pierwszych drzwiach dwuskrzydłowych i otworzył je na oścież. Komnata była.. Mała.. *Brew Reyny powędrowała w górę z lekkiego niesmaku. Cóż Czarodziejka przywykła do większych przestrzeni w Aretuzie. Ta komnata była z dwa razy mniejsza od jej komnaty w Aretuzie. Nie dając Szambelanowi dojść do słowa wyprawiła go zamykając drzwi.*
-No to się nie mieści w głowie! *Wywarczała w pustkę i odłożyła na pierwszy lepszy stolik kryształ oprawiony w iluzję* –Trzeba coś z tym zrobić… *Czarodziejka uniosła obie ręce i wyraźnie artykułując każdy wers zaklęcia, zaczęła tworzyć iluzję. *Ale nie byle jaką, bo Iluzję pierwszej klasy. Tego typu czary są naprawdę bezcenne, ponieważ zaginają rzeczywistość i pozwalają zmienić wygląd dajmy na to otoczenia. Po skończonym zaklęciu, komnata była z dwa razy większa niż obecnie, zbudowana na planie sześcioboku. Pod wieloma względami przypominała jej komnatę w Aretuzie. Ogromne łóżko, toaletka na razie pusta, balia, półka biblioteczna i tak dalej. *Z zadowoleniem Reyna podeszła po swoją malutką iluzję i prostym ruchem ręki rozpakowała kryształ. Gdyby nie przygotowanie pakunków najpewniej po komnacie została by mokra plama. Znowu używając psychokinezy Czarodziejka poukładała wszystkie swoje prywatne rzeczy tak jak powinny.* Pod jedną ze ścian, gdzie mieściła się aparatura alchemiczna został umieszczony również megaskop. *Upewniając się, że wszystko je na miejscu Reynabath postanowiła wziąć gorącą kąpiel.* Co jak co ale rzucanie zaklęć potrafiło zmęczyć.
danpa030700
Czarodziej




Posty: 119
Tematy: 4
Lut 2015
20
#27
Lucian wstał 5 godzin temu, w godzinie nieprzejrzystego, chmurnego świtu. Od razu bez chwili namysłu odsłonił wielką ciemną lecz chędogą kotarę i do mieszkania ledwie wpadło kilka promyków słońca. Lucian spojrzał na jakże piękne Beauclair, ulice jeszcze puste oraz coś co Lucian uwielbiał od dawien dawna... czyli wszechobecną nieprzerwaną ciszę. Mógł wtedy sporo się namyśleć i bez wszelkich zbędnych rozmów podjąć decyzje, które zazwyczaj były sensowne oraz przemyślane. Nie dajcie jednak sobie pomyśleć ,że Lucian nie lubi hałasu lub ,że go nie stosuje. Jest czarodziejem przekornym. To ,że on uwielbia ciszę nie znaczy ,że przy reszcie nie pokaże charakteru. Uwielbia okrzyki przerażenia, jak i grozy. Wracając, po spojrzeniu na Beauclair, zapalił w całym domu świece, nadające niesamowitego klimatu. Po czym wziął głęboko oczyszczającą kąpiel , by oczyścić swoją głowę od wszelkich zmartwień. Zamknął oczy ... wyciszył się. Następnie ubrał się w swoją szatę i czarne pantofle. Wyszedł na zamek. Ludzie się go bali, przerażał ich, mało było takich ,którzy stawili mu czoła, lub mu grozili. W sercu Luciusa nadal był malutki płomyczek miłości lecz z wiekiem coraz mniejszy. Lucius miał tylko jednego przyjaciela obecnego, Cesarza Beauclair. Tego dnia wpadł do niego, służba oczywiście nawet nie pytała się go w jakim celu, lub nie informowała o tym ,że cesarz nie ma czasu, dla Luciana czas był zawsze. Lucian po chwili był już w sali tronowej, gdzie to dumnie siedział Orbit Ir'een wraz z swoją poddaną.

- Och Orbicie jak miło z twojej strony ,że znalazłeś dla mnie czasu takim rankiem. *Zaśmiał się oczywiście sarkastycznie*
- Do rzeczy, słyszałem o tym ,że jest jakieś nowe straszne zagrożenie, Chciałbym reprezentować nasze Beacluir oraz ,żeby ta wieść obiegła reszte miast w przeciągu 2 dni, niech wiedzą ,że są już bezpieczni *Zaśmiał się lekko, narzucając cesarzowi warunki jak i sztuczny śmiech z jego strony*

- Lucianie nie chce zabrzmieć źle ale lud mojego miasta ciebie nie popiera *Król powiedział to niepewnie, a poddana go szturchnęła w ramię*

- Och ale chyba niechciałbyś by w twoim mieście staneło się coś złego, Naprzykład jakieśśś.... Tornado? Hmmmm? *Zapytał trochę gniewnie z uśmieszkiem*
Mhmmm... masz całkowitą rację, Posłańcu! Chodź no tu.... * Cesarz powiedział to trochę z przerażeniem, i opowiedział posłańcowi o co chodzi*
Cześć Tongue
EvEnT
Czarodziej




Posty: 151
Tematy: 22
Gru 2014
50
#28
Dzień jak codzień. Ryrwan bez żadnego pospiechu zmierza do miejsca, gdzie, ma nadzieje, znajdzie dla siebie jakąs pracę. W podróży jest już od paru dni. Od dawna nie zatrzymał się w jakiejs gospodzie na dobry i syty posiłek. Ciągle w ruchu, nie ma czasu, nie ma pieniędzy.

Mam nadzieję, że tu mi się lepiej powiedzie... Ostatnio mało do roboty jest a i ludzie też cos jakby nie są chętni do rozłąki ze swoimi miedziakami. Pomyslał

Na drodze pustki, ani widu ani słychu jakiejkolwiek duszy, która by tą samą dróżką podróżowała. To nawet lepiej. Nie chce rzucać się w oczy. Im mniej się wychyla i jest widoczny tym lepiej. Mutant, potwór, nieludź- dużo było okresleń na jego temat, do wszystkich już zdążył się przyzwyczaić. Mało jest ludzi którzy by byli mu bliscy jak przyjaciele, kompani. Czy mu tego brakuje? Raczej nie. Przywykł już do bycia samotnym wilkiem, podróżnikiem szukającym swojego miejsca na swiecie, które jest położone poza jego zasięgiem, w nieznanym mu jeszcze miejscu. Otoczenie zmienia się co i rusz. Raz łąki wokoło dróżki prowadzące gdzies zapewne na samotne farmy, raz las, w którym ptaki wesoło ćwierkają, zupełnie nie zwracając uwagi na przejezdnego. Kerack coraz bliżej, już można go dojrzeć z oddali. Nikogo nie ma może się zdawać na pierwszy rzut oka. Wiedźmin przejechał przez "bramy" miasta i dopiero teraz zauważył cos nietypowego. Na drodzę widać wiele sladów, z tego co można okreslić- swieżych. Ciekawy tego zjawiska wiedźmin ruszył w stronę centrum miasteczka, gdzie zdołał usłyszeć gorączkowo rozmawiających ze sobą ludzi. Na przemian na ich twarzach można zauważyć panikę, strach oraz rozpacz. Ryrwan szybko przeleciał po tłumie ludzi wzrokiem i dostrzegł zarządce Kerack. Ludzi było za dużo by na koniu mógł się do niego przecisnąć. Znalazł miejsce, gdzie by mógł przywiązać konia, aby sam sobie nigdzie nie polazł i ruszył na spotkanie z zarządcą. Ludzie byli zbyt przejęci swoją sprawą aby zwrócić na niego uwagę. Przeciskał się przez niezliczoną ilosć kobiet i mężczyzn aż w końcu dotarł tam gdzie planował. Po chwili czekania aż zarządca uspokoi kolejną rozgorączkowaną osobę w końcu zauważył wiedźmina stojącego tuż obok. Przyglądnął się Ryrwanowi przenikliwym, podejrzliwym wzrokiem i zapytał:
-A Ty ma się tu rozumieć to... po jakie licho? Mamy już tu jeden problem, kolejnego nie chcemy.
Wiedźmin odwzajemnił spojrzenie równie chłodne co lód i odpowiedział:
-Słyszę i widzę, że macie problemy. A widzicie, ja jestem, że tak powiem, rozwiązaniem na prawie każdy problem. Oczywiscie za drobną opłatą *szybko dodał*
Zarządca zastanowił się chwilę.
-Hmmm. Nie jestem tego pewien. Skąd mogę wiedzieć że.. *Zarządca rzucił okiem szybko na wisiorek wiedźmina, który zawsze miał przewieszony na szyi*Aaaa... widzę, żes wiedźmin. Więc może rzeczywiscie przyda mi się wasza pomoc. Chodźmy gdzies w spokojniejsze miejsce, tam omówimy szczegóły naszego... problemu.
Po tych słowach zarządca ruszył w stronę swego domu, a wiedźmin podążał jego krokami. Oczywiscie znów oznaczało to przeciskanie się przez tłumy ludzi, ale w końcu dotarli do domu zarządy i wszystko sobie wyjasnili...
Daniello26
Jedyny w swym rodzaju




Posty: 228
Tematy: 23
Lut 2015
179
Ravenclaw
#29
Rankiem, gdy dopiero słońce wznosiło się nad bezchmurnym miastem Dol Blathanna Susan wyszła na balkon. Piękne długie, kwitnące kwiaty wypuszczały swój zapach. Dla dziewczyny była to rutyna gdy było ciepło, wychodzić rankiem na balkon, czując zapach kwiatów oraz oglądać rzeki oraz doliny. Był to niezwykły widok, panowała zawsze tam cisza. Tego dnia ciszę coś przerwało. Najeżdżający Frank, tutejszy posłańca.
-Panno moja, mam dla pani niesamowitą wiadomość. Jest to list z wezwaniem... *gdy kończył zdanie, ciszej zaczął mówić*
-List powiadasz? *zdumiła się dziewczyna*
-Pozostaw list pod drzwiami, zaraz przyjdę *odpowiedziała*
Gdy wychodziła z balkonu po czym schodziła schodami, rozmyślała
Ciekawe o jakie wezwanie chodzi
Gdy wreszcie zeszła, otworzyła drzwi. Wiatr się trochę zrobił przez co list wpadł do domu. Zaczeła powoli czytać.
To na pewno o mnie tu chodzi?
Suzan co to za list? *zapytała z troską matka*
Nic ważnego, mamo. Chodzi tylko o jakieś pojedyńcze zlecenie *skłamała Suzan*
patrykwwl
Czarodziej




Posty: 27
Tematy: 8
Lip 2016
72
Ravenclaw
#30
Dzień dla Henry'ego zapowiadał się dość miło i przyjemnie, tego właśnie dna jego najlepsza przyjaciółka miała wyjść za mąż, nigdy nie ukrywał że Anna bardzo mu się podoba, lecz nie wszystko się w życiu ma co się chce. Pogoda wydawało by się że także idealna, i że już taka pozostanie. Pięknie błękitne niebo z paroma białymi, puszystymi chmurami, delikatnie i ciepłe promienie słoneczne otulające cały Oxenfurt, i jeszcze cudny śpiew ptaków, jak co rana -  po prostu bajka. 
     Henry obudził się w swojej, naukowej piwnicy  otoczony masą fiolek z przeróżnymi specyfikami. Duże drewniane regały na książki sprawiały wrażanie ścian i filarów, podtrzymujących piwnice. Henry podobnie jak inni naukowcy, nie ma czasu na odpoczynek od tworzenia nowych urządzeń, ale nawet najwybitniejsi geniusze techniki, muszą kiedyś odpocząć.

- Znowu zasnąłem podczas badań? *Krzywi się* To już piąty raz pod rząd, ale dziś wesele Anny, może tam się odprężę i nabiorę nowych sił to pracy
 
Henry już od pięciu dni próbuje dokonać niemożliwego. Mężczyzna odszedł od stołu badawczego, który ostatnimi czasy służy mu za łóżko, i udał się schodami na górę. W jego małej chacie zastała go niemiła niespodzianka. Cały dom tonął w książkach, fiolkach i tym podobnych urządzeniach alchemicznych. 

- Pięć dni już pracuje nad nowym wynalazkiem, pomijając sen to jeszcze zapomniałem o rozgardiaszu jaki panuje w samej chacie *Wzdycha* 

Naukowiec, przeciskając się pomiędzy stosami ksiąg, udał się na piętro gdzie znajdowała się jego sypialnie oraz bala z wodą. Niestety woda w bali była lodowata, więc musiał zejść na dół po ciepłą. Po kilku minutach Henry odprężał się w bali, rozmyślając na dzisiejszą uroczystością. Po godzinie wygrzewania się w bali, mężczyzna wstał. ubrał się przygotował sobie szybko jakąś strawę i wyszedł z szybkim krokiem z domy, mówiąc pod nosem

-Jaki prezent kupić dla Anny i jej wybranka? *Mówi pod nosem, idąc w kierunku targu oxenfurckiego*

Henry przez pięć dni pracy nie znalazł nawet czasu by zakupić prezent ślubny, czy znajdzie odpowiedni prezent na oxenfurckim targu? ...



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.