Witaj!

Ostatnie Zadanie
God
Azkaban




Posty: 531
Tematy: 83
Gru 2014
Slytherin

#1
1.W tym opowiadaniu raczej nie ma nic śmiesznego i nie było pisane w celach humorystycznych.
2.Opowiadanie nie pokrywa się z serwerowym RP i większość zdarzeń w nim opowiedzianych jest wymyślona.

[Obrazek: ajms9g.png]

Ostatnie zadanie. John od dawna wyczekiwał tego momentu. Oto rozpościerał się przed nim Labirynt - tak wielki, iż stojąc przed wejściem ledwo widział jego boczne końce. Jeszcze tylko trzy minuty. Wtedy musi wejść do Labiryntu i znaleźć Puchar. Tylko tak może wygrać Turniej Czterech Domów. Zdobędzie pieniądze na operację dla ciężko chorego Dela, ojciec będzie z niego dumny. Spojrzał za siebie i ujrzał na trybunach swojego ojca, Ivana Gingerblade?a, nauczyciela pojedynków i swoje rodzeństwo - malutkich Emila, Cona i Hermionę oraz swoich rówieśników, Jacoba i Jordana. Bliżej Labiryntu, na niższych siedzeniach, siedziało kilku członków Gwardii Dumbledora. Od razu poczuł się pewniej. Gdy rozległ się dźwięk gongu, ruszył przed siebie. Wchodził do Labiryntu jako pierwszy, bowiem posiadał najwięcej punktów. Już po zrobieniu kilku kroków ogarnął go strach, lecz odważnie szedł naprzód. Z obu stron otaczały go wysokie na cztery metry żywopłoty, tak gęste, iż nic nie było przez nie widać. W pewnej chwili z prawej strony wystrzeliło ku niemu pnącze. Błyskawicznie oplotło się wokół jego nogi, po czym pociągnęło go na tyle mocno że upadł na ziemię. Wycelował różdżkę w stronę rośliny i krzyknął: - Diffindo! Pnącze zostało przecięte tuż przy jego nodze, a część która nie trzymała się wciąż jego nogi wróciła między liście. John złapał owinięty wokół jego łydki kawałek rośliny i rzucił go daleko za siebie. Wstał i ruszył przed siebie szybkim krokiem, który po chwili przerodził się w trucht. Skręcał kilka razy, sam nie wiedział dokładnie gdzie się teraz znajduje. W pewnym momencie drogę zastąpiło mu przedziwne monstrum, przypominające lwa z głową kobiety. Sfinks. Uprzedzono go, że jeżeli nie odpowie na pytanie, sfinks rzuci się na niego i rozerwie na strzępy. - Witaj, młody chłopcze. Czy chciałbyś usłyszeć zagadkę? - spytał sfinks. John zastanowił się chwilę.

- Co będę z tego miał? - spytał. - Jeżeli odpowiesz poprawnie, pozwolę ci przejść. Jeśli nie, zabiję cię. Ale możesz teraz odejść, jeśli boisz się że nie udzielisz poprawnej odpowiedzi. John wpatrywał się w sfinksa, usiłując przezwyciężyć strach. - Dobrze, zadaj mi swoją zagadkę. - rzekł. Sfinks przysiadł na tylnych łapach, po czym zaczął recytować. - Pewien nędzarz miał kiedyś brata, który umarł. Jednak ten, kiedy jeszcze żył, to nie miał brata. Jak to możliwe? - w tym momencie John stracił wszelką nadzieję. Nie miał pojęcia jaka jest odpowiedź, nigdy w życiu nie słyszał tej zagadki. Stał i wpatrywał się w sfinksa, usiłując znaleźć sensowną odpowiedź, lecz prześladowało go wyobrażenie skaczącej na niego bestii. Pot wstąpił mu na czoło i ciarki zaczęły chodzić po plecach. Z każdą sekundą zbliżał się do chwili swojej śmierci. Stał i stał, rozważając różne opcje zabicia sfinksa, lub ucieczki przed nim, gdy nagle spojrzał na kobiecą twarz potwora i rozwiązanie stało się dlań oczywiste. - Nędzarz to kobieta. Sfinks uśmiechnął się, po czym wstał i powędrował w swoją stronę. John przez chwilę stał jak wryty, nie dowierzając że mu się udało. W końcu ruszył pędem przed siebie, przepełniony euforią i poczuciem triumfu. Ale - nie mów hop - pomyślał. W końcu wciąż nie znalazł Pucharu. Biegł przed siebie, klucząc pomiędzy żywopłotami i od czasu do czasu uskakując przed wystrzeliwującymi znikąd pnączami. W pewnym momencie znalazł się naprzeciw ogromnego skorpiona, który machał swoim żądłem. John starał się przypomnieć sobie jakiekolwiek skuteczne zaklęcie. Pancerz skorpiona był twardy i gruby, przez co trudno było go przebić. W końcu chłopiec zdecydował się na ryzykowny manewr ? wycelował różdżkę w skorpiona i krzyknął: - Conjunctivitis! Skorpion zaczął miotać się, co znaczyło że zaklęcie podziałało. Oślepł. Po chwili uspokoił się i stanął w miejscu, wpatrzony w przestrzeń.


John ostrożnie podszedł do niego, po czym przemknął się tuż obok monstra. Gdy oddalił się już na odległość taką by skorpion go nie usłyszał, zaczął biec. Biegł i biegł, czując coraz większe zmęczenie. Lecz nagle zamarł - nie dowierzał własnym oczom. Na drugim końcu korytarza stał Puchar. Już tylko tyle ? kilkanaście kroków. Ruszył przed siebie, gdy nagle z żywpłotu wyłonił się mężczyzna w kapturze. John rozpoznał kogoś z rodziny Margelów, lecz nie mógł przypomnieć sobie jego imienia. Nagle za sobą usłyszał dziwne dźwięki wydawane przez skorpiona. Zbliżały się, potwór musiał być coraz bliżej. John nie bał się specjalnie, bowiem była z nim dorosła osoba która zapewne wiedziała, jak obronić go przed potworem. Gdy tylko skorpion wyłonił się zza rogu, Margel wyciągnął przed siebie różdżkę i powiedział: - Depulso. Niewidzialna siła rzuciła Johna w stronę skorpiona, który błyskawicznie zatopił żądło w jego brzuchu. Spazm bólu jaki towarzyszył temu zdarzeniu, wstrząsnął całym ciałem chłopca. Odwrócił się jeszcze w stronę Margela, lecz ten rozpłynął się w powietrzu. Wszystko zaczęło się robić czarne, po chwili nie czuł już nawet własnego ciała. Nie czuł nic.
amek
Czarodziej




Posty: 5
Tematy: 0
Lut 2015
25
#2
John Weeder Gingerblade [*] Stare dobre czasy. Smile



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.