Witaj!

Hapellos Hermanos
God
Azkaban




Posty: 531
Tematy: 83
Gru 2014
Slytherin

#1

Nazywam się Juan Hernandez Fernando De La Vega Costa Riviera Mortadela.
Znajomi mówią do mnie Juan Hernandez Ferdek De La Vega Costa Riviera Mortadela. Zdrobniale.
Byłem ongiś pomocnikiem u miejscowego stolarza, któremu na imię było Pedro.
Wąsaty, barczysty mężczyzna który nigdy nie zdejmował sombrero. Miejska legenda głosiła, że była żona w akcie zemsty rzuciła mu na głowę Zaklęcie Trwałego Przylepca podczas snu i od tamtej pory kapelusz jest do niego permamentnie przytwierdzony.
A cała rzecz działa się w Juarez...

Żar lał się z nieba tak ogromny, że zaczynał już mnie szczypać kark. Pedro rytmicznie uderzał młotkiem w gwoździe, przybijając do siebie dwie deski. Zachciało mi się pić, dlatego też wyszedłem tylnymi drzwiami, przeskoczyłem przez parkan i podbiegłem do studzienki. Już miałem chwytać za sznur, gdy dwa silne łapska zacisnęły się na moim korpusie. Na moment straciłem dech w piersiach, a nim się obejrzałem leżałem już na ziemi z zaklejonymi ustami. "Jeśli zaczniesz się drzeć, po tobie. Zrozumiałeś?" - spytali. Pokiwałem głową twierdząco. To nie tak że jakoś specjalnie uwielbiałem moje życie, ale kiedyś postanowiłem sobie że nie umrę póki nie zamoczę. To tyle w temacie problemów natury egzystencjalnej.
"Teraz zapukasz do drzwi warsztatu i pokażesz się do judasza, a kiedy Pedro wpuści cię do środka zostawisz za sobą drzwi otwarte i powiesz, że lepiej by się wywietrzyło." - dodali. Potaknąłem po raz kolejny, a oni zerwali mi taśmę z ust. Niech ich czort, wydepilowało mi calutki dziewiczy koper. Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi. Zapukałem, co mogło wydać się Pedrowi dość dziwne bo nigdy tego nie robię. On jednak spojrzał przez judasza i wpuścił mnie do środka. "Właź szybko i do roboty" - stwierdził. "Zostawię otwarte, bo gorąco" - odparłem.
Tup, tup, tup. Z bandy rzezimieszków byli tak wprawieni przestępcy że ich kroki mogłyby wybudzić kogoś ze śpiączki, jednakowoż ze względu na to, że sombrero zasłaniało Pedrowi uszy miał on poważne problemy z dosłyszeniem czegokolwiek. Bandyci wpadli do pomieszczenia - a było ich wtedy według moich kalkulacji sześciu - i jeden z nich, herszt bandy widywany na plakatach "Poszukiwany: Bill Brama" wykrzyknął "Pieniądze albo życie!". Pedro odwrócił się i zaczął kręcić wąsa. "No, no, muchacho, aż tak przystojni nie jesteście żebyśmy wam dali rzycie." - oznajmił. Jeden z bandytów zawył wściekle i upadł na ziemię. Riposta była tak cięta, że przeszła przez skórę, mięśnie i narządy wewnętrzne jak przez masło. Wszyscy bandyci wyciągnęli różdżki. Miały one od jedenastu do dwunastu cali. Pedro z uśmiechem na ustach wyciągnął swoją, własnoręcznie wykonaną z drewna różdżkę o długości dwudziestu pięciu cali. Sam charakter owego zajścia tak silnie zripostował w bandytów, iż kolejny z nich padł martwy. Zostało czterech. Modliłem się, aby Pedro czytał wczoraj stronki na fb bo jeśli zabraknie mu dowcipasów to będzie po nas.
I wtedy uświadomiłem sobie. Z powodu wczorajszej w burzy w całym Juarez nie było internetu.

Pam, pam, PAAAAM.

Jebudu. Potężne uderzenie roztrzaskało drzwi frontowe w drobny mak. Weszło przez nie po kolei trzech mężczyzn. Pierwszy szedł powoli, odziany był w czarny garnitur a jego blond grzywka sterczała do góry niczym fala tsunami. Z jego oczu biła nieprzeciętna inteligencja, a na palcu miał srebrny pierścień z wygrawerowaną sową. Znałem go. Ivan, Iwan, Иван... różnie na niego mówili. Jednakże teraz już wiedziałem kto zjawi się za nim. I miałem rację. Już po chwili w drzwiach pojawił się majestatyczny Erasm, mężczyzna w szarym garniturze ze sterczącym różowym irokezem. Jego majestat szybko został przewrócony gdyż biegnący za nim na łeb na szyję najmłodszy brat, Larkin, stanął mu na piętę i obaj wylądowali na podłodze. Larkin miał gładką, bladą twarz i krótkie, bardzo jasne blond włosy. Ubrany był w niebieską, skórzaną kurtkę i jeansy. "Larkin, kuhwa." - wymamrotał Erasm podnosząc się z ziemi. "Gdyby nie to że mamy tu robotę, to bym ci za*ebał."
W tym momencie przypomniałem sobie, że w pomieszczeniu nadal znajduje się czterech żądnych krwi i pieniędzy złoczyńców. Trzej bracia szybko wyciągnęli różdżki i rozgorzała bitwa. Bach, trach, bum i ciach, roz*ebany został dach. Tuż po dachu przyszła kolej na ściany. Wszystkie meble, kawałki desek oraz sam Pedro latali wkoło ciągnięci ku górze przez ogromne tornado. W ziemię zaczęły uderzać pioruny, krew lała się strumieniami. Gdy bitwa ucichła, Pedro spadł na ziemię szczęśliwie lądując na materacu. Nieszczęśliwie, był nienapompowany. Wszyscy zamknęli się na chwilę by uczcić stolarza chwilą ciszy, potem jednak spojrzałem na bandę przestępców i okazało się iż pozostał jedynie ich herszt.
"Dobra, gringo!" - odezwał się - "Stoczę pojedynek z jednym z was. Jeśli mnie pokona, wygracie. Jeśli jednak ja go pokonam, zabieram stąd wszystkie kosztowności i odjeżdżam."
Rozejrzałem się po okolicznych kosztownościach - piasek, kawałki zmurszałych desek i nienaturalnie wygięty Pedro. "To co robi ten bandyta to nie jest dobry deal" - pomyślałem.
"Zgoda." - odezwał się wtedy Ivan - "Zmierzysz się z Erasmem zwanym Szybką Ręką, zwanym tak albowiem nie posiada on dziewczyny."
Erasm wyszedł przed szereg i schował różdżkę do kabury. W tle zaczęła grać muzyka z westernu, ta typowa dla pojedynków. Tarirariram, ła, ła, ła.
Bandyta również schował swoją różdżkę do kabury. Widząc iż nikt nie kwapi się do rozpoczęcia odliczania, sam to zrobiłem.
"Raz." - powiedziałem.
Chwila ciszy.
"Dwa, trzy!" - powiedziałem niespodziewanie. Erasm Szybka Ręka wyciągnął różdżkę i wystrzelił zaklęcie w bandytę, a ten zmieniony został w prawego człowieka który respektuje wartości moralne i etyczne oraz stosuje się do norm społecznych. Wyrósł potem swoją drogą na bardzo znanego w świecie i bogatego człowieka, założył dobrze prosperującą firmę w branży komputerowej.
A co z trzema braćmi którzy tak wspaniale rozprawili się z bandą najeźdźców? Cóż, odjechali w stronę zachodzącego słońca. Nigdy więcej już ich niewidziano w Juarez, lecz słuch o nich nie zaginął. W miejskich legendach i opowieściach zawsze zwalczali zło i niesprawiedliwość... a nazywali się...

Hapellos Hermanos.



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.