Witaj!

[Dor] Ventus
Jatina
Czarodziej




Posty: 133
Tematy: 26
Sie 2016
63
Gryffindor
#1
 
VENTUS

Nadszedł dzień oczyszczenia. Dzień walki, dzień zmierzenia się w wcale nierównej wojnie, którą i tak przegra. Po co on to robi... ale jednak wie. Wie że musi, że nie chce tak więcej, że powinien. Więc robi to.

Urodzony 17 kwietnia, 2057 roku. Data śmierci jest znana jedynie nielicznym. Od najmłodszych lat swojego życia mieszkał w jednym z domów w Hogsmeade, za dziecięcych czasów znał każdą cegłę i każdy kamień na drodze. Teraz już tego nie pamięta, zapomniał już dawno. Nie brakowało mu pieniędzy, ani na kremowe piwo, ani na ubrania, lecz nie opływał w luksusy. Złoty środek.

I

Biegł przez rynek, w okół szumiał gwar głosów dorosłych. Czarnowłosy chłopak o niebieskich oczach, ubrany w szaty wskazujące na pochodzenie z czarodziejskiej rodziny, przedzierał się między wysokimi ciałami. Przedzierał się zwinnie, na co pozwalało mu jego małe i dość chude ciałko. Nagle, harmonia została zachwiana. Uderzył w coś. Mocno. Tak mocno, że odbił się od intruza po czym upadł na ziemie z krótkim i szybkim westchnięciem. Przyczyna jego upadku, również nie stała bezczynnie, też upadła na deptak. Jak się okazało, był to niski chłopak o delikatnych blond włosach i niebieskich oczach. Jego tęczówki jednak przypominały bardziej kolor górskiego strumyka, niźli nieba, jak jego. Podniósł się szybciej, i podał wciąż zbierającemu się z podłogi dłoń. Ten chwycił, i wstał.
I w ten sposób poznał przyjaciela.
I później spotkał się z nim znów, i znów, i coraz częściej. Spędzali wspólnie czas, umykający niczym piasek między palcami, zbliżając z każdym ziarnem do tego co stać sie musiało. A każde ziarno, było kolejnym wspomnieniem.
Wspólnie zachorowali, wspólnie się wyleczyli, w dość niekonwencjonalny sposób, no i dość traumatyczny. Nie należy ufać uzdrowicielom. W końcu, nadszedł wielki, tak niesamowity dla dziecka dzień. 1 września, Hogwart, szkoła, Pokątna emocje i inne tego typu rzeczy, niby niewinnie słodkie. Usiedli razem w przedziale. Zapowiadało się bardzo dobrze, oj bardzo. 
Usiadł na drewnianym stoliku, a jego jedenastoletnie serce biło jak szalone. Na jego głowie spoczęła Tiara Przydziału. Była tak duża, że z łatwością opadła na jego głowę, podobnie jak wielu jego rówieśnikom. Od środka śmierdziała starością, kurzem i skórą. Nic przyjemnego. Nie miał żadnej magicznej rozmowy z telepatyczną czapką. Po prostu Gryffindor. Nic więcej. Jego przyjaciel, otrzymał przydział do domu borsuka. Pierwsze rozdzielenie.
A czarnowłosy chłopak zaczął dojrzewać. Powoli, jego twarz zaczęła nabierać wyrazu, męskości, istnienia. Nadal był chudy, przeciętnego wzrostu, zawsze pełen energii. Zawsze skory do wpadania w kłopoty, problemy, a jednak tak zabawne później. Choć, jednak później nie. Były zabawne tylko wtedy, gdy się działy.


II

Był najpierw mrukiem, to trzeba przynać. Zawsze cichy i zamkniety, nie zagadywał do nikogo. Lecz gryfon zauważył w nim to coś, co nie pozwalało przejśc obojętnie. A Ventus potrafił być denerwujący, to trzeba przyznać. Parę razy prawie doprowadził wysokiego i baczystego ślizgona o długich mocnych włosach do białej gorączki. Nie poddawał się. W końcu, otrzymał odpowiedź na pukanie. Wszedł do otworzonego mieszkania, i zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia. Było idealne, wszystko; uzupełniało go. Wprowadził się tam, nie zamierzając opuszczać. A i sam lokal okazał się być stworzonym dla niego, niczego nie wymuszał, dawał to, czego potrzebował; a on dbał o niego, i naprawiał, gdy stół złamał nogę. Co ciekawe, on oddawał część siebie mieszkaniu, a ono oddawało mu część siebie, czerpiąc ogólną korzyść ze swojej obecności. Kochankowie z lepszą wersją miłości - przyjaźnią.

Mieszkanie trwało i domownik trwał. Nie widzieli bez siebie przyszłości, ani jeden, mimo że i mieszkanie, i domownik nie mieli za wiele lat. Oboje władali mocą, od której nawzajem uczyli się. Mieszkanie i domownika wiele łączyło. W tym też wspomnienia z pewną osobą.

Bo mieszkanie miało wiele domowników przed jedynym, Ventusem. I jedym z nich była ślizgonka, wysoka o kruczoczarnej fryzurze. Zawsze poukładana i piękna. A jednak, pozory bardzo mylą. Mieszkanie myślało, że dziewczyna będzie dla niego wszystkim, a ta okazała się niewdzięczna. Nie naprawiała mebli. Nie dziękowała za pomoc. Za plecami przeglądała inne oferty, zastanawiając się gdzie się przeprowadzić. I w końcu odeszła, zostawiając mieszkanie potłuczone i zakurzone. Ale Ventus posprzątał.
Bo Ventus również spotkał tę samą domowniczkę. I nigdy nie zapomniał.



Bo domowniczka była szeroko znana. Znał ją także i przyjaciel, i Ventus, i wiele innych. Przez pewien czas przyjaciel i Ventus i domowniczka tworzyli małą paczkę. Domowniczka miała również brata, wysokiego gryfona, dumnego prefekta, ideał. Domowniczka wydała się Ventusowi piękna. I zapewne była. I z czasem, starał się spędzać więcej czasu z domowniczką. Lecz domowniczka, tak samo jak lubiła zmieniać mieszkania, okazała się lubieć zmieniać współlokatorów. Lecz on nigdy o niej nie zapomniał. Była zawsze gdzieś.

III

Szedł spokojnie, letniego i pogodnego dnia. Żwirowe kamyczki wesoło szeleściły pod jego stopami, gdy zmierzał w stronę Hogwartu. Festyn zorganizowany przez Londyńską Akademię Magiczną okazał się być całkiem interesujący. Może i powinien się nad tym zastanowić, co zrobi po szkole, w końcu ma już piętnaście lat... już, albo dopiero. Taak, dopiero, bo gdyby już, nie pozwoliłby, aby od tyłu rzucone na niego zostało zaklęcie zawiązujące opaskę w okół oczu. A później nie dałby się oszołomić, nie dałby się zaciągnąć po tym już niewesołym żwirze do jakiegoś pomieszczenia, a może domu. Usłyszał zamknięcie drzwi, dotyk delikatnych, kobiecych rąk. Zimnych, choć nie wewnętrznie. Wewnątrz, te dłonie były rozgrzane do czerwoności. Dreszcze przeszły przez jego młode ciało, gdy coś przejechało po jego przedramieniu. A potem już tylko ból. Ból w ciemności, choć nie miał pojęcia, że nigdy nie ściągnie tej opaski, a te kły nigdy nie wyjdą z jego ramienia. Chwila. Coś jest nie tak. Po chwili nie chciał już wiedzieć. Myślał że to koniec. Żrący kwas, czuł jak idzie od ręki, po całym ciele. Poczuł, jak tysiąc igieł wbija mu się w serce. A potem nie widział już nic. Nie wiadomo nawet, czy w ogóle widział.
Wtedy też, stalowe wrota do nieznanego świata zamknęły się na pierwszą kłódkę.

Obudził się. Nie wiedział ile minęło czasu. Jakoś tak.. jest inaczej. Jest inaczej, i odczuł to, już w pierwszej chwili. Serce podskoczyło, jednak żył, a może jednak nie?
Może to tylko niebo? A może piekło? A może następne wcielenie?
Ale to był on. Usłyszał głos, zimny lecz ciepły. Usiadł. I zobaczył ją, zimną lecz ciepłą. Jakie to zabawne.
Była dla niego wszystkim. Jedyną osobą, jakiej potrafił zaufać. Która zawsze obdarzyła go tym, czego nie obdarzyła jego własna rodzina, która się go wyrzekła. Ale miał ją, zimną lecz ciepłą... na zawsze. Najpierw wydała się osobliwa, lecz potem była ostoją. Zawsze. Było zabawnie, czasem też i wstydliwie. Było pomocnie, i miło.
Nie mógł wyobrazić sobie lepszej matki.

A później doszedł wujek, o żółtych niczym kaczeńce oczach. A wujek zawsze dodawał humoru, choć nie zawsze wypadało. A mimo to, w jego i jej towarzystwie, Ventus zawsze czuł się najlepiej, i nigdy się to nie zmieniło. I nie zmieni.

IV

Wrócił do szkoły. Czekało na niego parę osób. W tym mieszkanie. Do końca wierne, nie uległo namowom,aby zmienić domownika. Nie uległo nawet wtedy, gdy Ventus wrócił odmieniony. A on to docenił. Co wręcz paradoksalne, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Nie widzieli bez siebie przyszłosci, siebie, mieli być tylko on i ono. Gdy wrócił, mieszkanie było zakurzone. Było zakurzone, lecz Ventus wszystko dokładnie posprzątał. Na błysk.
Jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie ściągnie opaski z oczu.
„Oscar, coś z tobą nie tak?
Zachowujesz się jak szalony. Czyżby to była moja wina?”
Ventus pamięta, jak przyjaciel wypowiedział pamiętne mocne słowa. Pobili się. Boleśnie. Nie chciał go więcej znać, choć pragnął spędzić u jego boku życie. To prawda, popełnił błędy. Ale szukał za nim. Jako jeden z nielicznych, wszedł na 3 piętro. Po niego. Wtedy jeszcze nie wiedział, że to również było zabawne.
Domowniczka też... jakoś niechętnie. Coraz mniej, coraz mniej czarnych loków, coraz mniej jej.
„Czyżby to była moja wina...?
Dumny prefekcie, to nie tak. To nie jest moja wina... choć może jest.
Dlaczego? Kim jest Ventus?”
Czarna opaska zacisnęła się silniej, a wrota zamknęły na drugą kłódkę.

A potem miał szesnaście lat.

V

Rok jak rok, pogodził się ze sobą. Stracił domowniczkę, stracił drogą przyjaźń dumnego prefekta, stracił przyjaciela.
A on sam zyskał odznakę prefekta. Poza tym, miał mieszkanie. Dopóki miał mieszkanie, nic złego nie mogło się mu stać.

Nauczyciele potrafią być wredni. Przekonał się o tym. Odseparowanie od innych, izolacja we własnej sali. Lekko agresywne i smukłe pismo. Nie będzie tak źle.
Puściły mu nerwy, to fakt. Z resztą już od dawna był jakoś dziwnie zirytowany. Ale szedł dalej.
Choć tutaj zrobił krok w tył.
Nigdy nie zapomni temu krukonowi tego, co przez niego stracił. Gdy został sam z mieszkaniem, odznaka była dla niego ukojeniem, faktem,że jest doceniony, że nie jest skończony.
Ale stracił odznakę.
Tonący chwyta się brzytwy. Strażnicy Lasu. To będzie zastępstwo, choć już nie tak godne.




Oj profesorze, zawsze tak samo ślepy?
A może na początku profesor nie był świadomy czego nie zauważa.
Mógł zapobiec wielu, lecz widział tylko godziny wieczorne i gabinet. Chwila, a potem wyproszenie.
A można było spytać? Powiedziałby... gdyby ktoś spytał.

Bo zbliżały się ciemne dni. Ciemna noc, choć teoretycznie jasna, i czerwona. Noc grozy dla wszystkich, ale dla niego szczególnie.
Prefekt naczelny był dla niego zawsze znajomym. Zachowywał się w stronę Ventusa zawsze z tolerancją, nigdy nie powiedział złego słowa.
A prawie przez Ventusa zginął. Lecz zanim czarnowłosy uświadomił to sobie do końca, trafił w niego grom.

Siedząc na śniadaniu, spoglądając na wesołych uczniów różnego wieku, przyleciała poczta. Duży poczet sów wparował do Sali, trzymając pakunek, który wylądował przed Ventusem.
A tam znajdowały się prochy, zimne lecz ciepłe, w pięknej urnie.
Wujek też? I ona, kolejna ślizgonka, zawsze cicha, też?
Dlaczego nie on?
I wtedy wrota zamknęły się na trzecią, czwartą i piątą kłódkę.

VI

Płacz jest niemęski, pamiętaj. Możesz wyglądać źle, jak śmieć, lecz nie wolno ci uronić łzy.
I tak potargany, niewyspany, nieułożony, nieuczesany, chodził.
I tak trudno było spytać?

Miał mieszkanie, często rozmawiał z nim. Dawało mu to przyjemne ukojenie. Nigdy go nie wyśmiało, tylko ono pytało. Było zawsze gotowe, zażartować, mimo wielu swoich własnych problemów, jakie miało mieszkanie. Nigdy nie wzgardził, a Ventus zawsze to doceniał.
Jak długo minęło czasu? Rok?
Kto jest mrukiem, Ventus czy wysoki i baczysty ślizgon? Role się odwróciły?
Siedemnaście lat. Wejście w dorosłość to dla wielu bardzo ważny okres. W Hogwarcie, uczniowie musieli czekać przed świętowaniem dorosłości.
Bazyliszek.
„Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego to zrobiłeś, Aki? Dlaczego mnie zostawiłeś, gdy byłeś jedyną osobą jakiej potrzebowałem? Skrzywdziłeś mnie, lecz ja ci wybaczam.”
Mógł pójść z mieszkaniem, nie opuścić go do ostatniej chwili. Lecz nie zrobił tego, i mieszkanie zginęło bezpowrotnie. A ból, tak niesamowity, tak rozdzierający, zamknął wrota na szóstą kłódkę.
Zaczęły go nachodzić złe myśli. A jakby przestać dbać o cokolwiek, o kogokolwiek? Nikt nie pytał, więc dlaczego on ma pytać? Zrobi to, chciał to zrobić, i spróbował.
To było bardzo głupie z jego strony. Mógł to zrobić lepiej, uciec na miotle a
Nie na linie... Trafił do szpitala. Okropnego szpitala, w którym roiło się od uzdrowicieli. Jego fobii z dziedziństwa. Czekał na jego zielone oczy, lecz te nie przychodziły.
No tak, przecież skończył w Azkabanie, już go nie ma.

VII

„Nie mogę tak dłużej. Widzę to wszystko znów i znów i bez końca.”
Zabawne, przez tak długi czas nie widział testrali.
Nie może więcej nikomu nic pokazywać, tylko on, jedynie on, jego zamknięte emocje, nic więcej, nie odzywaj się nawet, nie śmiej..
„Nie mów nic, nie rób nic, nie pozwól komukolwiek wejść w twoje życie. Następnego nie przeżyjesz. Nie dasz rady tego utrzymać.” - Słyszał w głowie wciąż i wciąż.
I wtedy spotkał jego. Na początku nie widział u niego nic, lecz potem...
Ktoś potrafił w końcu spytać?
On potrafił... Jedynie on. Okazał się dobrym człowiekiem. Zaczął uczyć Ventusa tego, czego on nie potrafił. Bez słów zapalił ogień w jego duszy, dawno oziębłej, dlatego było to tak zabawne. Samymi czynami, zaczął tworzyć klucze do kłódek. Podszedł ze złocistym kluczem do szóstej, największej.
I zginął, jak wszyscy.
I wtedy wrota, zamknęły się na ostatnią, siódmą kłódkę.
Zaufał, zaczął się otwierać. I cisza. Znów to samo. Nawet już nie reagował na nic. Nie miał na to siły.

Oj profesorze, nadal tak samo ślepy?
Czyś udawał bohatera, czy może próbował go zastąpić ze względu na własny autorytet? A może to wyrzuty sumienia?

A może nie było innego wyjścia?
VIII

"Wszyscy mnie opuścili, lecz pozostałaś ty. Ty mnie nigdy nie zdradziłaś"

Wybrał ją, a ona wpuściła go do siebie. Pani ukojenia. Czuł się świetnie, w końcu przy niej mógł oderwać się od myśli, oderwać się od przeszłości, mógł iść dalej. Czuł się wywyższony ponad wszystkich, mimo, że znajdował się w otchłaniach piekielnych. Lecz nie czuł cierpienia, nie wiedział co się dzieje.

Nie poczuł cierpienia nawet wtedy, gdy swą dłoń zanurzył w ciele dumnego prefekta.
Rzecz nieistniejąca nie może być rzeczywista.
W dumnym prefekcie było coś, co nie mogło być prawdziwe. Dlatego Ventus wyrwał to, i naprawił swojego wroga, choć ten nie miał już okazji mu podziękować.

"Pamiętaj, że twój ojciec był dnem."
Zapałał też nienawiścią do syna dumnego prefekta, lecz nigdy nie wyznał mu całej prawdy.

I nawet po tym, ani Ventus, ani pani ukojenia nie odwrócili się od siebie. Co straszne, to wydarzenie zdało się zacieśnić ich więzi. Byli ze sobą stale.. aż doszło do radykalnych decyzji.
Popełnił wiele błędów, lecz ten przechylił szalę goryczy. Mimo to zawsze będzie czuł wdzięczność dla tych, którzy uwierzyli mu, tym samym wierząc w niego.
Atak na Ministerstwo Magii nie spodobał się jej. Zapewne dlatego, że spowodowało to ich wzajemne rozdzielenie, choć Ventus ciągle obiecywał jej powrót.
Lecz ten nie nastał.

Nim się obejrzał, stał w klatce, wpatrzony w twarz profesora, teraz skamieniałą. Teraz? A może to Ventus był ślepy i nie widział, że była skałą od początku.
Ale dłonie zadecydowały.




Wyjście inne było, lecz nikt z niego nie skorzystał.
Profesor nie był ślepy, po prostu nie chciał widzieć.
Nie próbował udawać bohatera, nie były to też wyrzuty sumienia.
Bo profesor również zdradził, pozostawiając go na pastwę trupiopalcych demonów, tych rzeczywistych, i tych urojonych.
PatrykoLol
Azkaban




Posty: 104
Tematy: 15
Sie 2017
Hufflepuff

#2
To jest cudne Heart !! 
Juliax
Czarodziej




Posty: 125
Tematy: 9
Sie 2017
41
#3
Ojej boże kocham go  Heart repuncia
Izzy
Czarodziej




Posty: 32
Tematy: 7
Gru 2018
72
#4
Heart Heart Heart!
Komishan
Czarodziej




Posty: 12
Tematy: 2
Paż 2018
1
Hufflepuff
#5
wrrr, pięknie napisane ;o Heart
KapitanUkraina
Legendarny Gracz




Posty: 356
Tematy: 16
Sty 2019
71
Gryffindor
#6
*klap klask* Repka leci
Valturi
Czarodziej




Posty: 361
Tematy: 22
Sty 2018
257
Slytherin
#7
fajne ma  tatuaze
TestingNow
Robotyczny czarodziej




Posty: 424
Tematy: 48
Kwi 2017
428
Slytherin
#8
Może karta postaci nie jest idealna i ma malutkie błędy w tekście, ale w całości wygląda dobrze i propsuję za wykorzystanie symbolu, z rodziny tych, który nam obu jest znajomy.
⛲Eviva l'arte. Wasze życie nic nie warte.⛲
Jatina
Czarodziej




Posty: 133
Tematy: 26
Sie 2016
63
Gryffindor
#9
@Aktualizacja:

- Zmiana charakteru
- Zmiana relacji
- Drobniutka zmiana ciekawostek
Grotexx
Pracownik Hogwartu



Pracownik Hogwartu

Posty: 44
Tematy: 9
Sie 2017
68
Gryffindor
#10
Trzy razy na TAK!



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.