Witaj!

Zaakceptowane Podanie na Ucznia
Nagini
Jędza




Posty: 819
Tematy: 134
Lip 2015
1,482
Slytherin
#1
Imię i nazwisko: 
Artemisia Dawlish

Miejsce urodzenia:
1 kwietnia, okolice Stanton, Gloucestershire

Status krwi: 
Czarownica półkrwi

Cechy charakteru: 
Choć nie ma na świecie ani jednej osoby bez skazy, Artemisia przez swych rodziców postrzegana jest jako prawdziwy anioł. Ta młoda dziewczyna nieprędko dowiedziała się o swych magicznych zdolnościach, a przebywanie wśród mugoli nauczyło ją tolerancji, dzięki czemu nie kieruje się uprzedzeniami, które ostatnimi czasy są tak modne w świecie czarodziejów. Należy do grona osób o wielkim sercu, zwłaszcza jeśli chodzi o naturę, będącą w jej hierarchii na pierwszym miejscu. To właśnie przyroda, nie sztuka, wzbudza w niej prawdziwe emocje. Jako osoba mocno wrażliwa, potrafi rozpłakać się z byle jakiego powodu, jednak bywają też sytuacje, w których miewa wybuchy. Trzeba być naprawdę zdolną osobą, aby wyprowadzić ją z równowagi. Opisując jej charakter, nie można zapomnieć o ogromnej odwadze, która nigdy nie gaśnie. Nie boi się stanąć w obronie bliskich, nawet, jeśli musiałaby złapać za różdżkę. Nie można zarzucić jej braku lojalności, ponieważ jest najlepszym kompanem i pewnikiem w relacjach przyjacielskich. Szybko zdobywa zaufanie innych, a wszystko ułatwia jej fakt, iż jest osobą, która zawsze wyciągnie pomocną dłoń w kierunku potrzebującej osoby. Sama jest nieufna, zwłaszcza jeśli jeśli chodzi o czarodziejów, bo to właśnie z nimi miała najmniej do czynienia. Czasami może wydać się nieco dziecinna, niezdecydowana i z całą pewnością niezdarna, jednak te cechy dodają jej jedynie uroku.  

Wygląd postaci:
Wyglądem nie różni się zbytnio od przeciętnej jedenastolatki. Jest średniego wzrostu, szczupła, czasami się garbi, ale to zazwyczaj wtedy, gdy jest po męczącej pracy w cieplarni. Najciekawszym elementem jej wyglądu są te zielone perełki w oczodołach, w pełni oddające miłość do zielarstwa. Jej brązowe włosy sięgają za ramiona, nie trudno zauważyć, jak bardzo dziewczyna o nie dba. Na ciele można dostrzec blizny dzieciństwa, takie jak ślad na prawej ręce, będący pamiątką po przykrej styczności z czyrakobulwą. Ważnym i widocznym elementem jest ziemia i zabarwienia, które ma na dłoniach. Jak często by nie szorowała rąk, przy każdej możliwej sytuacji sięga w kierunku pobliskiej zieleni. Artemisia lubi chodzić nie tylko w spodniach, ale i sukienkach. W okresie letnim to właśnie w nich zazwyczaj wychodzi na zewnątrz. Czasami jednak zaskakuje nas brzydka pogoda, a i wtedy rzuca się w oczy, ubierając swój zielony płaszcz i często też żółte kalosze, które podarował jej ojciec.

Historia postaci: 
Kwiecień jest miesiącem rozkwitu wielu roślin, początkiem długo wyczekiwanej wiosny, która przychodzi nieoczekiwanie, witając wszystkich kolorem edeńskich kwiatów, ciepłym powietrzem, a także hipnotyzującym śpiewem świertognika. Wiosna przedstawiona jest jako okres odrodzenia przyrody, bowiem to właśnie wtedy powraca to wszystko, za czym tak bardzo tęskniliśmy przez dłuższą część ubiegłego roku. Nic więc dziwnego, że taką właśnie porę wybrała sobie Artemisia, dziecko, jakie powitało swych rodziców niewinnym, pierwszym uśmiechem, będącym zapowiedzią jej pomyślności i zarazem delikatności w ciągu życia, które właśnie się zaczęło. Wszystko zdawało się iść w odpowiednim kierunku, ale dzień jej narodzin nie był tak kolorowy, jak mogłoby się wydawać, wszakże została podrzucona pod drzwi jednego z domów, w urokliwym hrabstwie Gloucestershire, gdzie mieszkała znajoma para czarodziejów. Tego dnia promienie słońca wyjątkowo skupiły się na osamotnionym domu przy Stanway Road, sprawiając, iż jego miodowa barwa odbijała się o liście najbliższego drzewa. To zjawisko zaobserwowała Dorothea Dawlish, która wraz z mężem siedziała w saloniku, z jakiego widok był wystarczający, by dostrzec pod dębem mały, wiklinowy koszyczek, kryjący w sobie tajemnice przykrytą pod warstwą żółtej chusty. Nie wiedziała jeszcze, że już za chwilę miała stać się matką osieroconej dziewczynki, nie miała pojęcia o zbliżającym się dopełnieniu, które sprawi, że jej życie nabierze prawdziwego sensu, nie wiedziała też, że to jej powierzy najpiękniejszy dar - miłość, tą, której nie potrafiła dać jej rodzicielka. Mijały miesiące, a mała Artemisia zaczęła rosnąć i nabierać zainteresowania otaczającym ją światem, który, z racji na to, iż należał do czarodziejów, przepełniony był magią. To właśnie najbardziej zapamiętała ze swojego dzieciństwa - lewitujące garnuszki, samopiszące pióra ojca, ruchome pejzaże zapełniające ściany jadalni, brykający zegar, a także te zabawnie podskakujące włóczki, jakich Dorothea używała do dziergania. Niekiedy jest tak, że ludzie pamiętają dzieciństwo jak przez mgłę, lecz ona doskonale znała każdy szczegół, ponieważ każdego dnia robiła postępy, które zmuszały ją do robienia kolejnych kroków. Jej ciekawość świata sprawiała, że budziła sympatię nie tylko rodziców, ale również sąsiadujących z nimi mugoli. Nie wiedziała jeszcze, że na świecie są inni czarodzieje, osoby o nieco mniej zadowalających poglądach, które mogłyby zszokować dziecko. Walden i Dorothea nie martwili się o to, czy mała Artemisia będzie czarownicą. Bali się jedynie o jej przyszłość, w której będzie miała styczność z przemocą i nietolerancją, tak odległą od ich małej wioski, gdzie każdy uśmiechał się w stronę innych, nie zwracając uwagi na kolor skóry, poglądy i wyznawaną religie. Takie otoczenie pozwoliło jej swobodnie wyrosnąć na mądrą dziewczynkę bez niepotrzebnych uprzedzeń. W pewnym momencie zaczęła bezproblemowo stawiać kroki, a odpowiedni wzrost i paluszki, na których przystawała, pozwalały jej przemykać się przez drzwi do ogrodu. Tam też najbardziej lubiła przebywać, zwłaszcza w porze letniej, kiedy mogła napawać się ciepłem i przebywać wśród tych wszystkich roślin, które ozdabiały swym pięknem ogród jej matki. Można powiedzieć, że stała się prawdziwym urwisem, ponieważ nikt nie potrafił tam nad nią zapanować. Przecież nie miała pojęcia, że jest jeszcze zbyt młoda, by dźwigać torbę ze smoczym nawozem. Nie zdawała też sobie sprawy z tego, że lepiej nie ściskać bąbelków czyrakobulwy.  Te i wiele innych sytuacji pozostawiły u niej pewne ślady, niektóre w postaci blizn, reszta jako cząstka wspomnień. Ogród i pobliskie tereny stały się dla niej pewnego rodzaju baśniową krainą, co nie budziło żadnych zastrzeżeń rodziców, w końcu dzieci w tym wieku miewały zmyślonych przyjaciół, a ich wyobraźnia sięgała w głębsze rejony ludzkiego umysłu. Artemisia mogła poczuć się jak ryba w wodzie, zapraszając do wspólnej zabawy swoich mugolskich przyjaciół. Tylko takich miała, ponieważ Dawlishowie byli jedyną magiczną rodziną w Stanton, a rodzice nie byli jeszcze gotowi na to, aby zabrać dziecko do Hogsmeade, czy też na Ulicę Pokątną, gdzie aż tętni życiem. Kiedy Dorothea zaczęła rozumieć, że jej dziecko może okazać się charłakiem, wydarzyło się coś, co wprawiło mieszkańców Stanway Road w szczere osłupienie. Artemisia kroczyła w kierunku ojca z wysuniętą dłonią, w której znajdował się ubogo skonstruowany duet. I zapewne doszłaby w spokoju, gdyby nie konewka, przez którą niespodziewanie się potknęła. Matka dziewczynki zerwała się z miejsca w gotowości na to, by jej pomóc, lecz nie było takiej potrzeby, bowiem ta zaczęła się unosić, a upuszczone przez nią płatki jaśminowca, przybrały formę żółtych motyli. Wtedy też poczuła pierwszy przepływ mocy magicznej, co pozwoliło jej zrozumieć, że jest dokładnie tak samo uzdolniona, jak jej rodzice. Od tamtej pory wraz z Dorotheą i Waldenem zaczęła odwiedzać wiele magicznych miejsc, takich jak wcześniej wspomniana Pokątna. Pozwoliło jej to nieco bliżej poznać świat, którego jeszcze nie znała od tej strony.  Chyba nikogo nie zdziwił fakt, iż pierwszym miejscem, jakie zapragnęła odwiedzić, była Apteka Sluga i Jiggera. Była szczerze zakochana w otaczającej jej scenerii. Pnącza porastające ściany, wcześniej niespotykane kwiaty i wiele dziwnych przyrządów, których nie miała okazji jeszcze zobaczyć. Każdą następną dawkę widoków przyjmowała z większym uśmiechem. Jeszcze bardziej ucieszył ją prezent urodzinowy, czyli pierwsza sowa, jej zwierzęcy towarzysz, opływający w aurę mądrości. Postanowiła nazwać ją Isadora, bo właśnie tak nazywała się starsza kobieta mieszkająca parę domów dalej. Kojarzyła jej się z mądrością, ponieważ jej dom wypełniony był regałami, których stopnie aż uginały się pod starymi książkami. Nie tak długo po tych pamiętnych zakupach, Artemisia Dawlish otrzymała list. Nie trudno wyobrazić sobie jej reakcje. Była przeszczęśliwa i zarazem trochę wystraszona. Oczywiście, że chciała rozpocząć naukę w Hogwarcie, jednak myśl o rozłące trochę ją przerastała, co nie było niczym dziwnym, z racji na jej przywiązanie do rodziców. Kiedy tylko nadeszła pora, wraz ze swoją płomykówką przemknęła przez ścianę na peronie i wkroczyła do znanego wszystkim pociągu, skąd udała się prosto do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Udziel poprawnych odpowiedzi:
Pomocnik UczeńKlasa1 [StevenJeffkins]: Cześć, jak się nazywasz?
Cześć, nazywam się Artemisia!

Pomocnik UczeńKlasa1 [StevenJeffkins]: (Ej, wiesz gdzie jest Pałac Kultury w Warszawie?)
(nie)

Pomocnik UczeńKlasa1 [StevenJeffkins]: *podaje Ci talerz, wypełniony jakąś zupą*
*Złapała za talerz i uśmiechnęła się pogodnie.* Dziękuję, to miłe. 

Skąd dowiedziałeś/aś się o serwerze:
nie pamiętam

Czy przeczytałeś regulamin serwera Hapel.pl?
oczywiście

Składając podanie, akceptuję regulaminy serwera Hapel.pl i zobowiązuje się do ich przestrzegania.
RoxStars
łajdak



Donator

Posty: 359
Tematy: 13
Sty 2017
112
Gryffindor
#2
Akceptuje, Hufflepuff!



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.