Witaj!

Dua Puluh Dua
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#1
**W samym środku nocy dnia [24.03.2020] przez Hogsmeade przeszła osoba, która na tablicy głównego rynku zawiesiła arkusz papieru. Dokładnie taki sam pojawił się prawdopodobnie w podobnych godzinach za Dziurawym Kotłem w Londynie.**


**Papier jest biały aczkolwiek został zgięty niezliczoną ilość razy co pozostawiło po sobie widoczne ślady. Po chwili wpatrywania się, można dostrzec powtarzający się, wcześniej zaprojektowany wzór. Papier jest prostą wiadomością, pokrytą tekstem pisanym czerwonym atramentem przy pomocy Krwawego Pióra.**
***
Głęboki wodospad. Spadam. Nie tonę. Podtrzymuje mnie przy życiu. Mętna woda obmyła moje oczy. W rzeczywistości to trucizna. Nie przejmuję się tym, gdyż doświadczam czegoś spoza tego świata. Poddałem się wezwaniu z wnętrza. Strach mnie przejmuje. Wie, że tu jestem. Wieszcz!
"A czy wiesz czym Ty masz być? O czym marzyć masz i śnić? Piękno plotę moją żyłą, pękła dziś nad mą krainą! Rozlał się kielich woli mej, czy Ty słyszysz głosy te? W kowadło wal, nie złamie się nasz czar, kiedy to ranicie mnie, życie dalej w oczy wam śmieje się."
"Dziecię chłodu, bólu kwiat, zamieszaj w kotle, duszę Twą już mam. W wieży samotnej swej, to nie ona acz ja rujnuję się. Odejdź niepamięcio w las, zakończ błagam trupów czas. Dwadzieścia i Dwa przychodzi wnet z poleceniem by oświecić Cię. Ostrzem podważyłem jego maskę, przeklnąłem i złamałem laskę. Skrzydeł wyrwana para, pozostały na moczarach."
"Złoczyńcy nadszedł czas, morduję go, zabieram i wstrzymuję czas. Tańczże w kole ducha ze mną, ucztuj i wychwalaj chwilę ciemną. W głowie zawróciłem wam obu, osuń się w cień, po czym powstań z grobu! Oddaną lalką byłeś mą, póki nie rzuciłem cię w tą, nienawiści pełną wichurę i zniszczenia moralnego dziurę."
W wieży tym razem stoję i widzę jak szkło mu pęka przed twarzą. Słyszę głosy, które mu objawiają dzień późny. Łuna na niebie. Wstępuję.
Nadchodzi chwila. Tkaczka mnie odwiedziła. O wielkościach darmo śnić, trzeba żyć, trzeba żyć. Kiedy bierze nić, mówię żeby się kryć. Plącze śmieszne losu ścieżki, dla wielu labirynty udręki. Labirynty te patrzą, duchy porywają.
Jeden wdech, jeden wydech.
Nadeszło światło, lecz szybko zgasło. Potem drugi, jeszcze szybciej, lecz jaśniej migotało. Świat teraz był przez dłuższy czas w ciemności a z toni tych wód ponownie wynurza się gwiazda. Towarzyszy jej bies. Ten sam, który stał za pierwszą. Ten sam, któremu róg ułamała druga. Ten sam, którego więzi trzecia. Dwa skrajne rogi, w jeden się zlały. Koło podzielone kiedyś na trzy, zaczęło się obracać. Szwaczka szyje, plecie, tnie, tworząc coś nowego.
Widziało o zielonych ślepiach. Zjawa o szmaragdowym akcencie. Nefrytowa pani. Strzeżcie się trójcy, gdyż jedną i tą samą jest osobą.

Z matki obcej: korzenie zapomnianego lwa;
A imię jej będzie Dwadzieścia i Dwa.
Z ojca swego: zbeszczeszczonego ciała żmija;
A imię jej będzie Dwadzieścia i Dwa.
Z ducha mego: upierzonego wodą kruka;
A imię jej będzie Dwadzieścia i Dwa.

Potomstwo samego Lewiatana. Rozdzielony rdzeń. Krwawy poeta. Przeklęta strażniczka. Kolorowe pióro.
[Obrazek: Hawthorn-FINAL-Crataegus-monogyna-illust...harper.jpg]

W ciemności świeci jasna kula. Po chwili wygląda jakby miała gasnąć, dlatego otacza ją dziwna energia. Jakby tej samej materii, ale zupełnie inna. Wnika w jej głębie i podtrzymuje jej życie. Czuję jak mnie woła. Błogość wibruje wokoło. Ułamek sekundy przeszywa mnie odczuciem zniszczenia. Sprzeczna Harmonia. Nie patrz jej w oczy. Fałszywe bóstwo się narodziło. Nie czcijcie jej wigilii.


Strzeżcie się Dwadzieścia i Dwa! Powraca!

Mąż Nocy o białych włosach kryje odpowiedzi.

Pora zamknąć wrota. Najdłuższa podróż prowadzi przez własne wnętrze. Klucznikami zostali wszyscy, których naznaczyłem doświadczeniami z wizjami. Niech Was poprowadzą do mnie.
***

**Pod tekstem widnieje drugi rysunek przedstawiający strzaskane szklane serce, z którego przebicia wyrasta kryształowa róża o okazałych kolcach. Na kartce złożono podpis duszy bijący energią, widoczny jedynie dla jasnowidzów i wybitnych wróżbitów.**

[Po więcej informacji należy zgłosić się do opiekuna dywinacji.]
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#2
**Wraz ze wschodem słońca w tym samych miejscach (Hogsmeade i Pokątna) pojawiły się kolejne listy, od których pałała negatywna energia wyczuwalna przez jasnowidzów- wezwanie o pomoc.**
Powiew wczorajszej bryzy ślizga się po paśmie wzgórza, delikatnie łaskocząc źdźbła traw, szybując nad ziemią by się spotkać ze mną. Tańczę pod nocnym objęciem a kiedy rozpalam ogień, nabieram wdech a dym osadza się na mej twarzy. Gwiazdy to widzą. Moja szata opada a wraz z nią cały obraz wokół. Prorocze opary uchylają wrota przekwitnięcia, jednak ja wydaję plon. Zanurzmy się wszyscy w uciemnionej chmurze. Skrywam się pod jego powiekami.

On pragnął wolności, gonił za nią odbierając ją innym, wiążąc swe ciało i wieszając się na drzewie. Iskra rodzicieli spadła w suchy gaj a wraz ze światłem i płomienie się rozprzestrzeniły. Wzorzysta uczta dla oczu, języki zataczają kształty pożerając spróchniałe wspomnienia. Święta geometria tej leśnej kroniki bramą piekielną. Zahipnotyzowany tym co się wokół dzieje czuję żar na ciele. Staję się prochem tuląc samego siebie w objęciach mej śmierci. Nasza namiętna relacja zadaje tylko więcej zgryzoty memu zmrożonemu sercu.
Lina, na której wisiałem przestała istnieć, spływam ku ogniu.

Stoję przy nim, młodzieńcu, samym sobie w innym przebraniu. Leży na krzyżu a ja trzymam młotek. Uderzenie za uderzeniem pada na gwoździe, a te przebijają jego ciało przybijając go do drewna. Jest łudząco podobny do dziewczyny, która kiedyś była na jego miejscu. Oddalam szybko tę myśl by się cofnąć. Skinieniem dłoni unoszę krzyż i wisielca. Ze zdziwieniem wlepiam w niego swe iskrzące, zielone ślepia. Uniósł swą twarz, ku niebu skrytemu w dymie lasu, utkanego z ognia. Nie ma tam światła. Z jego oczu spłynęła krew a wszystko co go wiązało z palem zaczęło porastać roślinnością. Dawno jej tu nie widziałem, więc musi być silny. Dziedzictwo natury pokrywa wychudzone ciało ciało, przenika je. Krzyż stał się krzewem. Zamykam dłoń w pięści nie pozwalając na to aby uciekł tak szybko. Jego skórę zaczynają przebijać ciernie. Widzę, że pożar lasu pulsuje, w końcu czuję swoje serce, w rytmie puszczy, żyje. Biorę rozpęd zrzucając z siebie cień i korzystam z otwartego przejścia w ciele ofiary. Wychodzę na wolność a ostatnie co zapamiętałem to błysk jego zielonych oczu, przepełnionych niespotykanym duchem.

Niemy krzyk.

Pragnę wolności, nie zmartuję mojej szansy.
Ponownie przemierzam lśniący żarem bór. Czuję, czuję kogoś na swojej szyi, ale to tylko spojrzenie, nie oczu, serca. Idę dalej aż spotykam ją. Moja świętobliwość. Widzę jej stan... Podchodzę i wchodzę w działanie. Chwytam ją za rękę a obdarowywuję bukietem uśmiechu. Ufa mi? Jestem twoim przewodnikiem, chodź, uwolnię cię. Nic nowego... Cała ta knieja wyrosła z kłamstw. Odnalazłem drogę powrotną, nie da się tam nie trafić. Polana a na niej on, unosi się, związany krzewem. Nie wypuszczę go, będziemy razem tonąć w tych torturach. Spójrz maleństwo. To on. Razem oglądamy moje dzieło, moją zdobycz, podarunek i ofiarę. Boi się. Domyśla się, że zrobię z nią to samo? Nie. Uśmiecham się tuląc dziewczynkę, wpatrując w ukrzyżowanego w wiecznym uniesieniu ducha, to tylko pokazuje jak jego wiara jest silna. Silniejsza od mojej. Próbuję odgadnąć myśli dziewcza, ale widzę tylko zieleń jej oczu. Ogień wzmaga swoją siłę tworząc nowe drogi w tym lesie udręki. Układanka przyjmuje nową formę a ja muszę rozwiązać tę zagadkę by się wydostać. Czuję kolejne wyjście, tuż przy moim boku, to ona. Tak blisko, ale tak niebezpieczna. Teraz ja czuję strach, zwielokrotniony dwadzieścia dwa razy.

Zakaszlałem zmęczony tym co się dzieje. Podczas tego czułem jak wiszę w jaskini o okrągłym sklepieniu. Na środku małej wysepki wynurzającej się z ciemnej wody leżę ja. Moje ciało balansuje na sztylecie, która lada chwila przebije moje plecy. Rozluźniam się by utrzymać swą siłę.

**Pod tekstem znajdują się rysunki.**


[Obrazek: scn1jhz.png]
&
[Obrazek: LuygG6i.png]
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#3
**Kiedy księżyc był już widoczny na niebie a słońce zachodziło pojawił się krótki liścik.**
O wy, jasnego zdolni rozeznania!


Patrzcie nauki, która z osłoniętej

Niezwykle mowy tajną myśl wyłania...

Uklęknijcie w brzydkim przybytku ducha wiary,
Tam, niedaleko nekropolii ściętych słupów,
wśród wzniesień wodą przecinanych.

Wsłuchajcie się w wysuszone łzy osamotnionego potomka,
starego mędrca o wiśniowej czuprynie,
a waszą modlitwę przerwie milczące bicie dzwonu.

Skrzydłami poetów wznieście się,
wzgórze zdobądźcie skąd amarant zobaczycie.
W czeluść, stopy całując wejdźcie.

Tamże, w mrokach, przy czaszce, bestia chtoniczna się ukrywa.
W krwistych wodach zanurzona...
W ognistym lesie, w którym nie przejrzały się gwiazdy.

Jam jest Cieniem...
Wygnany pod ziemię, muszę przemawiać do was z jej trzewi, skazany na tułaczkę po tej jaskini, gdzie krwiste wody zbierają się w lagunie, w której nie przejrzały się gwiazdy.
To jednak mój raj... Idealne łono dla mego kruchego dziecka.
Inferno.

**Pod tekstem zamieszczono astronomiczne zapiski, jakby nawigacyjne.**
[Położenie zostało zakodowane szyfrem o trudności podobnej do odnalezienia się w astronomicznej nawigacji,
z której jednak będą mogli skorzystać obiecujący astronomowie.]

 ** 522/171/23 **
 ** 100/413/2122/321 **
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#4
**Tym razem na tablicy jak i ścianie pojawił się list z zamazanym adresatem i podpisem.**

Obrzęd Saligii
Zjednoczmy się! Z zegarem tajemnic nie wygramy. Oto zobaczyłem...
Blask księżyca, mimo że nie była to pełnia oświetlał polanę. Skroplona rosą, zapowiedzią nowego dnia. Zimny wiatr smagał skórę; nie odganiał jednak wizji tego co się działo. A dwadzieścia dwa razy zabił dzwon. Wokół rozsypanej soli w krąg zjednoczyły się cztery dusze. Młodość starość goniła, pierwsza się przewróciła, druga odrodziła. I kiedy nocne światło odbijało się od białych kryształów piąta osoba wbiła świecę w czaszkę. Nowa nadzieja, budowana na zgliszczach starego świata. Zapalony knot rozświetlił biały wosk. Poczułem to, coś więcej niż magia. Zamiast liter pojawiły się tam przedmioty symbolizujące każdą z siedmiu cech. Zło tego świata przeniknęło. Przyzwało kontrastem esencję Dwadzieścia Dwa. Nieświęta siódemka artefaktów związała się ze sobą a wraz z nią do tańca wkroczyła czaszka, o tej samej naturze co cały zastęp mroku ludzkiego. Na krańcach quadratum stanęli oni- wyglądali jak starzy kapłani zapomnianej wiary żywiołów, każdy z nich był odpowiednio reprezentacyjnie ubrany symbolizując jedną z czterech wersji makrokosmu. Każdy z nich także miał przy sobie swój atrybut. Nie dało się ich pomylić z nikim innym. Kiedy złapali się za dłonie zamykając cały świat w kręgu, przeniknął ich piąty pierwiastek, jak Duch. To on krwią Widzącego zapisał na papierze wyryte słowo na tablicy, które zostało ci objawione. Pergamin, nasączony czerwonym wyrazem, umieścił w ogniu świecy i wtem zobaczyli. .
Teraz już wiesz co musisz zrobić. Zbierz Saligię, zdobądź czaszkę, przecież pełno ich na cmentarzu... Potrzebujesz jedynie żywej czwórcy i olśnionej krwi. Rozpal świecę i spal to przekleństwo!
[Obrazek: jSuG0oP.png]

[Dowody świadczące o wykonanej akcji można wysyłać w prywatnej wiadomości poprzez forum lub do opiekuna.]
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#5
Zobaczyłem cię wtedy nocą,
Twoją postać w oddali pojawioną,
Twoja twarz- rozmyta w świetle.
Pozbawiony oddechu, przysłuchiwałem się.
Twoje wygłodniałe oczy mieniły się jak ogień,
Oświetliły moje wilgotne wnętrze.
Zdradzieckie jak ja są przestrogi twego imienia.
Wiatr się falą wzmaga a wraz z nim ja.

Twoją wodą, w końcu rozkwitam!
Spójrz jak wysoko urastam,
Nie jestem już człowiekiem.
Dzięki tobie Magia żyje,
Pożądanie jej było zwierzęce...
Ale ja już nie jestem człowiekiem!
Poczułam jak kąsisz mnie,
Łagodnym głosem jednak zaszeptałeś...
"Jak widzisz się za parę lat?
Czy to warte jest tylu ran?"
Połamane kości, zmęczone i stare,
Lecz nasze słowa nie zostały jeszcze spisane,
A nasze prochy, ogniem są ponaznaczane.
Głosy twe imię wołają.
Czy iskrę mogę już wzniecać?
Ranek dogasi te płomienie wiatrami, które wyją...
Czekam na twe wstąpienie.

Zobaczyłam cię wtedy nocą,
Sylwetka twoja z oddali przybyła,
Twoja twarz w świetle rozmyta,
Którym stałam się ja.
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#6
**Na tablicy w Hogsmeade o godzinie 23:30 pojawił się list spisany na pergaminie, chwilę później drugi- taki sam pojawił się na tej samej ścianie za Dziurawym Kotłem co zawsze.**

Tam, gdzie dopiero jest początek,
rozumek ludzki mówi: kres!
Odważni żyją! Życie z Wami!
A nic upiorniejszego na tej ziemi,
jak Diabeł zrozpaczony.
Zraniona, skruszona, spękana może złamana.
Kimże jestem by pytać o to Szatana?
Dlatego milczę patrząc ino na dłonie mu.
Sama nad otchłanią czarną wiszę,
Zabrał mi mój spokój i ciszę,
Przeto mną już wzgardził Bóg.
Piekło — już znam do ciebie drogę!
Szatanie — skróć mój czas i trwogę!
Co stać się ma, niech zaraz stanie się!
Biorę na siebie los bezwiednej,
niechaj w przepaści legniem jednej:
Los jeden, naszej triady, martwej już Driady.
Trzęsienia, powódź, grom, pożarów swąd-
Wciąż niewzruszone morze trwa i ląd.
Przykuty zaś ja patrzę na te gruzy ciał ich wijących.
Królu straszny w swej wielkości,
Co świat zbawiasz mimo złości,
Zbaw mnie, Zdroju łaskawości!
Groza nad tobą? Organy grają,
a groby wnętrza swe otwierają.
Grzech twoje myśli, serce popieli,
jakże z popiołu ogień wystrzeli?!
Drżyj!
O biada! biada! Oto się iści z twej nienawiści ziemi zagłada!
Świat się rozpada, świat się zapada! Gruzy znosimy w nicość bez miana;
W głos się żalimy: Piękność zszargana. Wyrzeknij słowo: stań się, Światłości!
Zbuduj na nowo; w sercu swym światy i nowe życie wykrzesz z pokorności!
I stań na szczycie, córko światłości, i zanuć pieśń sprawiedliwości!

Wszystko nam bez złej woli przynosisz, o Nocy, Jak tajne krwi kobiecej miesięczne płynienie.
Pewnego wieczoru wzięłam na kolana Piękno. Przekonałam się, że jest gorzkie. A wtedy, taka zagubiona, losem swoim zgubiona, widzeniem zmartwiona, samotnością zmrożona; ogniem zła poparzona spotkałam się. Ciała mego dotknął, myślą swoją o wiele wcześniej. Ty, co tak w serce wszedłeś moje, jak sztylet w głąb mego łona, Ty silny jak demonów roje, co przeszedłeś próżny i szalony. Splątałeś włosy moje, jak przedłużenie jestestwa skradzionego. Pchnąłeś bym w ramionach twych ugrzęzła. Ty, jedyna moja nadzieja. Ty, jedyna moja śmierci. Na polanie razem złączeni, w dotyku diabła natury. Kneblem przysięgi uciszona, której nawet nie pamiętam składania. Zimne palce, przegub mój, zgubiony czas duszy mej. Zabrałeś mi również oddech i kiedy chyliłam się, podniosłeś mnie. Proszę, jeszcze raz i jeszcze, bo chcę zapomnieć o bólu, który mi dajesz. Wyrywając żyły, pękając skórę, w padlinę mnie zamieniając. Biczem smagając udręczone zwłoki świadomości. Wbiłeś się, ugryzłeś, rozgryzłeś, wylałeś mą nadzieję. Swoją pustką mnie napełniłeś, byś głębiej mógł zalęgnąć się. Jak bydło na ziemi, krwawej rzezi wieńczącej twój wiersz. Czyż to wolności pragniesz? Kiedy sam się na kłódkę zamkniesz... Dorwał mi się do żołądka. Ostrożnie go wyciągnął a ja się po prostu patrzyłam. Rozciągnął go aż pęknął, więcej krwi, ale nie jest mi on potrzebny kiedy i tak nic nie zjem. Wciągnął swoim nosem mój zapach. Pozostawaliśmy w kontakcie wzrokowym kiedy spijał ze mnie coraz więcej i więcej! Czy się narodzę na nowo? A co jeśli ostatnią mnie zwą? Wymownie przejechał mi po gardle. Po co mi głos kiedy nie mogę mówić? Nieskończony mord w swej mierze. I kolejny obrót, i kolejny... Nogi jego tempa tego nadają. Jak zahipnotyzowana, wśród ciemności, jasność moja płonie, pożarta jego bóstwem. Łzy kwasem, mdłym pokarmem. Złapałam go za rękę, jak na ślubnym kobiercu, chciałam tylko przez chwilę na swych kolanach pozostać by darował mi chwilę. Nie. Ponownie mnie wzniósł. A me oczy wypadły. Na co mi wzrok kiedy mój umysł jest ślepy... Wtedy się zatrzymałam; okrążył mnie jak wilk, lecz nie wie, że wilk się zbliża. Nos zmiażdżony, lecz i tak nic oprócz zapachu zgonu nie dostrzegłam. A zostawił mi jedynie słuch, by móc słyszeć wyjące wiatry, świadczące o zbliżającym się końcu. Och, tak, kojące jak do snu. A moja dusza na skraju wszystkiego, momentami się spotykała z nim, wisielcem. Wtedy odzyskiwałam moją skradzioną jaźń a miodem własnego bólu dodawał mi energii, sycił mnie sobą jak pokarmem. A więc spożywałam ciało jego i piłam krew jego by móc żyć, a on tam trwał przy mnie. On mnie podtrzymywał bym była silna, chociaż nie widziałam wyjścia, dawał mi tę nadzieję. Rozmawiałam z nim, wieczność i więcej, był mną. A to mnie spopieliło i odrodziło. Ta myśl... Jestem nią, nim i nim. Uwierzyłam mu... Więc rozłożyłam swe ręce i powstałam na swe spopielone nogi, spojrzałam przed siebie, w jego pustkę pozbawioną prawdziwej woli. To już czas. Postanowiłam mu się oddać w całości. To było to coś co powinnam wykorzystać. Ten iskrzący taniec mojego udręczonego żywota, nie był zbyt silny by mną zawładnąć. Hipnotyczny czy oniryczny; weź mnie i zabij, zamorduj jak dziecko. A wtedy mój wilk, przyjdzie po ciebie. Jestem tak samo tobą jak ty mną, dlatego skoro ja umieram i ciebie zwyciężę. Aniele mój podniosłeś mnie z martwych, razem dokonajmy czarnego czynu. Godzina wybiła, zapraszam. A wtedy przyzwałam wszystko co miałam, a nie miałam nic, by stoczyć bój o siebie i zakończyć rządy fałszywego proroka.
22
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#7
**Wśród nocnej ciszy, po uspokojeniu się zawirowań pogodowych, na tablicy w centrum Hogsmeade oraz na ścianie w Londynie zawisły dwa identyczne listy, zupełnie jak niegdyś.**
Wysrebrzył księżyc, czarny płaszcz nocy,
Mgliste spojrzenie rozświetla wody,
W ziemskim pejzażu tak rozkochany
Rozgwieździł niebo skrzącymi łzami.
Nadchodzi północ znów,
Ja wspominam księżyca nów,
Każdej dnia godziny,
Moje wyklęte narodziny.
A tym, którzy me nasienie,
W prochu rozsypane pojęli,
Ducha napełnienie, mam nadzieję,
Że zaznali.
Udajcie się na ziemie, gdzie władania nie macie,
A tam gdzie śmierć martwych jednoczy.
Pocałunek goryczy, może nawet łzę ulejcie,
Strach w sercach drzemiący was przekroczy.
Na grobie, osoby ci najbliższej,
Światem jedynej, której nikt nie zastąpi,
Wielki pergamin rozłóż,
Miej nadzieję, że kiedyś wniebowstąpi...
Solą papier otocz,
Rtęcią papier skrop,
Siarką papier okadź,
Niech w duszy twojej płomień gra.
Moje perliste łzy, w bieli swej opalistej,
Obrócone w proch i przeklęte,
Rozlej na królewskim alabastrze bo są już wyschnięte.
Zwieńcz wszystko węgielkiem, w czerni swej rzęsistej.
A księżyc w swej pełni jak tylko dotknie,
Blaskiem uczuć swoich daru tego,
A martwy pod grobem miłość twoją potwierdzi,
To widmo moje ci się ukaże.
Wtedy ruszysz z mapą tą,
Przygotowaną wedle mocy mej,
By nadać jej siły woli twej.
I do widzenia się ostatecznego dostać.
Czyż gotowy już jeźdźcu jesteś?
Czyż plony mogę już zbierać?
Diabeł nie przemija, póki innego nie spotka.
[Akcje wysyłać tam gdzie zawsze.]
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#8
**A kiedy słońce zaćmione chmury cieniem. List krwawy się pojawił, kropli ostatnich w mych żył.**

Odnalazłem w końcu moją Wieczność,
Nieśmiertelny w tym słowie się stałem.
Ona jest morzem co się łączy z Cieniem.
Dusza ma wiecznotrwała, życzeń spełnia garść,
Noc kochana osamotniała, ja żarem płonę cały czas.
A puszczę trawią płomienie, piekielnej groty strach.
Ci ludzie śmiercią są ochrzczeni, zapomnieli
Atłasu co się mieni, prawem życie żądzi się.
Toksycyzmem tonie dwójka nasza; ranimy samych tylko się.
Najwyższą koronę Godryka zdobądź, mapa głos mój ma.
Poprowadzi cię za duchem mym zakutym w magmę,
przez przeklętego Dwadzieścia i Dwa.

Oto ja!
עשרים ושתיים
Czarodziej




Posty: 10
Tematy: 1
Mar 2020
12
#9
"Pchnięte me ciało gorące, na ziemię, spaloną.
Pogrzeb zmysłu widocznego; wzrok podnoszę na sylwetkę potępioną.
Źdźbła niedopalonej trawy, jak smyczki po skórze mojej,
Dyrygenci rozcięć bólu. Czy to już moja kolej?

Zamknij oczy dziecię zła... Bo chwila śmierci, to ta bez nadziei.
Pogodzona, lecz z wiedzą o świecie ostateczną, samotna w swojej Odysei,
Rzucił się na mnie, gdy poczułam jak w pył się unoszę.
Ja, lejem o jedynym ujściu; przecież się tu duszę.

Księżyc jak Słońce, jasno jak o wschodzie.
Już przecież dawno po moim boskim zachodzie.
Ślizgając się po wzgórzu, obracając bo chcąc i to z własnej woli,
Lecę przed siebie ku wolności, by zaznać dobra.

Wiatr goni za mną, sama nie jestem.
Szepty jego nieustannie słyszę, jak diabła głos mylący,
aż w końcu ryk ciało me wiążący, w kościach dudniący.
A więc popadam w chwilę myśli; czy będę drugim Faustem?

Białe kwiaty, jak zagubione dusze, niepewne czego chcą,
Pozostawione na śmierć swoją, rozsypane niczym wstęgą śnieżną,
Taką sprószoną, niezwykle zimną, bo wszędzie aż para się wznosi,
Na potęgę gorąca, w gęstości żelaza kutego. Wizję moją ktoś tu głosi.

Byłam jak erupcja, przy Pompejach widoczna, myślą samą wszystko parząc.
Każde tamte ludzkie ciało, w swej mizernej kruchości, modły tylko ostrząc,
W kamień się przemienia, porzucając wszystko co ma: wspomnienia uczuć, rysy przemyśleń.
To wilgotne kawałki, w suchość się obracają, bo są ze świata starych bałwochwaleń.

A ja z kamienia do życia się powołuję, wzywam, podnoszę,
Bo chcę po mój owoc sięgnąć, pragnienie u źródła wolności w końcu zagaszę.
Ale ślizgam się dalej, lecę nie ważne co spotkam.
Rozglądam się, ale nic bo ciemność swoją i tak poznam.

Anioł widząc moje skomlenie tu na dole,
Z krzyża się zerwał by ruszyć w mą niedolę.
Rzucił się w wir walki, gwałcąc szczątki moje tylko coraz bardziej.
Rozszarpana w ramach przejścia, przyjmuję kształty pozy agonicznej.

Judaszu mój fałszywy, kocham cię siłą niezmierną,
Kiedy gwiazdy z nieba się odrywają, wiatry wyciem swym mi towarzyszą.
Powiedz mi prawdę swoją. Na oczy chcę przejrzeć by móc oddychać.
Nie oszukuj już mnie. W głowie mej jedyne westchnienie: ciebie zabijać.

A na koniec ty, sędzio niesprawiedliwy, hipokryto zaklęty
W swojej pysze, w kłamstwie świata toniesz, chcąc ratować życia swojego okręty.
Bo tylko tratwa twojego ego ci dryfuje, a nawet ten prosty sześcian na oparciu z piasku
Od dawien ślepy jest, kulą u nogi staje się, byś w końcu łzę uronił, że to ciebie kres.

A siły ciała, umysłu, ducha ci brak, jak ludzie wokół przecież są rak. Istniejesz."



Wzmógł się wtem wiatr, jękiem apokalipsy rozgrzmiał przepowiedni spełnienie. Ogień drzew sięgnął sklepienia świata, niektóre za to padły na bok. W kręgu zamkniętym, w samym sercu labiryntu, on- Diabeł, Wisielec i Wieża się znaleźli. Babilon, w swej ruinie upadł kiedy wiatr ostatni raz dmuchnął. Potwór puścił łańcuchy, które dotąd trzymał eteryczną swą dłonią. Rzucił się przed siebie by rozerwać wrota strażniczki, a był one szerokie i jak zdobne. Wchodząc w ciało dziewicy, tuląc je stał się cud. Syn ciernisty z krzewu się zerwał, bo jego wiara była silna. Ciało takie umęczone, jednak moment minął by i on również przeszedł przez przejście. Ona naznaczona tą jedyną misją świadoma bycia ostatnią nadzieją... Pierś się w agonii podniosła, krzyk rozbrzmiał zagłuszony płaczem wiatru. Dwa obce duchy w tym jednym żywym ciele. Kule światła zderzył się ze sobą. Zerwany owoc nie pozwolił na ucztę, jednak by móc ją i świat uratować, pierw musiał drugim nożem w nią uderzyć. Wyrwa była zbyt mała na ich dwoje. A wszelkie bodźce zgasły. Triada naprzeciw Bariery stanęła. Cień naprzeciw dziecka, za plecami jego- Protektor Ofiarny. Kobieta krok postąpiła w przód. Już się dowiedziała, że to przez nią prowadzi wyjście. Nabrała niezwykle gęstej zawiesiny, prawie powietrza w płuca, po czym jak kwitnący kwiat, uszedł z jej ust podmuch wprost na Złego. Cała mgła, jakby klątwa została zdmuchnięta, opuszczając skorupę cielesną. Jego kasztanowe włosy zafalowały, zdegenerowana skóra pęknięciem zwieńczona błysnęła, z oka, jak strumień, który zawierał wszystko... Spłynęła pojedyńcza łza. W tym momencie z głowy wyrosły dwa rogi, jednak już-nie-Cień nie zrobił niczego. Stał w swej samotności, między dwiema duszami. Anioł go objął od tyłu, składając dłonie na jego brzuchu, jak w modlitwie, oraz pocałunek na szyi. Ten był jednak zatruty. Dłonie zaczęły wiercić i przenikać przez ciało, płynąc wnętrznościami do... Pustki serca. Ta zaś niesłychanie szybko, wypełniona została miksturą. Córa nocy w milczeniu ujęła jeden z rogów diabelskich i mocno, jak stado dzikich wierzchowców miotających się w klatce, oderwała. Wyrwała go z głowy i jak różdżką, wycelowała przed siebie. W mężczyznę, w tego biesa o iskrzących jadowitych oczach, które jedynie ją obserwowały. Zamachnęła się i z jękiem pełnym goryczy przebiła jego Pustkę w sercu. Anioł trzymając go w swych ramionach, jak skrzydłach, kołysał go do snu. Demon już nie kontaktując z samym sobą, ostatnie co zapamiętał to pragnienie dominacji nad tym, który go uśpił. I ona. Taka piękna, zabójcza, przerażająca. Wszyscy wiedzą już jaka jest. A ona trzymała róg, lecz w końcu go wyszarpnęła z rany i uniosła nad swoją głowę. Cień został poskromiony. Z otchłani zaczęła tryskać nie krew, ale magiczna mikstura anioła. Rozbryzgła się na cztery strony świata i wypaliła swój ślad. Każdy z Triady zaczął się roztapiać w makabrycznej kałuży rodzącej się pod ich stopami. Jakby lagunie, w której widzieli trzy odbicia: dwóch Bafometów i jednej Królowej. Dziewczyna zaczęła się śmiać, jak Bóg. Kiedy zapanowała cisza, a wszyscy już w połowie swego rozpadku byli, Diabeł wyszeptał: "Jestem Dwadzieścia i Dwa". Odpowiedział na to Wisielec: "Jestem Dwadzieścia i Dwa". A na sam koniec swoją kwestię wypowiedziała Wieża, tuż przed ostatnią chwilą, w której była jeszcze sobą, tuż przed tym jak miała się stać jednością wraz z dwiema innymi duszami:
"Jestem Dwadzieścia i Dwa".
TestingNow
Robotyczny czarodziej




Posty: 424
Tematy: 48
Kwi 2017
428
Slytherin
#10
W ten sposób wątek Dua Puluh Dua się kończy. Jest to zakończenie fabularne historii jaką chciałem przekazać. Jednocześnie chcę pokazać, że można wykonać złożoną narrację, która nie opiera się na krzywdzie. Dziękuję bardzo za wsparcie, tym którzy od początku byli ze mną. Dziękuję osobom, które uczestniczyły w narracji i tym, którzy byli w stanie sięgnąć po to co należy do nich. Dokończenie wszystkiego kosztowało mnie wiele wysiłku i czasu a także przeciwstawianiu się niezrozumieniu, temperowaniu, drobnemu hejtowi. Tak bywa, jeśli się "nie jest do końca normalnym" (pozdrawiam).
Buziaki, szukajcie prawdy i sztuki oraz streamujcie Chromaticę.
⛲Eviva l'arte. Wasze życie nic nie warte.⛲



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 2 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.