Witaj!

Wśród chichotów
God
Azkaban




Posty: 531
Tematy: 83
Gru 2014
Slytherin

#1
Opowiadanie 18+.
Jutro wrzucę je w jakiegoś linka, proszę do tego czasu nie usuwać.

Godu

Wśród chichotów
Aleksander wszedł do pomieszczenia dumny, z podniesioną głową. 
- Oto jak umiera idea, panowie! Margle won! - zakrzyknął, a po sali potoczyły się szepty i słychać można było nawet ciche, niepewne klaskanie.
Sala rozpraw wyglądała inaczej niż zwykle - na jej środku stała wielka, przezroczysta kula. Mężczyzna wszedł do klatki, w której zamknęli go aurorzy.
- Dla ciała kasy plik to zysk, dla duszy zdzielić Margla w pysk! - zaśpiewał Aleksander, a po sali potoczyły się chichoty.
- Cisza. - młotek zastukał o blat, za którym siedział nie kto inny jak minister magii, Peter Margel. Patrzył na Aleksandra beznamiętnym wzrokiem, z kamienną twarzą, ale Weeder wiedział, co kryje się za tą maską.
Satysfakcja. Poczucie zwycięstwa. Wyższości.
- Otwieram rozprawę - powiedział donośnym głosem, a wszyscy umilkli.
- Aleksandrze Weederze, jesteś oskarżony o czynny udział w organizacji przestępczej Bohemian Grove, współudział w jedenastu morderstwach, pięciu rozbojach, niszczenie mienia prywatnego i publicznego, zastraszanie, wymuszanie haraczy, handel narkotykami sprzedaż narkotyków nieletnim, sześć kradzieży, dwa włamania oraz... a, wszystko już. Oddaję głos przewodniczącemu Wizengamotu.
Stary mężczyzna wstał i garbiąc się, podszedł do mównicy.
- Moi drodzy. Jak wszyscy wiemy, organizacja znana jako Bohemian Grove to czyrak, który dokucza naszemu społeczeństwu już od kilku lat. Nasze domy są niszczone, nasz dobytek rozkradany, nasi bliscy bestialsko mordowani przez tę bandę. No spójrzcie na jego mordę, zakapior! - pokazał palcem na Aleksandra, a ten wyszczerzył zęby.
- Do rzeczy, panie Conway. - mruknął Margel.
- Ach, tak tak. Ten tutaj obecny Aleksander Weeder usprawiedliwia swe niezliczone zbrodnie ideologią. Zupełnie jak śmierciożercy! Wizengamot po krótkiej naradzie stwierdził, iż jest to jednostka niemożliwa do resocjalizacji, aspołeczna i zagrażającą dobru stanu, oraz wnosi o zastosowanie wobec oskarżonego najwyższej kary. Pocałunek dementora.
Mina Aleksandra zbladła na chwilę, ale szybko przybrał spowrotem swój cwaniacki wyraz twarzy. 
- Panie Weeder, co Pan ma na swoją obronę? - spytał Margel.
Aleksander splunął na kraty, poprawił garnitur i uśmiechnął się do ludzi na siedzeniach.
- Oto jak wygląda sprawiedliwość w wykonaniu margelistów. Oni cię oskarżają, ich ludzie ich popierają i ich ludzie wykonują wyrok. Maszynka sprawiedliwości napędzana pieniądzem. Ja już jestem martwy, ale wiecie co? Po was też przyjdą! Po was, wasze rodziny, będą likwidować każdego, kto im nie przypasuje. Pamiętajcie Ivana! Pamiętajcie, że walczymy dla idei! Za wolność!
- Za wolność, panie Weeder? - spytał Margel z uśmiechem. - Tak się składa, że ta kula stoi tutaj nie bez powodu. Jest to skonstruowana specjalnie na takie okazje, nowoczesna wersja myślodsiewni.
Aleksander zmarszczył brwi. Co ten kurczak wymyślił?
- Nawet się nie domyślasz, Aleksandrze, jak ochoczo oddawali nam swoje wspomnienia, twoi przyjaciele. W najśmielszych snach byś nie przypuszczał! - stwierdził Margel, teraz już z grymasem radości wykrzywiającym jego usta.
- Proszę włączyć źródło numer jeden. Wspomnienie Pana Alarica.
Alarica? Zaraz, nie... niemożliwe, żeby dał im wspomnienie... żeby go złamali...

Kula nagle zaświeciła jasnym, słabym blaskiem i ukazała schody prowadzące do piwnicy. Alaric Dragovich zszedł nimi, trzymając wyciągniętą przed siebie różdżkę, a przed nim szła jakaś kobieta. Zaraz.. to piwnica Erasma. A to.. Stella Anderson.
Na dole czekał już Erasm, Aleksander i jakieś dwie osoby w maskach.
- Kogo my tu mamy - zaśmiał się szyderczo Erasm. - Panna Anderson we własnej osobie! 
Erasm wycelował w nią różdżką, a kobieta padła na kolana, kwicząc z bólu.
- Andersonowie... panowie, to robactwo pleni się tak szybko, że nie nadążamy go tłuc. Je*ane karaczany!
Znowu machnął różdżką, a kobieta poleciała kilka metrów, uderzając o ścianę i upadając na ziemię z głuchym tapnięciem. 
- Wiecie, że podobno używają eliksirów? - Erasm kontynuował monolog - Na płodność! I ru*ają się wszyscy razem, jak w jakimś buszu!
Kolejne machnięcie różdżką i okrzyk "Frend!", a Stella zaczęła ryczeć z bólu jak świnia w rzeźni. Kolejne machnięcie i wylądowała u ich stóp.
- Proszę... - jęknęła.
- A pewnie, prosisz się cały czas, w tym waszym chlewie! - chwilę się zastanawiał, po czym wyszczerzył zęby jakby wpadł na świetny pomysł.
- Wyliż mu buta. NO LIŻ!
Stella podczołgała się do butów Aleksandra i zaczęła lizać jeden z nich.
- Ochżeż koza - Erasm zanosił się śmiechem - no ja wam mówiłem, to jest robactwo a nie ludzie!
Aleksander wyjął pistolet z uśmiechem.
- Wyliż go. - syknął.
Stella dźwignęła się z trudem na kolana i zaczęła lizać podsuniętą jej pod nos broń.
- Ssij, jakbyś robiła loda.
Wzięła lufę w usta i zaczęła wykonywać rytmiczne ruchy głową, w przód i w tył.
I Stella ssała pistolet, wśród chichotów sów.
- Anderso...
Pach. Wszystko zniknęło, koniec wspomnienia. 
- Panie. Panowie. - zakrzyknął Margel - pokłon w stronę obrońców wolności!
Nikt się nie zaśmiał. Wszyscy wyglądali na zszokowanych i przerażonych, niektórzy patrzyli na Aleksandra z jasną nienawiścią. 
- Co pan na to, panie Weeder? Wszyscy wiemy, co później stało się z panią Anderson. Została zamordowana.
Weeder nie odezwał się. Nie wiedział, co powiedzieć. Chyba po raz pierwszy w życiu.
- Dobrze, wygląda na to, że nie jest zbyt rozgadany. Poprosimy źródło numer dwa, wspomnienie George'a Smitha.
Co tym razem?

Kula zaświeciła się. Mroczne pomieszczenie, rozświetlane jedynie przez samotną pochodnię wisząca na ścianie na drugim końcu. Piwnica... nie... to część bazy Bohemian Grove. Aleksander wiedział gdzie. Był tam. Wtedy.
Oprócz George'a w pomieszczeniu stało pięć osób - Emil i Ivan Gingerblade'owie, Vanessa Smith, Aleksander i Jack Horson, nastolatek.
- Przykro mi dzieciaku, ale podsłuchałeś niewłaściwych ludzi - stwierdził George.
- Ale ja nie wiem o co chodzi! Przepraszam! - dzieciak zaczął łkać - Już nigdy tak nie zrobię!
- Teraz to trochę za późno na rachunek sumienia - stwierdził Ivan - Kto to zrobi?
- Ja - powiedział Aleksander bez wahania.
Pamiętam. Chciałem błysnąć, zyskać w ich oczach. Szczególnie w oczach Ivana.
Ledwo było słychać, jak mówił zaklęcie. Zielony blask zalał pomieszczenie i zniknął - szybko, bezboleśnie.
Dzieciak padł.
- Hmmm... muszę czegoś spróbować - stwierdził Ivan, po czym wyciągnął różdżkę i wycelował w truchło. 
- Vivus corpus mortuum.
Nic... przez chwilę nic się nie działo, ale potem dzieciak nagle zaczął się ruszać. 
- Czy to... inferius? - spytał Emil.
- Tak, synu. - odparł Ivan. - Schowaj się w skrzyni i wyjdź.
Trup posłusznie zamknął się w pobliskim kufrze, po czym wyszedł z niego.
- Dobra, działa. Tylko to chciałem zobaczyć. - stwierdził Ivan, po czym machnął różdżką. Głowa Horsona rozerwała się niczym opakowanie od cukierków, a czaszka wyleciała prosto do ręki Ivana, rozchlapując po drodze mięso i kawałki mózgu. Ciało padło na ziemię.
- Zrobię, żeby gadała - zarechotał Ivan.
A Jack leżał bez życia, pozbawiony głowy, wśród chichotów sów.

Tym razem nawet Margel się nie odezwał. Miał zaciśnięte usta i taki wyraz twarzy, jakby przed chwilą zjadł cytrynę.
Na trybunach panowała grobowa cisza, aż do chwili gdy ktoś krzyknął:
- Mordercy! Dzikie zwierzęta! 
- Znałem tego chłopaka! - krzyknął ktoś inny.
- Cisza - stwierdził Margel i zastukał swoim młoteczkiem.
- Źródło trzecie prosimy, wspomnienie francuskiego aurora, Pana Racheloux.

Nie chcę już tego oglądać - myślał Aleksander. Nie mógł myśleć o niczym innym. On sam poczuł się złamany. Wiara w ideę, która towarzyszyła mu cały czas i dawała siłę odkąd tu wszedł, uleciała nagle, niczym balon wypełniony helem, którego nie jesteś już w stanie złapać i wspominasz tylko moment, gdy jeszcze go trzymałeś.
Ale kula się włączyła.
Tym razem scena przedstawiała ulicę. Była zniszczona, powyrywane płyty brukowe, połamane drzewa, latające wszędzie dookoła gazety i śmieci wirujące niczym tornado.
A w środku stał mężczyzna. Tony Moretti.
- NIEEEEE! ON NIE MÓGŁ UMRZEĆ, ROZUMIECIE? HAHAHHAHAH! ON NIE UMARŁ! TO TAKA ZAGRYWKA, ZARAZ GDZIEŚ WYSKOCZY! HAHAHAH!
Krzyczał i krzyczał. W jego oczach dryfował obłęd, biała mgła chwytająca umysł w swe sidła i tuląca go tak kurczowo, że brakuje mu już powietrza.
Aurorzy zbliżali się, ciskali zaklęciami ale on odbijał je wszystkie niczym piłeczki ping-pongowe. Nagle jeden z nich zaszarżował.
- Fritz, nie! - krzyknął Racheloux. Ale tamten już biegł. Nie zdążył nawet dotrzeć do wiru, który otaczał szaleńca. Ożywiona przez Morettiego budka telefoniczna rzuciła się na niego i zamknęła go wewnątrz siebie. Kabel oplótł się na jego szyi i zacisnął tak mocno, że auror upadł na kolana.
- UWEEE! - krzyknął ktoś z aurorów. Nagle wszyscy pobiegli w wir walki, razem z Racheloux. Zero organizacji, całe lata ćwiczeń dyscypliny poszły na marne. Ktoś spudłował, ktoś inny przewrócił się, unikając lecącej mu prosto w twarz klątwy. Komuś udało się związać Morettiego łańcuchami i padł na ziemię, rzucając się niczym podczas egzorcyzmów. Ale Uwe nie uratowali. Jego twarz była biała, a oczy wyszły z orbit, wyglądając jak u lalki. 
Nagle akcja przeniosła się gdzieś indziej. Sala rozpraw, niezbyt podobna do tej, w której stał Aleksander. Tony siedział na krześle, przypięty łańcuchami.
- Czy chce pan coś dodać, panie Moretti? - spytał gruby mężczyzna z wąsem, siedzący na podwyższeniu pomiędzy dwoma innymi ludźmi.
- Szczam na was, marglistowskie ścierwa. Wiem, że was opłacili. Zabijecie nas jednego po drugim! TAK JAK TAMTYCH! TAK JAK RESZTĘ!
- Sąd ogłasza wyrok: siedemdziesiąt lat pozbawienia wolności. Zamykam rozprawę.
Dwóch mężczyzn podeszło do Morettiego, podnieśli go z krzesła i trzymając mocno, ruszyli do wyjścia. A szarpał się niemiłosiernie.
- TO ZA IVANA! TO ZA IVANAAAA, KUUU***WWWYYYYY!!!
Mężczyźni na trybunach zaczęli się śmiać.
A Moretti szarpał się, wśród chichotów obcych ludzi.

Koniec. Aleksander rozejrzał się po sali. Wszyscy patrzyli na niego z mieszaniną obrzydzenia, niechęci i strachu.
Margel kręcił młynka swoim młoteczkiem, patrząc na Weedera twarzą bez wyrazu.
- Ogłaszam wyrok. Aleksander Weeder zostaje skazany na pocałunek dementora. 
Tak samo jak Ivan. Może tak miało być? Może trafimy do tego samego piekła, jakiegoś szarego, cuchnącego pustkowia. 
Nie pamiętał, którędy go prowadzili. Umysł kompletnie mu się wyłączył, przed oczami przelatywały mu jedynie obrazy z myślodsiewni.
Jak to możliwe. Byliśmy potworami, samemu tego nie widząc? Niee. Niemożliwe. Pewnie zmodyfikowali mi pamięć i próbują wmówić, że to prawda. Żeby złamać mnie dodatkowo na sam koniec. Żeby... 
Weszli do pomieszczenia pełnego lewitujących, zakapturzonych postaci roztaczających wokół siebie chłód. I Aleksander stracił duszę, wśród chichotów dementorów.
Nie słyszał ich. Ale wiedział, że chichoczą.
czarekPL
Czarodziej




Posty: 390
Tematy: 68
Gru 2014
1,266
#2
Fajne, wiele kwestii mi to wyjaśniło, ale momentami niesmaczne Confused
Juminako
Azkaban




Posty: 298
Tematy: 10
Gru 2014
Gryffindor

#3
specjalnie odzyskalam haslo zeby dac lubiete



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.