Witaj!

Zaakceptowane Podanie na Ucznia 2OOC
Vanity
Czarodziej




Posty: 1
Tematy: 1
Lip 2019
0
#1
Imię i nazwisko: 
Caspian Yaxley
Miejsce urodzenia: 
Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Św. Munga
Status krwi: 
100%

Cechy charakteru: 
Błądzę we własnym umyślę. Żadna z moich półkul mózgowych nie wie chyba, która jest tą dominującą. Nikt nie wie jak naprawdę jestem. Nie ukrywam tego, nie mam najmniejszego zamiaru. Mam spojrzenie na świat spaczone dwoma rzeczami. Jedną z nich jest moja nieśmiałość. Może i powinienem nawiązać z kimś jakąś przyjaźń, znaleźć sobie dziewczynę, jednak nie widzę w tym najmniejszego sensu. Drugą, wydaje mi się ważniejszą jest nazwisko Yaxley. Wiecznie bądź posłuszny, nie wyróżniaj się na tle innych, ale wiedz,  że jesteś kim lepszym. Lepszym od wszelkiego rodzaju mieszańców czy mugoli. Skażenie czystej krwi to obraza nie tylko dla ciebie i twojej matki, która wydała Cię na świat. 
Powiedzmy sobie szczerze, jestem taki jakim ukształtowała mnie rodzina. Prędzej czy później pogodzę się z losem, a na razie nie mam zamiaru przysparzać im więcej problemów niż już mają. Mimo że jestem im posłuszny, posiadam własne zdanie, wiem co jest dobre a co nie, chociaż w większości decyzji podpasuje się pod ich dyktando. Staram się nie rozpoczynać rozmów, nie mam zbyt wiele do powiedzenia, wolę podtrzymać dany dialog, trwać przy danej osobie i wspomagać ją moim marnym pokładem wiedzy interpersonalnej. Kompletnie nie umiem rozmawiać o uczuciach. Ucinam te tematy równie szybko jak tylko się zaczynają, a nawet gdybym miał o nich rozmawiać nie chcę, bo szczerze się na tym kompletnie nie znam. Mam dosyć wysokie wymagania, które sobie stawiam. Czasem nierealne, jak każdy, mam prawo marzyć. Nie wiem czy kiedykolwiek to się wydarzy, ale mam szczerą nadzieję, że jedno z mych nieuchwytnych snów urzeczywistni się w niedalekiej przyszłości. 
Jestem ambitny, staram się dotrzeć do tego czego dążę, chociażby miałbym stąpać po trupach. Nie jestem bezwzględny i okrutny, chociaż kilka osób tak uważa. W końcu, hej, jestem Yaxleyem, mój praprapradziadek był poplecznikiem tego czarnoksiężnika Voldemorta. Staram się nie żyć przeszłością, prę do przodu, chociaż jak uważam sam, żółwim tempem. Jestem zdecydowanie zbyt pyszny i zadufany w sobie. Uważam, że wszystko co robię, jest robione na bardzo wysokim poziomie i rzadko kiedy przyjmę jakąkolwiek uwagę. Takie zachowanie być może dąży do ukształtowania mojej persony. Oddalony od rówieśników, wolę posiedzieć sobie na murku, zaczytany, w starą, pozaginaną książkę, która to skrywa niesamowite tajemnice. 
Mam syndrom starszego brata, nie ufam nikomu kto chce skrzywdzić moją siostrę. Właściwie to nie ufam nikomu, kto rozmawia z moją siostrą. Wtedy moja nieśmiałość, odchodzi w bok i momentalnie, mimo niezbyt dobrej kondycji potrafię znaleźć się blisko siostry i samym wzrokiem dać do zrozumienia jej rozmówcy, że ma być czujny. W końcu, nikt nie musi znać o mnie prawdy. Mogą uważać, że jestem okrutny, zły, podły i w całości wdaje się w moją ciemną stronę rodziny. Niech dla nich będę czarną owcą, odzianym w czerń chłopakiem, dla którego droga przez rzekę, może prowadzić przez most, zrobiony z kości jego wrogów. Szacunek należy zdobyć u mnie, nie piękna urodą, czy twardą gadką. 
Mam dla was radę, wy, którzy to czytacie. Nie próbuj na mnie naskoczyć, bo ukrócę ci nogi. Nie próbuj mnie obgadywać, bo utnę ci język. Nie próbuj skrzywdzić mnie ani mojej siostry, bo poderżnę ci gardło. 

Wygląd postaci: 
Codzienne spoglądanie do lustra, sprawia, że czasem mam dość swojego własnego odbicia. Tafla srebra odbija mój rzeczywisty wygląd, bzdura. Polepsza go co najmniej pięciokrotnie, próbuje wyidealizować cechy, które wcale tak idealne nie są. 
Poranna rutyna, włosy. Skupiam na nich swoje spojrzenie, a następnie mogę tylko sięgnąć po szczotkę i grzebień. Z trudem rozczesuje czarne kosmyki, by przy pomocy letniej wody, ułożyć je w fryzurę, która nie będzie sprawiać mi problemów w codziennym życiu. Schodzę niżej, przejeżdżam dłonią po moich czarnych, nieco szerokich brwiach. Za pomocą wody nadaje im jakikolwiek sensowny kształt. Krzyżuje moje spojrzenie, z osobnikiem z lustra. Posyłam mu blady uśmiech, by następnie przemyć oczy wodą. Przecieram je palcem i spoglądam na swój nos. Wydaje się zbyt wielki, trochę niepasujący do mojej twarzy. Niżej różowe usta, delikatnie popękane wargi od ciągłego nawilżania ich śliną, a potem kontakt z zimnym powietrzem. Zawsze się tak to kończy. Na szyi dobrze zaznaczone jabłko Adama, nie mam zamiaru kłócić się, kto tak nazwał ten kawałek chrząstki. Nieco niżej, po lewej stronie pieprzyk, który udaje mi się zakryć kołnierzem koszuli. 
Kiedy udaje mi się doprowadzić moją twarz do względnego porządku, kieruje się do swojej szafy. Wyciągam z niej czystą białą koszulę. Mieszanka bawełny i satyny, delikatnie łaskocze moją ciepłą skórę. Szybko zapinam szare guziki i zgarniam krawat z krzesła. Wiążę go na szyi, tradycyjnym windsorskim sposobem, by następnie ukryć go pod kołnierzem koszuli. Dopinam ostatni guzik, by następnie wciągnąć na siebie spodnie w barwie a jakże - czarnej. Wkładam koszulę pod materiał spodni, by następnie szybko zapiąć guzik i pasek. Podnoszę delikatnie ręce do góry, by wyciągnąć nieco białego materiału a następnie chwytam swoją elegancką czarną szatę. 
Podchodzę do krzesła, gdzie ubieram czarne skarpetki, na które zakładam nowe skórzane buty. Ponownie staję przed swoim lustrem, by poprawić ostatnie elementy mojej aparycji. Poprawiam kosmyk włosów, który opadł mi na oczy,  a także strzepuj mały kłębek kurzu, który znalazł się na ramieniu szaty. Dokonuje ostatniej analizy tego kim jestem. 

Blada karnacja, zdecydowanie zbyt blada jak na osobę, która dość często przesiaduje na zewnątrz. Wzrost... przeciętny, w granicach 170 centymetrów. Spoglądam na swoje ciało i zdecydowanie powinienem przybrać na wadzę. Szczupłe nogi, pas, na którym nie trzyma się większość spodni, a także znikoma ilość mięśni. To chyba niejedyne wady w moim wizerunku. Zerkam na zegarek. Cholera, przeklinam w głowie i biegiem kieruje się w stronę sali transmutacji, 

Historia postaci: 
Jak to jest, że Ci, którzy nie mają kontaktu z magią, pragną uciec do świata magii, nieskończonego dzieciństwa, wiecznej swobody, a Ci, co w tym świecie żyją, pragną odskoczni. Tak bywa i ze mną, bohaterem tego jakże nudnego i pełnego oczywistości świata. To będzie jedyny zapis jaki po sobie pozostawię, pożółkły dziennik, z licznymi zapisami nutowymi mojej muzyki, cytatami z wierszy stworzonych przez mój prosty ludzki umysł, skarbnicą moich filozoficznych przemyśleń, będących jednocześnie mym dziedzictwem.  
Narodzenie. Moment, w którym na świat przychodzi nowe dziecko, przez ułamek sekundy jesteś najmłodszy na całym świecie. Ten moment dla mnie miał miejsce 12 kwietnia, 60' roku. Szpital Św. Munga, zadrżał od moich wrzasków, kiedy opuszczałem łono matki, by stawić się na zabójczy i okrutny świat, który miał mi towarzyszyć przez następne kilkanaście lat. Od zawsze słyszałem, oczy masz po matce, dumę po ojcu, a charakter kształtujesz sam. Może to i prawda, zresztą, nigdy nie protestowałem odnośnie odpowiedzi innych. Byłem pierworodny, byłem początkiem nowej gałęzi, która znalazła się na rodowym drzewie genealogicznym, tworzącym nową historię.
Swoje wspomnienia z okresu dzieciństwa mam zamglone. Ot, były i tyle. Wiem tylko, że moje magiczne moce objawiły się jeszcze przed moimi trzecimi urodzinami. Z opowieści mamy, mówiła, że kiedy się zdenerwowałem wrzaskiem ojca, momentalnie stłukłem wszystkie wazony znajdujące się w domu. Śmiali się, że rośnie ze mnie młody niszczyciel, znakomity czarodziej, mistrz pojedynków, przyszły mąż i  ojciec. Szkoda, że w tych słowach były marne ziarna prawdy. 
Czas leciał nieubłaganie, odkąd w domu pojawiła się moja siostra, mogłem tylko opiekować się nią. Czasem denerwowała, to jasne, ale im człowiek starszy, tym bardziej dostrzega jak bardzo należy kochać rodzinę. Zawsze uważałem, że ludzie to świnie, zdradzą Cię na pierwszym twoim potknięciu, wytkną ci każdy najmniejszy błąd, będą śmiać się przez swoje maski. Możliwe, że dlatego chciałem by moja siostra miała bezpieczniejsze lata młodości.
Przypominam sobie nieliczne wydarzenia, naukę literatury czarodziejskiej, naukę gry na fortepianie czy podstawy związane z eliksirami i zielarstwem. Moją matkę, która zawsze trwała przy mnie, kiedy nie wiedziałem co w danej chwili zrobić, czy ojca, wpajającego mi zasady dżentelmeńskiej postawy i uczącego, że za wszelką cenę mam być dla mojej mamy i siostry, oparciem. Gdyby go zabrakło, mam wziąć na barki ciężar jaki on dźwiga. I choć mam te  marne 15 lat, ledwo znam świat, tak wiem, że z każdym kolejnym dniem jestem coraz bliżej tego by nieco pomóc mojej rodzinie. 
Jedenaste urodziny, wielkie wydarzenie, list z Hogwartu i koniec euforii. Wiedziałem, że tam trafię i szlag mnie trafi jeżeli miałbym opisywać co wtedy czułem. Serio, nie wiem i nie mam zamiaru wracać do tego momentu. Zakupy robiłem z mamą, nasza dwójka na ulicy Pokątnej świetnie dawała sobie radę. Różdżka - dobrana perfekcyjnie, koszule - szyte na miarę. Po prostu, byłem wysłany do zamku idealny.
Przeżyłem te trzy lata. Zdałem WUMDLe, jak sam uważałem przyzwoicie. To czego nie rozumiałem, ćwiczyłem do skutku i takim oto sposobem jestem w klasie piątej. Śmiem twierdzić, że jeszcze wiele przede mną, ale jedyne o czym teraz myślę to o wprowadzeniu mojej siostry do świata Hogwartu. 

Wyniki z WUMDLI:
Astronomia - T
Eliksiry - Z
Historia Magii - T
ONMS - T
OPCM - N
Transmutacja - N
Zielarstwo - Z
Zaklęcia i Uroki - N
Latanie - zaliczone
Skąd dowiedziałeś się o serwerze? Sam nie pamiętam.
Czy przeczytałeś regulamin serwera? Tak.

[b]Składając podanie, akceptuję regulaminy serwera Hapel.pl i zobowiązuje się do ich przestrzegania.[/b]
ola566
Pierwiastek



Pracownik Hogwartu

Posty: 433
Tematy: 20
Cze 2015
233
Ravenclaw
#2
Zaakceptowane,
SLYTHERIN.



Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten temat 1 gości



Polskie tłumaczenie © 2007-2024 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2024 MyBB Group.
Theme by XSTYLED modified by Hapel Dev Team © 2015-2024.