Dovemi
Azkaban
Posty: 55
Tematy: 12
Gru 2014
Ravenclaw
12.12.2016 21:35
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.07.2017 23:23 przez Dovemi. Edytowano w sumie 2 razy.)
Rodzina nazywa mnie Láura. Jestem półwilą i urodziłam się 21 marca **17 lat temu** w Marsylii na terenie Francji. Aktualnie zamieszkuje dormitorium Ravenclawu oraz co jakiś czas wracam do swojej posiadłości we Francji.
Wygląd postaci: Szczerze? Pewnie wyjdę na zadufaną w sobie, ale prawdą jest że mam idealną figurę i nieskazitelną cerę. Wszystko jest na swoim miejscu usta są pełne i mają żywy kolor, a na skórze nie widać żadnych doskonałości. Jedną z zauważalnych u mnie cech są na pewno złote tęczówki dziedziczne w naszej rodzinie. Mam długie srebrne włosy, które zależy od dnia - raz są proste, a raz lekko falowane, ale i tak wyglądają oszałamiająco i mienią się w słońcu.
W co się ubieram? Uwielbiam kolor niebieski. Była to swego rodzaju zaleta poprzedniej szkoły, ponieważ wszystkie mundurki były błękitne. To chyba jedyny kolor, który naprawdę lubię, oczywiście poza mundurkiem mam dużo ubrań w odcieniach bieli i fiołkowego fioletu, jednak wśród nich wszystkich zdecydowanie przeważa błękit.
Styl ubierania? Uwielbiam wszelkiego rodzaju dziewczęce sukienki czy spódniczki. Nie noszę typowych bluzeczek odsłaniających brzuch czy mini spódniczek, bo i bez tego potrafię oczarować swoją urodą.
Na szyi zawsze mam na sobie ten sam naszyjnik w kształcie serca wykonany z białego złota, który przypomina mi pierwszy raz kiedy użyłam uroku.
Charakter postaci: Mam wiele twarzy, i nawet przed samą sobą udaję kompletnie inne osoby. Dla innych uczniów zazwyczaj jestem na początek miła i pogodna, jednak po krótkiej znajomości jasno daję do zrozumienia, że jestem na pierwszym miejscu. Nie mam problemów z zawieraniem znajomości. Doskonale zdaję sobie sprawę z ludzi zazdrosnych, plotkujących na mój temat, jednak tacy szybką milkną… Ciekawe dlaczego?
Jestem z natury władcza i wyniosła, jednak bywają momenty, kiedy mam ochotę po prostu zamknąć się w pokoju i pobyć przez chwilę sama ze sobą - bez chłopaków śliniących się na mój widok i dziewczyn próbujących się ze mną zaprzyjaźnić żeby stać się bardziej popularne. Od najmłodszych lat wpajane były do mojej głowy wartości mojej matki. Mam być popularna, mam być lubiana, mam podporządkować sobie wszystkich - jednak zastanawiam się często, jak daleko dojdę otaczając się sztucznymi lub otumanionymi urokiem ludźmi. Jednak, każde takie przemyślenia są natychmiast przerywane, bo przecież jest dobrze tak jak jest... Prawda?
Dzieciństwo:
Zanim wielu z was uzna to za zwykłą historyjkę o uczniu Hogwartu urodzonym w ładnym domku, gdzieś na obrzeżach Londynu muszę wspomnieć o jednej rzeczy - moja matka jest willą. Zanim zaczniecie się zastanawiać kim musiał być mój ojciec i jak wspaniały musiał być rozwieję wasze wątpliwości. Mój tata był czarodziejem, właścicielem znanej firmy produkującej magiczne perfumy i co najważniejsze dla mojej rodzicielki - miał pieniądze, mnóstwo pieniędzy. Tak więc moja matka wyszła za niego za mąż no i wtedy "przypadkiem" urodziłam się ja, chociaż jak to mama mnie zapewnia byłam elementem kluczowym w jej życiu. Niedługo potem rzeczony małżonek "niespodziewanie" zmarł, a moja matka przejęła całą jego fortunę, dodatkowo sprzedając jego firmę za ogromne pieniądze.
Pewnie zaraz powiecie "Jak możesz opowiadać o tym z takim spokojem, to twój ojciec, a twoja matka najprawdopodobniej zabiła go dla pieniędzy". No i tak zrobiła to, a ja miałam wtedy niecałe 3 latka. Z moim ojcem prawie nie miałam kontaktu i to mama była osobą, która zajmowała się moim wychowaniem.
Pojmowanie świata mojej matki różniło się bardzo od poglądów przeciętnych francuskich wiedźm. Jak już wspomniałam - mama jest willą - co wykształciło u niej brak poszanowania dla gatunku ludzkiego. Uważała, że są oni jedynie marionetkami, a dzięki naszemu urokowi możemy od nich dostać wszystko czego zapragniemy.
Byłam dla niej czymś w rodzaju dzieła sztuki - jednocześnie odziedziczyłam umiejętności po niej, ale także talent czarodziejski po ojcu, który ujawnił się u mnie w wieku 11 lat, kiedy to siłą woli przyciągnęłam prosto w moje ręce przepiękny naszyjnik z wystawy. Dla mnie nie było to tylko ujawnienie się mocy magicznej, ale i pierwsze użycie wpływu na mugolu. Musiałam za sprawą uroku nakłonić go, aby pozwolił mi odejść z naszyjnikiem bez płacenia… plus zdobyłam jeszcze parę szmaragdowych kolczyków dla mamy. Mówiłam wam, że mój świat różni się od przeciętnego czarodzieja.
Niedługo potem otrzymałam zaproszenie do nauki w Akademi Magii Beauxbatons. Moja mama była wniebowzięta i resztę czasu jaki nam pozostał spędziła na uczeniu mnie wszystkiego o tym jak używać uroku.
Beauxbatons - klasa 1,2,3 [1OOC]:
Moja matka nauczyła mnie patrzeć z góry na innych co o dziwo sprawdzało się. Kiedy przechodziłam po raz pierwszy korytarzami Akademii widziałam innych pierwszoroczniaków, przestraszonych i martwiących się czy zdobędą przyjaciół, czy dadzą radę z materiałem. Ja tym pierwszym nie musiałam się przejmować. Ludzie wręcz walili do mnie drzwiami o oknami, komplementy nie miały końca i miałam wrażenie, że jestem w raju.
Była też druga strona medalu - nauka. O ile nie musiałam się zbytnio wysilać, aby być lubiana to za naukę musiałam się wziąć sama. Wpływ na młodego czarodzieja nie różnił się prawie niczym od używania go na mugolu, jednak miałam pewne obawy przez używaniem go na nauczycielach. Nie znałam jeszcze w pełni swoich umiejętności i bałam się, że wszystko się wyda.
We Francji wille nie są czymś powszechnym i dobrze znanym, dlatego mimo, że chodziłam praktycznie z ogromnym neonem nad sobą o treści "Jestem w 1/2 willą" nikt za bardzo się tym nie przejmował. Jednak, gdyby przyłapał mnie nauczyciel od razu wiedziałby o co chodzi, dlatego przez pierwsze trzy lata ani razu nie użyłam uroku na nauczycielu, co skutkowało niższymi ocenami, ale musiałam zachować środki ostrożności.
Podczas każdej przerwy świątecznej czy wakacji wracałam do domu, gdzie ćwiczyłam i jeszcze raz ćwiczyłam. Moja matka była perfekcjonistką co skutkowało zarywaniem nocy, przez jeden głupi błąd w akcentowaniu danego słowa. Wtedy również rozpoczęłam naukę animagii, co według was pewnie wydaje się szaleństwem, ale moja matka upierała się że krew willi pozwoli mi osiągnąć to znacznie wcześniej
Beauxbatons - klasa 4,5 [2OOC]:
Na początku czwartej klasy byłam już królową szkoły. Nie było osoby którą nie znałaby mojego imienia czy nazwiska. Przez te cztery lata utorowałam sobie drogę na sam szczyt hierarchi, jednak pewnym kosztem. Mogłam oszukać i omamić uczniów, jednak nigdy nie wpływałam na nauczycieli. Dodatkowo część z nich zaczęło zauważać, że za moją popularnością nie stoi tylko i wyłącznie mój wygląd czy charakter, a moje oceny z każdym tygodniem były coraz gorsze. Musiałam działać i to szybko - przedmiotem z którego radziłam sobie najmniej była transmutacja i to właśnie z niej nauczyciel wręcz mnie nienawidził. Pewnego dnia chyba po raz pierwszy ku zdziwieniu wszystkich pojawiłam się na zajęciach dodatkowych i kiedy wszyscy wyszli, a ja zostałam żeby porozmawiać o moich słabych ocenach spróbowałam. Szeroko wpatrzone oczy, lekkie odgarnięcie włosów, promienny uśmiech, kilka ciepłych słów i nie musiałam się martwić ocenami z transmutacji do końca szkoły.
Również dzięki stosowaniu uroków na nauczycielach stałam się animagiem. Szczerze? Dla mnie nie ważna była sama umiejętność a raczej zwierzę w które będę mogła się przemieniać. Uparcie chciałam, żeby był to ptak, dzięki czemu mogłabym latać wysoko ponad drzewami i nie przejmować się ludźmi pode mną, jednak kiedy rzeczywiście udało mi się przemienić byłam nie ptakiem, a wilkiem z jasną, wręcz białą sierścią.
Były takie egzaminy, których nie mogłam ominąć stosując urok jak np. latanie na miotle. Egzamin odbywał się na szerokim i pustym specjalnie do tego celu przeznaczonym polu, a siedząca dalej komisja składająca się z 3 nauczycieli latania przyznawała ci punkty. Może nie omamiłam ich wszystkich trzech urokiem, ale za to dzięki wpływowi miałam najlepszych nauczycieli latania w szkole. Nawet i to nie pozwoliło mi zdobyć maksymalnej ilości punktów, ale cóż. Widocznie latanie na miotle nie jest dla mnie. W każdym razie egzamin zdałam.
Na koniec 5 klasy moja matka przedstawiła mi swojego nowego małżonka. Tak, moja mama znowu wychodziła za mąż a wiecie co to oznaczało? Bardzo prawdopodobny zgon męża tuż po ślubie. Mężczyzna miał na imię Thomas, był czarodziejem i był współwłaścicielem firmy produkującej miotły w Londynie. A co to miało oznaczać? Przeprowadzkę do Londynu. "Do jego wspaniałej posiadłości" jak to mówiła moja mama, ale nawet to mnie nie zachęcało. Co prawda, nawet w nowej szkole umiałabym sobie bezproblemowo poradzić, jednak z Beauxbatons łączyła mnie pewna więź - pierwszy urok na nauczycielu, pierwsza udana animagia, pierwsza jazda na miotle…
Jednak, jak nauczyła mnie moja matka - wille się nie przywiązują, one zabierają coś, przywłaszczają to sobie, a kiedy im to się znudzi lub przestaną czerpać z tego korzyści porzucają to. Mimo że nie byłam stuprocentową willą musiałam się dostosować. I tak wyruszyłam do Londynu, a następnie prosto na peron 9 i 3/4…
Hogwart - początki:
Początki w nowym miejscu nigdy nie są proste - tak mówią wszystko oprócz mnie, przynajmniej dopóki nie doznałam bolesnego zderzenia z rzeczywistością. Wartości i cechy które są nam wpajane za młodu wydają się nam tak oczywiste i odruchowe, że są uznawane za codzienność. Dla mnie tą codziennością były kłamstwa, oszustwa i manipulacja. Prawda jest taka, że zmarnowałam swoją szansę na nowy początek, na oczyszczenie swojej osoby w oczach innych - ale mam nadzieję, że na zmianę w moich oczach nie jest jeszcze za późno.
Relacje:
In work.
Ciekawostki:
- jej patronusem jest biały wilk
- w wieku 15 lat opanowała umiejętność animagii
- jej różdżka: winorośl, 8 i 3/4 cala, giętka, rdzeń z włosa z głowy wili (jej matki)
- staje się wyjątkowo szczęśliwa i odprężona kiedy przebywa na łonie natury
- jej boginem jest wielki płomień
- interesuje się magicznymi stworzeniami
- bardzo mało osób darzy szacunkiem, jednak jeżeli już znajdzie taką osobę, to jest gotowa zrobić dla niej wszystko
- na serdecznym palcu lewej dłoni nosi obrączkę ślubną, jednak nikt nie wie z kim jest ona powiązana, a ona sama przedstawia się jako singielka
Julia154
Azkaban
Posty: 126
Tematy: 8
Maj 2015
Hufflepuff
Śliczna karta
Dovemi
Azkaban
Posty: 55
Tematy: 12
Gru 2014
Ravenclaw
Rayven
Adept Magii
Posty: 621
Tematy: 26
Gru 2014
508
Ravenclaw
Fajna karta :- )
„It's only after we've lost everything that we're free to do anything.”
|